Przerwa wywołana koronawirusem sprawiła, że kibice Liverpoolu musieli czekać aż do końca czerwca na oficjalne świętowanie. Ten upragniony moment w końcu jednak nadszedł. Dlaczego to takie ważne dla tego klubu? Wszystko kręci się wokół wyjątkowej trzydziestki.
Regularny progres
Tyle lat bowiem ekipa z Anfield czekała na mistrzostwo Anglii. Początki pracy Juergena Kloppa nie zwiastowały, że pewnego dnia ta drużyna wbiegnie na szczyt. Mimo to już po niespełna trzech latach udało się osiągnąć finał Ligi Mistrzów, w następnym roku wygrać te rozgrywki, a w jeszcze następnym zasiąść na tronie Premier League.
Do tej pory sześć klubów podniosło to trofeum w 28-letniej historii ligi – Chelsea, Manchester United, Manchester City, Arsenal, Blackburn Rovers i Leicester City. Na tej liście brakowało „The Reds”, którzy między innymi w latach 1980-90 zdobyli aż siedem ligowych tytułów. Ówczesna drużyna pod dowództwem Boba Paisleya, Joe’a Fagana i Kenny’ego Dalglisha do dziś jest uznawana za jedną z najlepszych w historii światowej piłki.
Mimo to nowi zawodnicy Liverpoolu nie potrafili osiągać podobnych sukcesów, choć niejednokrotnie byli blisko. W XXI wieku aż czterokrotnie znajdowali się na drugim miejscu w ligowej tabeli. Po raz pierwszy w sezonie 2001/2002, kiedy swój złoty czas przeżywał Arsenal.
Siedem lat później natknęli się z kolei na świetny Manchester United, który także zdobył Ligę Mistrzów po dramatycznym finale z Chelsea. Strata „The Reds” wyniosła wówczas zaledwie cztery punkty.
Crystal Palace i Chelsea
Największe niepowodzenia przyszły jednak dość niedawno. W sezonie 2013/2014 drużyna była bowiem o dwa kroki od przypieczętowania mistrzostwa. Należało ograć jedynie Crystal Palace, a następnie pokonać Chelsea, która przed meczem Ligi Mistrzów z Atletico wyszła na boisku z anonimowym Tomasem Kalasem na środku obrony. Oba te mecze zakończyły się klapą pomimo prowadzenia z „Orłami”. Do tego to fatalne poślizgnięcie Gerrarda….To zagranie Anglika będzie wyśmiewane przez wiele lat.
W zeszłym sezonie porażka bolała jeszcze mocniej, ponieważ drużyna osiągnęła 97 punktów. Nawet to nie pomogło stanąć na szczycie, ponieważ lepszy o punkt okazał się Manchester City. Zdecydowało o tym bezpośrednie starcie z „Obywatelami”, kiedy to John Stones wybijał piłkę z linii bramkowej. Do zdobycia mistrzostwa zabrakło kilkunastu centymetrów.
Dziś to już historia, a przewaga punktowa nie pozostawia złudzeń – mamy do czynienia z mistrzem, który na to zasłużył i od pierwszej kolejki, tydzień po tygodniu, udowadniał swoją wyższość nad resztą stawki.