Krótkie przemyślenia na temat Szwajcarii

Po efektownym zwycięstwie z Gruzją przyszedł czas na Szwajcarię – tylko, albo i aż towarzysko. „Tylko”, bo jednak przy takiej formie naszych kadrowiczów chciałoby się postawić kropkę nad „i” w eliminacjach, natomiast „aż”, bo to kolejny ważny mecz i pozostało jeszcze wiele istotnych pytań bez odpowiedzi. Szwajcaria to świetny przeciwnik na testy, a dodatkowo kraj, który naprawdę nadal jest dla Polaków zagadką i okryty jest tysiącem stereotypów. Sery, góry, Simon Amnann, wieczna neutralność polityczna, czekolady, zegarki, a pewnie dla niektórych także kredyty we frankach.

Państwo
Szwajcaria to dziwny kraj, choć po kilku wizytach muszę stwierdzić, że to chyba najbardziej utopijne państwo w Europie i tak to wszystko powinno mniej więcej wyglądać. Nigdzie nie ma takiego poczucia wspólnoty co tam. Podnieść papierek – żaden problem, wymalować ławkę pod blokiem – proszę bardzo, przypilnować sąsiadowi mieszkania – normalka. Wszystko odbywa się w poczuciu, że trzeba działać we wspólnym interesie i że razem znaczy lepiej. Dlatego kompletnie nie zdziwiło mnie, że jest tam mega czysto, bardzo bezpiecznie i że tak wspaniale rozwija się tam gospodarka. Byłem naprawdę w wielu miastach i w żadnym nie widziałem popisanych murów, nie wszedłem w psie odchody i nikt nie zaczepił mnie z uprzejmym pytaniem: „za kim jesteś?”.

Żeby nie było tak pięknie i cudownie to dodam dla równowagi dwie rzeczy. Przede wszystkim ilość imigrantów. No bo jak jest dobrze, jest pomoc państwa, łatwo o azyl to czemu nie spróbować. Może nie jest to jeszcze Francja, ale wielokulturowość jest tutaj aż nadto widoczna. Bardzo zdziwiła mnie pewna orientalna restauracja w Montreaux. Zaglądnąłem więc do środka, żeby zobaczyć co tam można zjeść i jak całość wygląda w środku. Widok był dla mnie szokujący i długo nie mogłem się po nim otrząsnąć, bo po prostu nie spodziewałem się takiego obrazka. Właściwie same długie stoły, a przy nich panowie w dziwnych strojach i do tego kilka nieeuropejsko odzianych żon. W inny dzień wybrałem się wieczorem do centrum Lozanny, która jest zresztą przepiękna i każdemu polecam  odwiedzić ją choćby na kilka dni. Akurat trafiłem na tak zwaną „wystawkę”, która jest w tym rejonie bardzo popularna. Mieszkańcy wystawiają przed domy stare graty i ubrania, a potem zabierają je panowie z Czerwonego Krzyża. Zapuściłem się jednak zbyt daleko i akurat dotarłem do dzielnicy niezwykle popularnej wśród uchodźców i obcokrajowców o niezbyt zasobnym portfelu. Widok był wstrząsający – grzebiący ludzie w śmieciach, wszystko porozrzucane i ogólnie szok – że niby taka jest Szwajcaria?

Po co to piszę? Przekonacie się nieco później, natomiast warto odnotować, że rząd szwajcarski też zauważył ten problem.

Druga sprawa o której chciałem napisać to ich upierdliwość. Uwierzcie, że nie ma drugiego tak wkurzającego pod pewnymi względami kraju. Ludzie dzwonią na policję o wszystko, a najlepszym przykładem jest chyba historia mojego krewnego, który prawie otrzymał mandat za włączenie pralki wieczorem (przed 22). Może dlatego tak popularne są tam pralnie? Ale całkowicie niesamowite są historie, które często przewijają się w opowieściach Polaków. Wyobraźcie sobie, że mówicie sąsiadowi sekret, że pędzicie w piwnicy bimber i sprzedajecie go za dziesięć franków. Sąsiad się śmieje i prosi o jedną flaszkę, a na drugi dzień przyjeżdża po Was policja i macie sprawę w sądzie. Oczywiście jest to tylko bardzo plastyczny przykład, bo nie spotkałem kogoś kto pędziłby tam bimber (ewentualnie wino), ale pokazuje jak działa tam społeczeństwo.

