Lingard out, Bruno in? Solskjaer nadal jednak żąda napastnika

Pomimo gonitwy do ostatniej minuty, Manchester United odpadł w półfinale Carabao Cup. Swoje prywatne zwycięstwo odniósł jednak Ole Gunnar Solskjaer, który ponownie ograł Pepa Guardiole na Etihad Stadium, co kibice z Old Trafford z pewnością docenili.

Poniekąd czerwone kartka dla Nemanji Maticia zabiła ten mecz. Do tamtego momentu mogliśmy się jeszcze spodziewać, że niepewni gospodarze dadzą sobie wbić drugiego gola. Być może kluczowy w tym spotkaniu był brak Marcusa Rashforda. Anglik lubi spotkania z topowymi drużynami, a już w tym sezonie udowodnił, że zna receptę na pokonanie bramkarza „Obywateli”.

Bezbarwny występ Anthony’ego Martiala sprowokował dziennikarzy do zadania pytań na temat nowego napastnika. Podczas okienka United standardowo byli łączeni z wieloma snajperami, między innymi Cavanim, Piątkiem, Haalandem oraz Slimanim.

Fernandes zbawi United?

Na pomeczowej konferencji 46-latek zasugerował, że z chęcią powitałby napastnika, który, mówiąc kolokwialnie, wepchnie głowę tam, gdzie inni baliby się dostawić nogę. Szkoleniowiec United dodał, że jego zespół potrzebuje więcej bramek i jakości w ofensywie, a lekiem na całe zło może okazać się Bruno Fernandes.

25-latek podczas przygody ze Sportingiem zdobył 64 bramki w 137 spotkaniach, a Solskjaer ma nadzieje, że uda mu się część z tych umiejętności przenieść do lepszej ligi. Zgodnie ze słowami Norwega, Bruno jest gotowy do gry i może nawet zadebiutować w sobotę przeciwko Wolverhampton.

Jeśli United dopełni do piątku wszelkie formalności, obawiać się o miejsce w składzie powinien Jesse Lingard, którego trener zrugał wczoraj przy linii bocznej. Sympatycy „Czerwonych Diabłów” od dawna zastanawiają się, dlaczego Anglik nadal zajmuje miejsce w składzie pomimo braku bramek oraz asyst. Wraz z transferem Fernandesa może się to jednak diametralnie zmienić.

Komentarze

komentarzy