Leganes oficjalnie zaorane. Czy właśnie w taki sposób to władze zrzucają klub z ligi?

Przepisy, przepisiki, przepisunie. Jak niemal w każdej dziedzinie życia bywa, istnieją te zrozumiałe, logiczne, potrzebne, ale także inne – zupełnie „z czapy”. Sprawiedliwość w rozumieniu prawa zawsze będzie pojęciem względnym, przez co gdy jedni korzystają, inni dostają kłody pod nogi. Ostatnie tygodnie potwierdziły to także w świecie sportu.

Sztywno wyznaczone okienka transferowe czy Prawo Bosmana to rzeczy, które wyszły piłce nożnej na plus. Gracza można pozyskać zimą i latem, wiążąc się nim jedynie na okres zawarty w umowie. Każdy wie, kiedy może kogoś kupić, a także sprzedać. Są jednak miejsca, w których wciąż obowiązują wyjątki, co do których słuszności pojawiają się duże znaki zapytania.

Być może nie byłoby takiej afery, gdyby chodziło o jakąś malutką, biedną ligę, nieliczącą się w świecie poważnego europejskiego futbolu. Zamieszanie dotyczy jednak LaLiga, czyli obecnie prawdopodobnie drugiej, a może nawet pierwszej pod względem poziomu ligi. To właśnie tam, dokładnie tydzień temu, doszło do transferu Martina Braithwaite’a z Leganes do Barcelony.

„Duma Katalonii” skorzystała z przepisu pozwalającego na zakup zawodnika podlegającego RFEF (wszystkich hiszpańskich lig), w miejsce ciężko kontuzjowanego gracza. W tym przypadku mowa o Ousmane Dembele, który nawet gdyby mógł, nie może teraz wrócić do gry w klubie szybciej niż za sześć miesięcy. Opłacenie klauzuli odstępnego, osiągnięcie porozumienia z graczem i już – bezradne Leganes straciło jednego z kluczowych zawodników.

Klub bijący się z całych sił o otrzymanie w LaLiga zgłosił się do władz o pozwolenie na podobny transfer. W końcu utrata napastnika, który odpowiadał za niemal połowę ligowych trafień „Ogórków” (6/14), to także ogromny problem, porównywalny do kontuzji. RFEF pozwolenia jednak nie dała – właśnie dziś Leganes zostało oficjalnie „zaorane”.

Z jednej strony można zrozumieć tę decyzję – w przeciwnym razie drużyna „osłabiona” przez Leganes także chciałaby kogoś kupić, następnie zespół osłabiony przez tego kogoś także i tak w kółko – aż do trzeciej czy czwartej ligi. Byłby to po prostu nonsens.

W całej tej sytuacji największym nonsensem mimo wszystko pozostaje obowiązujące prawo, z którego skorzystała Barcelona. Gigant zyskał jakąś korzyść, a malutki klub wiszący nad przepaścią być może stracił jedyną broń, którą mógł walczyć o pozostanie wśród hiszpańskiej elity. Odnieść sportową porażkę to jedno. Ale odnieść ją wskutek decyzji na najwyższych szczeblach? Nie tak powinien wyglądać sport…

Komentarze

komentarzy