
Marcelo z racji pozycji na boisku rzadko trafia na okładki gazet. Możecie mieć pewność, że jeśli już się tam pojawi, to na pewno z uśmiechem na twarzy. Tak kroczy przez całe życie. Mimo że ma już blisko 29 lat, nadal jest w nim coś z dzieciaka. Trudno sobie wyobrazić, że w ogóle kiedyś dorośnie. Trzeba za to uwierzyć, że nauczył się bronić. Wczoraj zapewnił Realowi awans do półfinału Ligi Mistrzów.
Gdy jedenaście lat temu opuszczał Brazylię, by zrealizować marzenie swoje i całej rodziny, towarzyszyły temu spore wątpliwości. „Królewscy” upatrywali w nim następcę Roberto Carlosa, ale zdawano sobie sprawę z niedostatków defensywnych 18-latka. Przeważyły takie zalety jak: świetne wyszkolenie techniczne, dobry strzał z dystansu i wizja w grze na połowie przeciwnika. Brazylijczyk do dzisiaj imponuje tymi samymi cechami, ale przez lata zaczął dawać jakość również w obronie. Juande Ramos testował go nawet na lewym skrzydle, ale Mourinho nie chciał maskować braków zmianą pozycji. Portugalczyk przez trzy lata w Madrycie nauczył Marcelo bronić. Swoją cegiełkę dorzucili też Ancelotti i Zidane.
Zazwyczaj znajduje się w cieniu Cristiano i podobnie było wczoraj. Hattrick zdobyty przez Ronaldo skierował światła reflektorów na jego osobę. Część osób zauważyła, że to wątłe plecy Brazylijczyka wniosły Real szczebel wyżej. Mit o tym, że nie umie bronić, obalił przynajmniej dwukrotnie. W pierwszej połowie zablokował uderzenie Roberta Lewandowskiego, a na początku drugiej wykazał się świetną przytomnością i umiejętnością przewidywania boiskowych zdarzeń. To on wybił piłkę sprzed samej linii bramkowej, kiedy Robben przerzucił ją nad Keylorem Navasem. Marcelo sprawił, że Holender w zasadzie nie potrafił stworzyć szans swoim kolegom. Co innego sam lewy obrońca. Znów imponował zaangażowaniem w ofensywie. Zdołał wykreować osiem szans, a jedną z nich Ronaldo zamienił na bramkę dającą Realowi spokój. Tyle samo okazji w Bayernie wspólnie stworzyli Ribery, Robben, Alonso, Vidal i Thiago! Lewy obrońca zrównał się więc wynikiem z ofensywą jednego z najlepszych klubów w Europie. W 110. minucie meczu stać go było na takie przyspieszenie, jakiego nie powstydziłaby się Ewa Swoboda. Po drodze minął trzech piłkarzy Bayernu i wyłożył piłkę na tacy, jak najlepszy kelner. Za Marcelo nie nadążył także sędzia liniowy, który nie dostrzegł, że Cristiano był wówczas na spalonym. Brazylijczyk poruszał się w innej strefie czasowej niż wszyscy zebrani tego wieczoru na Bernabeu. Dziennikarze żartowali w strefie mieszanej, że za to, co wczoraj zrobił, powinna się znaleźć ulica, która zostałby nazwana jego imieniem.
Katastrofalne błędy sędziów to jedno. Ale inna sprawa to gra Marcelo! Co za koń do biegania… 110' a on goni jak do pożaru
— Tomasz Smokowski (@TSmokowski) April 18, 2017
Wczorajsze występ był dla niego 400 w barwach Realu Madryt. Tym samym stał się drugim obcokrajowcem w historii „Królewskich”, który przekroczył tę granicę. Pierwszym był jego pierwowzór – Roberto Carlos. Pierwowzór, który być może został udoskonalony. Sam Carlos przyznaje, że Marcelo ma lepszą technikę od niego. Nie wzięło się to znikąd. Były piłkarz Fluminense przygodę z piłką rozpoczynał w hali, przez lata grając w futsal. Tam złapał to, za co podziwia go cały świat. Dzisiaj to lewy obrońca Realu Madryt wyznacza trendy gry na tej pozycji. Jest defensorem, którego określa się mianem nowoczesnego.
Marcelo (28 años): 21º jugador que disputa 400 partidos oficiales con el Madrid (2º extranjero tras Roberto Carlos). 27 goles. 286V 58E 56D.
— Pedro Martin (@pedritonumeros) April 18, 2017