Liga Mistrzów tylko wśród kibiców. Piłkarze Legii nie dojechali

Jaka piękna katastrofa, chciałoby się powiedzieć. Pełne trybuny, kapitalna atmosfera, naturalna murawa, czyli wszystko, czego potrzeba było do odrobienia dwubramkowej straty z Kazachstanu. Ale ani przez moment awans Astany nie był zagrożony, a Legia może żałować 93. minuty na Astana Arenie, bo to ona – jak się teraz okazuje – przesądziła o losach awansu. Jacek Magiera i spółka mieli mieć rozstawienie w czwartej rundzie i będą je mieli, tylko że w Lidze Europy.

Dzisiejszy występ mistrza Polski był zgodny z hierarchią wartości Krzysztofa Kononowicza. Nie było niczego, od początku do końca. Trzeba bardzo dużo popracować wyobraźnią, by w ogóle sobie przypomnieć jakąkolwiek sytuację, którą można z czystym sumieniem nazwać stuprocentową… To chyba najlepszy komentarz za cały dzisiejszy występ warszawian. Choć nie, lepsza była wypowiedź kapitana, tak KAPITANA, Michała Kopczyńskiego, który stwierdził, że zabrakło… „przypadkowo strzelonej bramki”.

Ileż nasłuchaliśmy się w trakcie meczu o waleczności Legii, ale dzisiaj to „Wojskowi” mieli grać w piłkę i rozbijać obronę rywala, a jedyne, co udało się rozbić, to jednego z rywali, w którego wpadł Thibault Moulin. Bezustanne podawania między środkowymi obrońcami i środkowymi pomocnikami oraz tysiące dośrodkowań zamienionych na 11 rzutów rożnych i, prawdopodobnie, kilkaset rzutów wolnych, to wszystko. Trzeba zgodzić się ze zdaniem Jacka Laskowskiego, który tuż po bramce Jakuba Czerwińskiego powiedział, że prowadzenie to efekt stałych fragmentów gry, ale nie ich jakości, tylko liczby, bo tych nie brakowało, tylko że najczęściej wspomniany Moulin uderzał mocno pod piłkę i liczył, że ta jakimś cudem nie przeleci kilkanaście metrów nad kolegami.

Osobny akapit należy się kibicom, którzy w zgodnej opinii wszystkich obecnych zgotowali piekło rywalowi, a kazachscy dziennikarze prawdopodobnie przez długi czas zapamiętają wizytę w Warszawie. Jednak to, co najlepsze, miało miejsce na początku, gdy została zaprezentowana oprawa poświęcona powstańcom:

Co prawda jedna z polskich gazet uznała ją za kontrowersyjną, ale już w internecie mnóstwo zagranicznych stron podchwyciło temat i wyczyn grupy „Nieznani Sprawcy” dotarł już nawet do Brazylii!

Warto wspomnieć o nieobecnych w Legii, którzy odchodzili niechciani, a teraz są w nieco lepszej sytuacji. Najciekawszy paradoks jest z dwoma osobami. Besnik Hasi odszedł z Warszawy, a raczej wyleciał z hukiem, a za kilka tygodni może w Pireusie świętować kolejny awans do Ligi Mistrzów. Jeszcze ciekawsza przygoda może czekać Jakuba Rzeźniczaka. Były kapitan Legii odszedł po kilkunastu latach do azerskiego Qarabachu Agdam i miał być odpoczynek, a i on lada moment stanie przed szansą napisania historii azerskiego futbolu, mimo że wszyscy przepowiadali wygodną emeryturę w Baku.

Zarejestruj się w Totolotku. Damy Ci 500 zł bonusu od depozytu i 20 zł na darmowy zakład