Mamy VAR, ale nie mamy sprawiedliwości. Kolejne „dymy” po środzie z Ligą Mistrzów

VAR jest dla świata piłki wymarzonym rozwiązaniem. Bronienie się przed nim przez dłuższy czas nie miało żadnego sensu, w końcu jeśli można wnieść do sportu sprawiedliwość, czemu tego nie robić? VAR jest niezwykle pomocny, już niejednokrotnie ratował spotkania i zapewniał uczciwy wynik. Mimo wszystko wciąż nie jest on zbawieniem…

Niemal co tydzień słyszymy o kolejnych zaskakujących decyzjach, które z perspektywy dostępności VAR’u wydają się po prostu niezrozumiałe, czy wręcz niedorzeczne. W środowych spotkaniach Ligi Mistrzów niestety także mieliśmy kontrowersje.

Pierwsza z nich dotyczy meczu Ajax – Chelsea, wygranego przez londyńczyków 1:0. Bramka zdobyta przez Promesa została anulowana, gdyż wskazano na pozycję spaloną. Problem w tym, że wyrysowana linia dotyczyła momentu, w którym piłka… była już w powietrzu, tuż po faktycznym momencie podania.

Swoje niezadowolenie po tym zdarzeniu wyraził m.in. Marcel Desailly. – Jestem ambasadorem FIFA i porozmawiam z władzami o anulowanym trafieniu Promesa. Nie poświęcono odpowiednio dużo czasu, by przygotować prawidłowe linie. To problem – oznajmił 51-latek.

Kontrowersja pojawiła się także w spotkaniu pomiędzy Benfiką i Lyonem, wygranym przez portugalski klub dzięki bramce w 86. minucie. W jednej sytuacji wbiegający w pole karne Moussa Dembele, napastnik Lyonu, został zaatakowany przez obrońcę rywali. Atak ewidentny (wręcz perfidny), bez futbolówki w pobliżu, wymierzony dokładnie w nogi rywala. Zresztą – zobaczcie sami:

Efekt? Brak rzutu karnego, a nawet jakiejkolwiek analizy VAR. Pozostaje zadać sobie pytanie, co robiły osoby odpowiedzialne za obsługę systemu. Może były chwilowo zajęte oglądaniem innych, ciekawszych spotkań? Cieszymy się, że VAR pojawił się w świecie piłki, ale trzeba przyznać, że często i tak jesteśmy świadkami sytuacji, po których ogarnia nas nieodparte uczucie zmieszania…

Komentarze

komentarzy