Lech Poznań przez wiele lat zyskał łatkę klubu, który regularnie stawia na swoich wychowanków. Oczywiście wiązało się to naturalnie z zyskiem finansowym. W tym sezonie ta sytuacja uległa zmianie, choć na początku sezonu zapowiedzi były niemalże odwrotne. Dlaczego zatem „Kolejorz” nagle zmodyfikował swoje przyzwyczajenia?
Plan Bońka nie wypalił
Kiedy Zbigniew Boniek wprowadzał przepis o wymaganym młodzieżowcu w składzie, to na pewno spodziewał się, że niebawem wypromuje to wielu młodych, polskich piłkarzy. Z tym bywa jednak różnie. Bazując na wynikach z rundy wiosennej przed zawieszeniem rozgrywek, stosunek Polaków do obcokrajowców wynosił procentowo 48 do 52. Mówiąc konkretniej: trenerzy ekstraklasy od lutego postawili na 630 krajowych graczy przy 695 zagranicznych piłkarzach.
Po wznowieniu rozgrywek ten trend się nie zmienił. W pierwszej kolejce po pandemii wyglądało to nieco lepiej, ale tylko o jeden procent – 49 do 51. Ponownie górą byli zawodnicy spoza Polski. Jednym z powodów takiej sytuacji są decyzje Dariusza Żurawia. Przeciwko Legii na ławce usiadł między innymi Jakub Kamiński, a jego miejsce zajął Bogdan Butko. 29-letni Ukrainiec, którego Lech już raczej za wielkie pieniądze nie zdoła sprzedać. Poza tym na skrzydłach zagrali Tymoteusz Puchacz oraz Kamil Jóźwiak. Ten drugi nie znalazł się w kadrze na mecz z Zagłębiem Lubin z powodu zawieszenia za kartki, a jego miejsce zajął wspomniany Kamiński. 18-latek strzelił dodatkowo jedną z bramek.
Zaledwie dwójka polskich graczy w wyjściowej jedenastce z pewnością wygląda niekorzystnie dla poznańskiego klubu, który od wielu lat słynie z dobrej akademii. W rundzie wiosennej wygląda to naprawdę kiepsko:
21 kolejka: Raków Częstochowa – 4 Polaków w podstawowym składzie (Kamiński, Puchacz, Jóźwiak, Marchwiński)
22/23/24 kolejka: Cracovia/Lechia/Jagiellonia – 3 (Puchacz, Jóźwiak, Kamiński)
25 kolejka: Jagiellonia – 2 (Jóźwiak, Kamiński)
26/27 kolejka: Wisła Kraków/Legia Warszawa – 2 (Puchacz, Jóźwiak)
28 kolejka: Zagłębie Lubin – 2 (Puchacz, Kamiński)
Zapewnienia Klimczaka
Jak takie wyniki mają się do słów zarządców Lecha po podarowaniu nowej umowy dla Dariusza Żurawia? Szkoleniowiec miał przede wszystkim pracować bez jakiejkolwiek presji. Prezes klubu, Karol Klimaczak, między innymi w jednym z odcinków „Stanu Futbolu” jasno przyznał, że wyniki nie będą głównym punktem oceny pracy trenera. W maju z jego ust padły dość odważne słowa:
– Nie wyrzucimy Dariusza Żurawia ani w sierpniu, ani we wrześniu, czy październiku z prostej przyczyny. Inaczej będą zdefiniowane cele. W poprzednich sezonach zmiana trenera była wywołana chęcią walki o puchary czy mistrzostwo. Darek ma jedno zadanie, które zobaczymy, co nam da w tabeli. Ma zbudować przede wszystkim drużynę. Nie ma postawionego żadnego celu sportowego. W pierwszym okresie będziemy budować zawodników i zgrywać ich. Punkty nie będą decydować o tym, czy zostanie nadal trenerem, a taką ocenę dokonają nasi dyrektorzy. Obecna sytuacja nie powinna niepokoić fanów Lecha, ponieważ byliśmy niekonsekwentni. Teraz wracamy do korzeni, które dawały nam względne sukcesy, między innymi mistrzostwa. Na czym się najlepiej znamy? Przede wszystkim na szkoleniu i wprowadzeniu młodych zawodników. Musimy wprowadzać takich graczy jak Linetty, Kędziora, Kamiński, bo ci goście nam dali mistrzostwo. Plus doświadczeni Polacy i jakość w postaci obcokrajowców.
Wielu kibiców z Poznania odebrało to za jawną potwarz. Niektórzy jednak brali te wypowiedzi z przymrużeniem oka, starając się je zaszufladkować do zwykłej medialnej gierki. Miało to pomóc niejako ściągnąć presję ze szkoleniowca.
Jak pokazał czas, prezes Lecha nie musiał wycofywać się ze swoich słów. Drużyna zajmuje piąte miejsce w lidze i nadal walczy o grę w europejskich pucharach. Wygląda więc na to, że posada Żurawia jest bezpieczna. Mimo to, szefów klubu może martwić obecna sytuacja, ponieważ – tak jak wspominał Klimczak – nie ma w składzie nie tylko młodych polskich zawodników, ale także nieco bardziej doświadczonych. Na ten moment szansę otrzymują głównie Jóźwiak, Puchacz, Kamiński, a z ławki często na boisku pojawia się Marchwiński oraz Moder.
