Marcelo wprowadza Real do półfinału. Dziennikarze apelują o ulicę jego imienia

Screenshot 2017-04-19 13-46-48
Marcelo i Ronaldo – współtwórcy sukcesu Realu Madryt

Marcelo z racji pozycji na boisku rzadko trafia na okładki gazet. Możecie mieć pewność, że jeśli już się tam pojawi, to na pewno z uśmiechem na twarzy. Tak kroczy przez całe życie. Mimo że ma już blisko 29 lat, nadal jest w nim coś z dzieciaka. Trudno sobie wyobrazić, że w ogóle kiedyś dorośnie. Trzeba za to uwierzyć, że nauczył się bronić. Wczoraj zapewnił Realowi awans do półfinału Ligi Mistrzów.

Gdy jedenaście lat temu opuszczał Brazylię, by zrealizować marzenie swoje i całej rodziny, towarzyszyły temu spore wątpliwości. „Królewscy” upatrywali w nim następcę Roberto Carlosa, ale zdawano sobie sprawę z niedostatków defensywnych 18-latka. Przeważyły takie zalety jak: świetne wyszkolenie techniczne, dobry strzał z dystansu i wizja w grze na połowie przeciwnika. Brazylijczyk do dzisiaj imponuje tymi samymi cechami, ale przez lata zaczął dawać jakość również w obronie. Juande Ramos testował go nawet na lewym skrzydle, ale Mourinho nie chciał maskować braków zmianą pozycji. Portugalczyk przez trzy lata w Madrycie nauczył Marcelo bronić. Swoją cegiełkę dorzucili też Ancelotti i Zidane.

Zazwyczaj znajduje się w cieniu Cristiano i podobnie było wczoraj. Hattrick zdobyty przez Ronaldo skierował światła reflektorów na jego osobę. Część osób zauważyła, że to wątłe plecy Brazylijczyka wniosły Real szczebel wyżej. Mit o tym, że nie umie bronić, obalił przynajmniej dwukrotnie. W pierwszej połowie zablokował uderzenie Roberta Lewandowskiego, a na początku drugiej wykazał się świetną przytomnością i umiejętnością przewidywania boiskowych zdarzeń. To on wybił piłkę sprzed samej linii bramkowej, kiedy Robben przerzucił ją nad Keylorem Navasem. Marcelo sprawił, że Holender w zasadzie nie potrafił stworzyć szans swoim kolegom. Co innego sam lewy obrońca. Znów imponował zaangażowaniem w ofensywie. Zdołał wykreować osiem szans, a jedną z nich Ronaldo zamienił na bramkę dającą Realowi spokój. Tyle samo okazji w Bayernie wspólnie stworzyli Ribery, Robben, Alonso, Vidal i Thiago! Lewy obrońca zrównał się więc wynikiem z ofensywą jednego z najlepszych klubów w Europie. W 110. minucie meczu stać go było na takie przyspieszenie, jakiego nie powstydziłaby się Ewa Swoboda. Po drodze minął trzech piłkarzy Bayernu i wyłożył piłkę na tacy, jak najlepszy kelner. Za Marcelo nie nadążył także sędzia liniowy, który nie dostrzegł, że Cristiano był wówczas na spalonym. Brazylijczyk poruszał się w innej strefie czasowej niż wszyscy zebrani tego wieczoru na Bernabeu. Dziennikarze żartowali w strefie mieszanej, że za to, co wczoraj zrobił, powinna się znaleźć ulica, która zostałby nazwana jego imieniem.

Wczorajsze występ był dla niego 400 w barwach Realu Madryt. Tym samym stał się drugim obcokrajowcem w historii „Królewskich”, który przekroczył tę granicę. Pierwszym był jego pierwowzór – Roberto Carlos. Pierwowzór, który być może został udoskonalony. Sam Carlos przyznaje, że Marcelo ma lepszą technikę od niego. Nie wzięło się to znikąd. Były piłkarz Fluminense przygodę z piłką rozpoczynał w hali, przez lata grając w futsal. Tam złapał to, za co podziwia go cały świat. Dzisiaj to lewy obrońca Realu Madryt wyznacza trendy gry na tej pozycji. Jest defensorem, którego określa się mianem nowoczesnego.

Komentarze

komentarzy