To dopiero czwarty dzień Mundialu, a czuję się jak w jakimś statku kosmicznym, pędzącym z ponaddźwiękową prędkością. Każdy, dosłownie każdy jeden mecz przynosi mnóstwo emocji i komentarzy. Tym razem nasz Enterprise zawędrował na Estadio Nacional de Brasilia. Pierwszy, historyczny mecz Szwajcarii z Ekwadorem rozpoczął zmagania w grupie E.
Jak zawsze, zanim dostaliśmy pyszne danie główne, musieliśmy przetrawić beznadziejną przystawkę, którą było studio TVP. Trio: Kurzajewski, Engel i leśny dziadek potrafi zepsuć każdemu humor. Oczywiście powyżsi specjaliści mają też swoich wiernych fanów i obrońców, jednym z nich jest np. Wojtek Kowalczyk (fot.).
Wróćmy jednak do meczu. Od telewizyjnych specjalistów dowiedzieliśmy się, że siłą Ekwadoru będzie gra zespołowa, a Szwajcarzy to młody i perspektywiczny zespół. Naprawdę, analiza godna najtęższych mózgów taktycznych. Podopieczni Ottmara Hitzfelda atakowali indywidualnie, najpierw Domingueza próbował zaskoczyć Shaqiri, chwilę później ładną akcję zakończoną mocnym strzałem przeprowadził Rodriguez (typowy Szwajcar – matka z Chile, ojciec z Hiszpanii). Gdy Maciej Iwański zastanawiał się, gdzie jest automat z kawą, bo sam mecz był tak nudny jak jego komentarz, Ekwador objął prowadzenie. Doskonałe dośrodkowanie Ayoviego na bramkę zamienił Enner Valencia. Co na to Szwajcarzy? Grali spokojnie, z dynamiką podobną do komentarzy Żewłakowa i jak słusznie (rzadko bo rzadko, ale mu się zdarzało) zauważył specjalista TVP, „europejczycy grali tak, jakby to oni prowadzili”.
W przerwie zastanawiałem się, co wybrać, wcześniej wspomnianą kawę czy oglądanie studia? Zdecydowałem się na drugą opcję i nie żałuję, bo dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy, np. „Pozycja Szwajcarów w rankingu Fifa wynika z wyników innych meczów”, lub np. „co należy zmienić w grze Szwajcarów? Hehe nie wiem”. Wisienką na torcie była rzecz jasna analiza Jerzego Engela z tajnych fragmentów nadesłanych przez Fifę.
Ottmar Hitzfeld musiał w przerwie dobrze nakręcić szwajcarskie zegarki, które w pierwszej połowie były strasznie nieprecyzyjne i na efekty nie musieliśmy długo czekać. Idealne podanie z rzutu rożnego i gol Mehmediego dający wyrównanie. Cały mechanizm, którego jednym z głównych komponentów był Shaqiri, rozkręcał się z akcji na akcję i kwestią czasu miał być kolejny gol. Bramka padła, jednak sędzia jej nie uznał, widocznie wyszedł z założenia, że w tym meczu liczymy tylko trafienia, zdobyte ze stałych fragmentów gry. Niestety to kolejny błąd na tych Mistrzostwach. Wprowadzają nowe technologie, to może też czas pójść po rozum do głowy i wprowadzić najlepszych sędziów, a nie jakiś amatorów z Uzbekistanu…
Ostatecznie Szwajcarom udało się wygrać spotkanie. Ekwador nastawił się na remis, co wykorzystali podopieczni Hitzfelda. Jednak mimo zdobytych 3 punktów, zdecydowanie więcej oczekiwałem od Shaqiriego i reszty. Brakowało mi pomysłu z organizacją akcji, które opierały się głównie na indywidualnych próbach. Co natomiast zapamiętam z postawy drużyny z Ameryki Południowej? Tylko nazwisko Guagua! Piłkarze Ruedy tym meczem ograniczyli swoje szanse na awans do minimum. Co ciekawe, jest to kolejne spotkanie, w którym drużyna obejmująca prowadzenie, przegrywa mecz. Na koniec jeszcze oddajmy głos Jerzemu Engelowi: „Szwajcaria jeszcze wszystko może wygrać i wszystko może przegrać” – amen.
Szwajcaria – Ekwador 2-1 (1-0)