Piłka, sport i inne pierdoły


Odłóżmy na bok wszystkie społeczno-polityczne sprawy, bo zaraz zrobi się nudno, a przecież kliknęliście tutaj dla piłki. Zanim przejdę stricte do profesjonalnego futbolu, najpierw chciałbym opowiedzieć o sporcie amatorskim w Szwajcarii, bo już to wiele powie nam na temat potencjału tego kraju na arenie międzynarodowej. Po raz kolejny Helweci zaskakują, bo chyba nigdzie w Europie tak wielu ludzi nie uprawia sportu co tam. Nieważne co i w jakiej formie, ale każdy rano albo zakłada buty do biegania, albo idzie grać z kumplami w nogę, albo idzie na któryś z wypasionych basenów. Dla mnie najbardziej niesamowite było kiedy wybrałem się wraz z tatą i z bratem pokopać futbolówkę (bardzo rekreacyjnie), kiedy byłem jeszcze małym szkrabem. Trafiłem na kompleks dziesięciu boisk: cztery pełnowymiarowe na trawie, dwa na sztucznej trawie, jedno na ziemi (o dziwo bardzo oblegane), trzy małe boiska do treningów. Dla dziecka wychowującego się w polskich warunkach piłkarskich jeszcze bez Orlików był to olbrzymi szok! Kiedy dotknąłem zielonego dywaniku (idealnie zachowana murawa jaką nie poszczycił się nawet Widzew) zadałem dwa pytania: dlaczego ONI nie są mistrzami świata w piłce? i dlaczego nikt tu nie wyprowadza psów, przecież w Polsce byłaby tu masa czworonogów?

W takim stanie byłby pewnie ten przepiękny kompleks u nas…

To jest właśnie paradoks: jest tyle wspaniałych obiektów (ja musiałem grać na betonie w Polsce), a jednak Szwajcarzy nie mogą, albo nie chcą przełożyć tego na poziom profesjonalny i to nie tylko w futobolu. Inna sprawa, że Helweci lubią ćwiczyć, ale już kibicować nie za bardzo, a przecież to atmosfera wokół kadry napędza wyniki. Uwierzycie, że podczas mundialu w oknach wisiało chyba więcej flag Portugalii niż Szwajcarii? Ruszyło się chyba dopiero jak kadra wygrała pierwszy mecz i wtedy rzeczywiście można było zobaczyć wielkie telebimy, ludzi chodzących w koszulkach reprezentacji i masę gadżetów na ulicach, ale porównajcie to sobie teraz z pospolitym ruszeniem podczas meczów Polski.  A szkoda, bo choć Szwajcaria jest nadal niedoceniana na świecie, to zrobiła ogromny postęp w piłce nożnej i to zarówno w tej reprezentacyjnej jak i klubowej. Wystarczy popatrzeć na wizytówkę tego kraju czyli FC Basel, które nie dość, że posiada wspaniały obiekt, ma rzeszę kibiców, ekstra scouting, dobrą szkółkę to jeszcze finanse pod kontrolą. Szkółki to osobna historia, To oczywiście efekt wprowadzenia szkolenia wzorowanego na hiszpańskiej i niemieckiej szkole, ale też trochę pomogło multi-kulti.

Właśnie tak wyglądałaby kadra Szwajcarii na mundialu, gdyby nie wystąpiliby w niej zawodnicy mający jakieś egzotyczne korzenie. Część dziennikarzy ubolewa nad tym, że Gela zastanawiał się którą reprezentację wybrać, że Seferović się podobno nie przykładał i że jest w niej ogólnie tylu „obcych”, ale to tym „mieszańcom” chce się uprawiać sport na takim poziomie, posiadają naprawdę wysokie umiejętności, a poza tym chyba czas się przyzwyczajać, że tak wygląda społeczeństwo równoramiennego krzyża i jak pokazuje sport nie jest to nic złego. Tak prezentuje się reprezentacja Helwetów na mecz z Polakami:

