Leo Messi – czarodziej, boiskowy geniusz, wirtuoz piłki, atomowa pchła, mesjasz… Zachwytów, przydomków i porównań było już tyle, że nie sposób ich zliczyć. Uważany przez większość za najlepszego w historii piłkarz ma jednak coś, co według wielu dało mu przewagę. Jest to jego historia, której nieodłącznym elementem już zawsze będzie kuracja hormonalna.
Argentyńczyk już od małego wyróżniał się na boiskach. Przyczyniała się do tego jego świetna gra, ale też wzrost, którym wyraźnie odstawał od rówieśników. W wieku 10 lat mierzył zaledwie 125 cm i zaczęto się martwić, że z powodu tego problemu nie będzie miał możliwości walki o świat piłki nożnej w najlepszym wydaniu.
Wbrew powszedniej opinii, że to Barcelona wypatrzyła zdolnego chłopaka i postanowiła w niego zainwestować, to nie ona odegrała w całym procesie największą rolę. Po latach tajemnicy dowiedzieliśmy się wiele o kulisach procederu i jego znaczeniu. W rozmowie z Piotrem Koźmińskim (Super Express) całą prawdę wyznaje człowiek, który uratował Leo – Diego Schwarztein.
Do argentyńskiego endokrynologa Newell’s zgłosiło się, kiedy Messi miał 10 lat: „mamy w klubie tysiąc chłopaków, ale ten jest zdecydowanie najlepszy. Tylko coś chyba nie tak z jego wzrostem, więc prosimy o konsultację”. Po ok. pięciu miesiącach, w trakcie których rodzina Messich i klub musiały szukać środków na kolejne badania, stało się jasne, że organizm młodego chłopaka nie wytwarzał odpowiedniej ilości hormonu wzrostu. Był to defekt przytrafiający się raz na 20 000 przypadków…
Doktor leczył Argentyńczyka przez ponad 3 lata, w trakcie których Messi przyjął ok. 1400 zastrzyków. Messi wiedział, co się dzieje. Było widać po nim determinację i wolę zostania zawodowym piłkarzem. Motywujące było zapewne też to, co usłyszał od lekarza: „o wzrost się nie martw, będziesz wyższy niż Diego Maradona”. Pamiętając wzrost Maradony być może nie było to szczególne pocieszenie, ale jak musiało wpłynąć na psychikę małego, ambitnego chłopca – „Wyższy… Będę wyższy – będę lepszy!” Jak widzimy, chyba się udało…
Sytuacja skomplikowała się przez to, co często staje się problemem w obecnym świecie – brak pieniędzy. Po kryzysie jaki zapanował w Argentynie przestało obowiązywać m.in. działanie ubezpieczeń. Jednym z takich było te ojca Messiego, które pokrywało koszty leczenia wynoszące ok. 1300 dolarów miesięcznie. To wtedy Barcelona podjęła decyzję o przenosinach do Barcelony, w której „Duma Katalonii” dokończyła kurację. Jak się okazuje, nie trwało to długo – ok. 70% kuracji Messi przebył jeszcze w Argentynie. Gdyby nie ona, zdaniem doktora Messi byłby niższy o ok. 10-15 cm. Patrząc na Insigne (163 cm), nie przeszkodziłoby to ” La Pludze” w byciu zawodowym piłkarzem, ale na 99% nie byłby na poziomie, na którym jest obecnie.
Na koniec sedno sprawy, czyli to, co trapi większość hejterów zawodnika Barcelony. Czy kuracja hormonalna miała jakiś magiczny wpływ na organizm Messiego i jest krętactwem jak – dopasowując się do zimowego klimatu – astma Marit Bjoergen?
– Wiem, że pojawiają się zarzuty, iż moja kuracja była formą dopingu. Powiem wprost: każdy kto tak twierdzi jest idiotą. Może to mocne słowo, ale prawdziwe. A czy próbuję rozmawiać z takimi ludźmi, przekonywać ich? Nie, mam w życiu zasadę, że od głupków trzymam się z daleka. Najłagodniejsze określenie dla ludzi mówiących, że pobieranie przez Messiego hormonu wzrostu to doping, to „ignorant”. (…) Ja sprawiłem tylko, że stał się wyższy, wyrównałem jego szanse – stwierdził Schwarztein.
Może taka informacja od samego źródła przekona niedowiarków, że hormon wzrostu nie dodał Argentyńczykowi +5 do talentu, albo jakby to stwierdził Tomek Hajto – 23% do jakości. Messi to, co wyprawia na boisku zawdzięcza jedynie swojemu wrodzonemu talentowi, niesamowitej pasji z jaką dążył (i wciąż dąży) do perfekcji, miłości do futbolu i treningom na najwyższym poziomie. „Za dzieciaka” nogę w koszmarny sposób połamał David Villa, lekarze byli zdecydowani. On się jednak nie poddał i dzięki mobilizacji od ojca walczył o sprawność i marzenia. Uśmiechnął się do niego los i dał światu piłki świetnego napastnika. Za taki sam uśmiech losu traktujmy te 10-15 cm Messiego więcej – dzięki temu żyjemy w czasach piłkarza, którego piłka nożna już nigdy nie zapomni.