To już nawet nie jest pech. Nad Maorem Meliksonem ciąży klątwa Ligi Mistrzów

Nigdy się nie poddawaj – łatwo powiedzieć, trudniej przyjąć do wiadomości, a o wcieleniu w życie czasem po prostu nie ma mowy. Jeśli jutro ktoś będzie chciał w ten sposób pocieszyć Maora Meliksona, byłą gwiazdę Wisły Kraków i całej polskiej ligi, musi liczyć się z tym, że Izraelczyk pośle w jego stronę zabójcze spojrzenie. Po raz trzeci w karierze znalazł się o włos od fazy grupowej Ligi Mistrzów i po raz trzeci został z niczym. Zawsze brakuje mu jednego gola. 

Melikson od trzech lat jest zawodnikiem Hapoelu Beer Sheva. Jego rola w zespole jest nie do przecenienia – z każdym kolejnym sezonem notuje coraz lepsze liczby, zapracował też sobie na kapitańską opaskę. Nie będzie mu jednak dane wyprowadzić klubowych kolegów z tunelu przed meczem Ligi Mistrzów. Hapoel w decydującej rundzie eliminacji zremisował 2:2 z NK Mariborem, ale to Słoweńcy zagrają dalej, ponieważ na wyjeździe strzelili jedną bramkę więcej od rywali. Dla Meliksona taki obrót spraw to nie pierwszyzna.

Jeśli w jakimś miejscu na Meliksona miała paść klątwa Ligi Mistrzów, to nic dziwnego, że stało się to w Polsce. Drużyny z naszego kraju przez dwadzieścia lat nie mogły się przebić przecież przez eliminacje do najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywek. Kibice Wisły Kraków na pewno bardzo dobrze pamiętają sezon 2011/2012. Już byli w ogródku, już witali się z gąską, i co? Zabrakło jednej bramki, a dokładniej kilku minut, bo APOEL Nikozja decydująca bramkę strzelił w 87. minucie. Kto przyciąga naszą uwagę w składzie ,,Białej Gwiazdy”? Oczywiście Maor Melikson, który rozegrał wówczas pełne 90 minut. Wcześniej Izraelczyk znacznie przyczynił się do tego, że Wisła była tak bliska spełnienia marzeń, kończąc tamte eliminacje z trzema bramkami i jedną asystą na koncie. Indywidualne osiągnięcia szybko odeszły jednak w niepamięć, gdyż kluczową kwestią była porażka całej drużyny.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł bonusu!

Oba opisane powyżej przypadki łączy fakt, że zarówno Hapoel, jak i Wisła dwumecze przegrały w rewanżach. Pierwsze spotkania kończyły się zwycięstwami drużyn, w których występowały Melikson, ale były to tylko miłe złego początki. Zupełnie inna sytuacja miała miejsce w sezonie 2016/2017. Melikson był już wtedy zawodnikiem Haopelu Beer Sheva i – jak na lidera przystało – uczestniczył w walce o Ligę Mistrzów. W decydującej rundzie eliminacji Hapoel przegrał w pierwszym meczu aż 2:5 z Celtikiem. Co prawda, Melikson zapisał się wówczas na liście strzelców, ale o radości nie mogło być mowy. Przed początkiem spotkania rewanżowego wydawało się, że straty są nie do odrobienia, ale już w 48. minucie nikt o podobne stwierdzenie się nie pokusił. Hapoel prowadził na własnym stadionie 2:0 i Meliksonowi znów do szczęścia brakowało jednej bramki. Jak nietrudno się domyślić, wynik nie uległ już zmianie, a Melikson po raz kolejny musiał obejść się smakiem.

Aż trudno uwierzyć, że można mieć takiego pecha. Najsmutniejsze w całej historii jest to, że Melikson już niebawem skończy 33 lata i bardzo prawdopodobne, że stracił ostatnią szansę na występ w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Rzecz jasna, wielu zdecydowanie lepszych piłkarzy od Melikosna nigdy tej przyjemności nie zaznało. Pierwszy na myśl przychodzi nam Jonas Hector, który nie rozegrał nawet minuty w kwalifikacjach do Ligi Europy, a co dopiero mówić o Champions League. U Niemca wszystko dzieje się jednak na jego własne życzenie, jakim jest chęć pozostania w przeciętnym FC Koeln. U Meliksona górę nad własnymi życzeniami bierze klątwa, która dopada go za każdym razem, kiedy jedną nogą przekracza próg piłkarskiego raju.

Komentarze

komentarzy