Brakuje przede wszystkim graczy z pewnym zasobem meczowym. Oczywiście mamy przekonanie, że już niebawem do składu wróci Robert Gumny. 22-latek ma za sobą około 90 występów dla Lecha, więc niejako można w jego kontekście rozmawiać jako o piłkarzu z pewnym doświadczeniem. Dodatkowo klub zakontraktował w poprzednim tygodniu Filipa Bednarka. Były bramkarz Heerenveen, po tym co ostatnio wyprawia Mickey van der Hart, na pewno może wywalczyć miejsce w podstawowym składzie i dodać do tego zestawienia dodatkowego Polaka. Choć to dopiero w kolejnym sezonie, ponieważ wówczas będzie mógł reprezentować barwy Kolejorza.
Kluczowe lato
Na ten moment trudno oczywiście powiedzieć, kto latem opuści Poznań. Chętnych do wykupu najzdolniejszych zawodników na pewno nie zabraknie. Oferty mogą otrzymać nie tylko Jóźwiak czy Marchwiński, ale także Kamiński, Puchacz oraz Gumny. W tej chwili sympatycy „Kolejorza” mogą być raczej spokojni jedynie o Jakuba Modera. W kontekście pomocnika nie pojawiają się na ten moment żadne doniesienia, a 21-latek tak naprawdę od tego sezonu zbiera regularnie minuty w pierwszej drużynie
Z drugiej strony, Lech w ostatnim czasie raczej nie sprzedawał wychowanków za wielkie pieniądze. W latach 2010-2019 udało im się sprzedać graczy za ponad 15 milionów euro. Jednak tak naprawdę większą część tej kwoty pozyskali w 2017 roku za sprawą odejścia Bednarka do Southampton, Kownackiego do Sampdorii oraz Kędziory do Dynama Kijów. Na ten moment klub ma wszystkie narzędzia do tego, aby powtórzyć tamto okienko. Pytanie tylko, czy właściciele zdecydują się na taką skalę osłabić swoją drużynę po tym, jak już przed obecnymi rozgrywkami z Wielkopolski wyjechało około dziesięciu graczy.
Kilka plusów
Stawianie na obcokrajowców ma także kilka plusów. Jednym z nich jest Dani Ramirez. Hiszpan po transferze z ŁKS-u Łódź do Lecha za 500 tysięcy euro nie stracił swojej dobrej formy. Podczas siedmiu kolejek zanotował dwie bramki oraz trzy asysty, ale jego wpływ na grę jest zdecydowanie większy niż pokazują liczby. 27-latek szybko zaaklimatyzował się w nowym zespole i bez wątpienia jest jego ważną częścią.
Asysty to jedno, ale warto między innymi zerknąć na tzw. stworzone okazje dla zespołu. Na ten moment Ramirez prowadzi w tej klasyfikacji (dane z EkstraStats) z 79 kluczowymi podaniami. Po 27. kolejce mniej zanotowali Filip Starzyński (74) czy Dominik Furman (73).
Po nieco słabszym meczu z Legią, Ramirez swój wkład do drużyny potwierdził podczas sobotniej potyczki w Lubinie. Gol, asysta, trzy celne strzały (100% skuteczność), 89 podań (celność 85%) i 15 wygranych pojedynków. Pod tym kątem lepiej wyglądał tylko Pedro Tiba, który przez pryzmat „niezauważalnych” statystyk od dłuższego czasu góruje w Lechu.
Oczywiście także kilka słów pochwał należy się dla Chrystiana Gytkjaera. Lider klasyfikacji strzelców ponownie pomaga Lechowi w walce o najwyższe laury. Na ten moment jego wynik bramkowy (16 goli to 33% wszystkich trafień poznaniaków w tym sezonie. Ze wszystkich ekip ekstraklasy lepszy procentowy udział bramkowy mają tylko Jorge Felix (13 bramek – 40%) i Flavio Paixao (13 – 36%).
Wniosek? Obcokrajowcy potrafią dodać każdej drużynie wiele dobrego. To nie jest przecież przypadek, że w piątce najskuteczniejszych strzelców (wykluczając z tego Jarosława Niezgodę) nie ma żadnego Polaka.
W tradycji Lecha jednak zakorzeniona jest wizja składu z Polakami. Jeśli Karol Klimaczak rok temu przywoływał czasy mistrzostwa, to przykładowo w sezonie 2014/2015 aż sześciu polskich zawodników znalazło się wśród jedenastu graczy z największą liczbą minut w sezonie. Na ten moment możemy znaleźć zaledwie trzech takich graczy – Jóźwiaka, Puchacza i aktualnie kontuzjowanego Gumnego. Wnioski nasuwają się zatem same. „Kolejorz” po prostu się zatracił, a jest to o tyle dziwne, ponieważ do bram pierwszego składu puka naprawdę kilku młodych, zdolnych graczy.