Bramkarze: Roman Buerki (SC Freiburg; 0A/0), Marwin Hitz (FC Augsburg; 0A/0), Yvon Mvogo (BSC Young Boys Berno; 0A/0);

Obrońcy: Johan Djourou (Hamburger SV; 52A/1), Michael Lang (Grasshopper Zurych; 7A/1), Francois Moubandje (Toulouse; 1A/0), Fabian Schaer (FC Basel, 9A/4), Steve von Bergen (BSC Young Boys Berno; 46A/0);

Pomocnicy: Valon Behrami (Hamburger SV; 55A/2), Blerim Dzemaili (Galatasaray; 40A/3), Gelson Fernandes (Stade Rennais; 49A/2), Fabian Frei (FC Basel; 4A/0), Goekhan Inler (SSC Napoli; 80A/6), Pajtim Kasami (Olympiakos Pireus; 4A/1), Xherdan Shaqiri (Bayern Monachium; 41A/15), Valentin Stocker (Hertha Berlin; 25/3);

Napastnicy: Josip Drmic (Bayer Leverkusen; 15A/4), Admir Mehmedi (SC Freiburg; 29A/2), Haris Seferovic (Eintracht Frankfurt; 19A/4), Marco Schoenbaechler (FC Zurich; 1A/0).

Jeszcze słówko o eliminacjach
Każdy wie jak Polska radzi sobie w tych eliminacjach, ale pewnie nie każdy śledzi losy Szwajcarii, więc na koniec warto powiedzieć słówko na ten temat, zwłaszcza, że to reprezentacja, która stale występuje na salonach od 2004 roku z wyjątkiem wpadki w 2012 roku.

Chłopcy Petkovicia rozpoczęli swoją przygodę z Francją fatalnie, bo już w pierwszym spotkaniu dostali lanie od Anglików. Zaprezentowali się może nie najgorzej, ale widać było klasę obu zespołów i mogło się to skończyć trochę tak jak podczas meczu z Francją na mistrzostwach. Potem nadszedł czas na Słowenię i tu znów gorycz porażki musieli przełknąć Helweci, a po tym meczu mówiło się nawet, że trzeba poszukać nowego selekcjonera. Petkovicia uratował chyba póki co terminarz, bo tak można nazwać potyczki z San Marino i Litwą, ale jeżeli diametralnie nie poprawi się styl gry drużyny federacja chyba poszuka kogoś nowego. Zwłaszcza, że grupa z San Marino, Litwą, Estonią, Słowenią i Anglią nie jest nie do przejścia.

Same nazwiska jak na taką grupę robią dużo szumu i każą patrzeć z szacunkiem na ten zespół. Jest (akurat nieobecny we wtorek) bramkarz Sommer, jest ciekawa mieszanka młodości z doświadczeniem w obronie w postaci: Djourou, Schaera czy Steve von Bergena. Pomoc to już w ogóle plejada gwiazd, bo Dzemaili, Inler, Kasami, Shaqiri czy Stocker to uznane nazwiska w europejskiej piłce. Trochę razi natomiast atak, bo nie ma w niej kogoś szytego na miarę Lewandowskiego czy nawet Milika, ale Drmić to i tak dużo, a jego popis w meczu z Litwą to istny majstersztyk.

 

Uważajmy więc na tych niepozornych „serojadów”, bo mają kim zaskoczyć i na pewno są o klasę lepsi w każdej formacji od Gruzji, a może też od Szkocji. Na koniec jeszcze ciekawostka. Wiecie dlaczego Szwajcarzy śmieją się z Shaqiriego? Otóż po francusku gdy powiemy „Shaqiri” to zakomunikujemy: „kot się śmieje” (chat qui rit). Niemieckojęzyczna część nie widzi w tym nic dziwnego, ale francuskojęzyczna wymyśla coraz to nowsze żarciki. Oto jeden z nich:


(W oryginale możemy kupić taki serek, ale nazywa się: „Śmiejąca się krowa”)

including the Protestant control of New England
snooki weight loss Fashion For a Renaissance Wedding

My mom who rents an apartment in Brooklyn
snooki weight lossBelk’s One Day Sale is Saturday

Komentarze

komentarzy