„McGinniesta”. Rewelacja Premier League o charakterystyce żółwia

Utrzymanie w tym sezonie Premier League dla Aston Villi miała zapewnić głównie równa forma Jacka Grealisha. Tymczasem Anglik nieco odszedł w cień i obecnie za największą gwiazdę zespołu Deana Smitha uznaje się Johna McGinna. Kim jest 24-letni Szkot, który mając piłkę przy nodze przypomina żółwia aniżeli zawodowego piłkarza?  

Sir Alex Ferguson nie zawsze ma rację jeśli chodzi o roztropną ocenę potencjału swoich rodaków. Przekonał się o tym Manchester United, kiedy ich były szkoleniowiec namaścił Davida Moyesa na swojego następcę. Być może dlatego władze na Old Trafford od tamtego czasu ignorują niektóre porady 77-latka. Kto mógł się jednak spodziewać, że jedna z nich mogła doprowadzić ich do zakupu dzisiejszego gracza „The Villans”.

Jeszcze ponad rok temu Hibernian za McGinna oczekiwało raptem 2,5 miliona funtów. Patrząc na tę cenę dzisiaj i wspominaną przez angielskie media kwotę 50 baniek – brzmi to dość irracjonalnie. Jednak na dobrą sprawę były to adekwatne pieniądze do potencjału, ponieważ talent tego piłkarza eksplodował dopiero po transferze do Anglii. Z tymi przenosinami związana jest dość interesująca historia. Skaut Aston Villi bowiem już rok wcześniej przekonywał działaczy, że John będzie idealnym uzupełnieniem ich składu. Bobby Jenks pośpieszał swojego pracodawcę, aby zarządcy klubu działali szybko, ponieważ inne szkockie wielkie marki interesują się ówczesnym graczem Hibernian.

– Dałem im jasno do zrozumienia, że jest to najlepszy zawodnik, którego mogą wykupić ze Szkocji – wspomina Jenks – Wykonałem dużo papierkowej roboty, składając raporty na temat charakterystyki tego gracza, ponieważ śledziłem tę karierę od dłuższego czasu. Wiedziałem, że Villa potrzebuje tego rodzaju pomocnika, gracza z motorem napędowym i walecznym sercem. Pracowałem wcześniej w Motherwell i nalegałem na jego sprowadzenie, ale nie mieliśmy wówczas wystarczająco pieniędzy.

Jak na ironię losu – klub z Villa Park z powodu cięć budżetowych postanowił zredukować kilka etatów, przez co ucierpiał także wspomniany skaut. Mimo to jego pomysł przetrwał. Zajął się nim konkretnie Steve Bruce, który w pojedynkę dogadał się ze szkockim klubem. Szkoleniowiec dość długo debatował nad kupnem tego zawodnika między innymi ze Stevenem Gerrardem. Obserwował go także Brendan Rodgers, ale Cetlic nie miał zamiaru płacić takiej ceny za kota w worku. Sam John z kolei w przeszłości odrzucił ofertę z tego klubu czym zaskarbił sobie szacunek u fanów Hibernian. Łącznie dla tej drużyny rozegrał 136 spotkań i pomógł jej odnieść końcowy sukces w Pucharze Szkocji. Było to pierwsze trofeum „Hibs” od 114 lat.

Premiership powoli przestała go jednak rajcować i po kilku latach przeniósł się do Anglii. „McGinniesta”, jak go pieszczotliwie nazywają fani Aston Villi, momentalnie zaadaptował się do nowego środowiska. Efekt? Awans do Premier League, nagroda gracza sezonu od klubu, najładniejszy gol oraz bramka w finale play-off przeciwko Derby. Czy mogło być lepiej? W jego rozwoju pomogła mu przede wszystkim zmiana pozycji, choć raczej można to nazwać kosmetyczną modyfikacją. Steve Bruce, były szkoleniowiec „The Villans” zwykle wystawiał go na pozycji numer 6, podczas gdy Smith od października zeszłego roku przesunął go nieco bliżej bramki rywala. Zawodnik, który został kupiony do walki w środku pola, głównie do rozbijania ataków, w kilka miesięcy zyskał miano – obok Abrahama oraz Grealisha – jednego z najgroźniejszych graczy pod polem karnym przeciwnika. Eksplozja strzelecka nastąpiła jednak dopiero pod koniec ubiegłej kampanii. Łącznie udało mu się zaliczyć 9 goli, w tym ten najważniejszy we wspomnianym finale. Do tego wyniku dołożył 12 asyst.

