Po pewnym wygraniu dwumeczu z Bodo/Glimt, rywalizacja z Florą miała być dla Legii prawdziwym spacerkiem. Rzeczywistość wyglądała jednak zupełnie inaczej. Co prawda piłkarze Michniewicza w pierwszym starciu z estońską ekipą zanotowali zwycięstwo 2:1, to gra mistrza Polski pozostawiała wiele do życzenia.
Świetnie zaczął się ten mecz dla mistrza Polski. Już w 3. minucie bramkę na 1:0 zdobył Bartosz Kapustka, który popisał się świetnym rajdem, zakończonym bardzo sprytnym strzałem. Tuż po zdobytej bramce miała miejsce bardzo nietypowa sytuacja. Kapustka doznał bowiem kontuzji… podczas celebracji gola. 24-latek musiał opuścić murawę.
Piłkarze Michniewicza bardzo niepewnie grali w grze obronnej. Choć „Legioniści” mogli spokojnie strzelić jeszcze jedną bramkę w pierwszej połowie, gdyż swoje szanse mieli Martins oraz Luquinhas, to również i Flora meldowała się pod bramką rywala. W 27. minucie fatalnie zachował się Hołownia, ale strata zawodnika Legii nie skutkowała ostatecznie bramkę dla rywali. Tuż przed przerwą obiecujący strzał głową wykonał Purg, ale futbolówka nie znalazła drogi do siatki.
Wracają koszmary
Zawodnicy Flory wykorzystali przerwę w szatni, gdyż w 53. minucie mieliśmy 1:1. Henrik Ojamaa podał dobrą piłkę do Sappinena, który doprowadził do cennego remisu. Na konkretną szansę Legii w drugiej połowie musieliśmy czekać do 63. minuty. Uderzenie Jędrzejczyka obronił golkipera Flory.
Piłkarze Michniewicza postawili przede wszystkim na stałe fragmenty gry. W 75. minucie mogło być 2:1 dla Legii, ale uderzenie Wieteski wybił z linii Zenjov. Mistrz Polski dopiął swego w doliczonym czasie gry. Dobrze w polu karnym rywala odnalazł się Lopes, który ustalił wynik rywalizacji na 2:1.
Legia 2:1 Flora
1:0 Kapustka 3′
1:1 Sappinen 53′
2:1 Lopes 90+1′