Król totalnej głupoty powrócił w wielkim stylu (WIDEO)

Piłkarskie statystyki mają to do siebie, że zmierzą przebiegnięte kilometry, liczbę i celność podań. Bez żadnego kłopotu policzycie gole i asysty, ale nikt nie wymyślił miernika głupoty. Jeśli komuś to się uda, prawdopodobnie obowiązującą skalą będzie od zera do Diego Costy. Brazylijski napastnik po raz kolejny pokazał, że na boisku myśli jedynie, gdy ma piłkę przy nodze, choć i to nie zawsze. Powrót do domu okrasił golem i… czerwoną kartką.

Wiele miesięcy czekał Diego Costa na powrót do swojego ulubionego miejsca. Szybko pokazał, że nic się nie zmienił. W „debiucie” wystarczyły mu cztery minuty na strzelenie gola. Wtedy pokonał bramkarza Lleidy w Pucharze Króla, a dzisiaj przypomniał się kibicom w nowym domu.

Przypomniał się aż za dobrze. Strzelił gola i wyleciał z boiska, tyle że trzeba oddać sprawiedliwie, że tego gola być nie powinno, bo… Diego Costa powinien opuścić boisko chwilę wcześniej. W 62. minucie łokieć, którym „poczęstował” Djene Dakonama, ale wtedy sędzia go oszczędził – tylko żółta kartka – choć nie musiał, a nawet nie powinien.

Kilka minut później były zawodnik Chelsea wykorzystał podanie Sime Vrsaljko i podwyższył wynik na 2:0 – wcześniej gola strzelił Angel Correa – po czym spontanicznie świętował z kibicami za bramką. Brazylijczyk niemal wpadł na trybunę, a sędzia ukarał go żółtą kartką, co skończyło się czerwienią. Diego Costa pokazał już nieraz, że im bardziej sytuacja absurdalna, tym większe prawdopodobieństwo, że odbyła się z jego udziałem i tym razem nie było wyjątku.

Fortuna: Odbierz 100 zł na zakład bez ryzyka lub 20 zł ZA DARMO + bonus od depozytu do kwoty 400

Komentarze

komentarzy