Między innymi za takie trafienia szybko zyskał uznanie kibiców. To nie jest typowy zabijaka, którego kochają fani za nieustępliwość. On oczywiście posiada taką cechę, ale obok niej jest kilka innych, dużo ważniejszych. Doskonale czuje się przede wszystkim z piłką przy nodze. Oglądając jego boiskowe poczynania ma się wrażenie, że biega niczym żółw, który zaraz zaliczy wywrotkę niczym Przemysław Saleta w programie „Gwiazdy tańczą na lodzie”. Tymczasem on mija w taki sposób kolejnych rywali z dziecinną łatwością. Tworzy coś z niczego – zawsze w perfidny sposób.

Poza boiskiem to zwykły aniołek. Gordon Strachan opowiadał w jednym z wywiadów, jak podczas zgrupowania młodzieżowej reprezentacji John dość niepokojąco długo został w autokarze, podczas gdy reszta drużyny wypełzła do hotelu. Okazało się, że pomocnik jednak wcale się nie ociągał tylko pomagał kitmanowi nieść jego sprzęt.  Wszyscy, którzy go znają mówią o pokornej osobie, która regularnie korzysta ze swoich przywilejów z empatią do drugiego człowieka. Między innymi zaprasza szkockie organizacje charytatywne do Villa Park, aby dzieci z różnych organizacji mogły poznać klub od środka.

Trudno w nim odnaleźć typowego, nowoczesnego piłkarza. McGinn pozostaje człowiekiem, który jest wdzięczny losowi za szansę jaką otrzymał. Podczas zgrupowania narodowej kadry jest rzekomo duszą towarzystwa, a w klubie bratnią dusze znalazł przede wszystkim w Grealishu i razem z nim dba o nastrój w szatni. Dobra atmosfera póki co zdaje egzamin. Aston Villa po początkowych kłopotach, w ostatnich tygodniach  odzyskała tlen i prezentuje się z dobrej strony. Najbardziej zespół Smitha może żałować spotkań z Tottenhamem i Arsenalem, gdzie tak bardzo nie odbiegali od swoich rywali. W obu tych meczach bramki zdobywał nasz „żółw”, dodając do tego świetne występy.

Po udanym poprzednim sezonie i równie dobrym obecnym, trudno tak naprawdę określić, jak wysoko jest jego sufit. Nie przesadzilibyśmy twierdząc, że dziś reprezentant Szkocji byłby wzmocnieniem w środku pola niemalże każdego zespołu w Premier League, może odbijając z tej stawki Manchester City. Latem pojawiło się wiele plotek na temat transferu do „Czerwonych Diabłów”, ale wówczas fani z Old Trafford kręcili nosem. Dziś wygląda to bardzo logicznie zważywszy na problemy w środku pola United. Czy lepiej od niego prezentuje się Fred? Andreas Pereira? McTominay? Może ten ostatni nie ma się czego wstydzić, ale w obecnej formie wybralibyśmy mimo wszystko McGinna.

Przed rozpoczęciem sezonu większość fanów „The Villans” spodziewałaby się, że ich czołowym graczem będzie Grealish, którego powrót po kontuzji w ubiegłym sezonie zainspirował klub do historycznej serii 10 meczów ze zwycięstwem. Wychowanek akademii był impulsem do wywalczenia awansu, ale stempel przybił właśnie jego rówieśnik. Po kilku miesiącach kibice nadal zachwycają się grą piłkarza, którego w chwili transferu odbierano za anonima. Po ponad półtora roku sytuacja zmieniła się o 180 stopni, a szkocki Iniesta rozkochał w sobie niemalże całe Villa Park.

Komentarze

komentarzy