Messi jak zbity pies – wie, że „stado” nawaliło. Co mówił na pierwszej od czterech lat konferencji?

Leo Messi nie jest zawodnikiem, który chętnie rozmawia z dziennikarzami, nie wspominając o konferencjach, które omija szerokim łukiem. Teraz sytuacja wymagała jednak kilku słów wyjaśnień…

Zarejestruj się z kodem GRAMGRUBO i graj BEZ PODATKU!

Ten rok jest szczególny z kilku powodów. Jednym z nich jest to, że Messi po odejściu poprzednich legend w końcu został pierwszym kapitanem. Drugą rzeczą jest katastrofa na Anfield, będąca deja vu tego, co stało się rok temu w Rzymie.

Z okazji dzisiejszego finału Copa del Rey (początek meczu Barcelona – Valencia o 21:00) Messi w końcu zabrał głos, robiąc przy okazji podsumowanie sezonu i tego, co się w nim wydarzyło. Co powiedział na piątkowej konferencji? Wybraliśmy kilka najciekawszych odpowiedzi.

Jak przeżywasz ostatnie chwile przed jutrzejszym finałem? To będzie trudny mecz?

-Spokojnie, jak zawsze. Przygotowujemy się do tego finału jak do każdego innego meczu, zdając sobie sprawę z jego wagi. W tym sezonie rozegraliśmy wiele świetnych spotkań w rozgrywkach pucharowych. Trzeba nadać odpowiednie znaczenie udziałowi w kolejnym z nich i możliwości wygrania kolejnego trofeum. 

Czy finał z Valencią znaczy więcej po tym, co stało się na Anfield?

-To był wielki cios tak dla mnie i dla całej szatni. Wszystkim nam było trudno się podnieść i można to było zobaczyć w naszych spotkaniach po meczu z Liverpoolem. Cios był naprawdę ogromny. Teraz jednak gramy w finale, powalczymy o kolejny tytuł. Możemy zakończyć ten sezon z dubletem. Musimy wyjść na boisko i postarać się zwyciężyć. 

Czy po porażce w Anglii przyszłość trenera może być zagrożona? Spadła na niego ogromna krytyka.

-Szczerze mówiąc, nie widziałem zbyt wielu materiałów w mediach, ale słyszałem o krytyce skierowanej pod adresem naszego trenera. Myślę, że Valverde wykonał znakomitą pracę. W przypadku porażki z Liverpoolem i odpadnięcia z Ligi Mistrzów trener nie ponosi winy. To my, piłkarze, jesteśmy winni. Wiedzieliśmy, że nie może się powtórzyć to, co miało miejsce w zeszłym sezonie w Rzymie. A jednak tak się stało. Wyglądało to żałośnie, jeśli chodzi o nasz występ. Coś takiego może się zdarzyć raz, ale nie dwa. Wszyscy chcieliśmy awansować do tego finału. To, co się stało, jest niedopuszczalne. Jakaś część winy pewnie leży po stronie trenera, tak jak po stronie wszystkich w szatni. Najbardziej winni jesteśmy jednak my – piłkarze.

Czy chciałbyś, by trener pozostał na swoim stanowisku i dalej pracował w Barcelonie?

-Tak. Chciałbym, aby Valverde został z nami na kolejny sezon. Nasza gra może się podobać lub nie, ale w zeszłym sezonie wywalczyliśmy dublet, który został splamiony przez odpadnięcie z Ligi Mistrzów. W tym sezonie znowu możemy zdobyć dublet z kolejną plamą, tym razem dużo większą. Jeśli dobrze się zastanowić, to w ciągu tych dwóch sezonów przegraliśmy tylko dwa ważne mecze. Te porażki odcisnęły na nas piętno, ale poza tym trzeba powiedzieć, że to były dobre sezony w naszym wykonaniu. 

Czy myślisz o zdobyciu Złotej Piłki? 

-Jeśli mam być zupełnie szczery, to w ogóle o tym nie myślę. Nadal rozmyślam o tym, co stało się w Liverpoolu. Dla mnie to było bardzo trudne doświadczenie i myślę tylko o tym. Nie o wyróżnieniach indywidualnych, a o wygranej w finale i zdobyciu kolejnego trofeum. 

Wracałeś do meczu z Liverpoolem? Suárez powiedział po zakończeniu pojedynku, że przy stracie bramki zachowaliście się jak juniorzy. 

-Nie oglądałem i nie analizowałem ponownie tego meczu. Jednak przez to, co czułem w tamtym momencie, mogę powiedzieć, że to była bardzo podobna sytuacja do tej z Rzymu. Zaczęliśmy mecz i szybko straciliśmy bramkę. Takie coś wpływa na głowę . Zaczynasz myśleć, że nie może się przytrafić to samo, co w Rzymie. Nasza reakcja była całkiem dobra, a pierwsza połowa nie była taka zła w naszym wykonaniu. W drugiej nie byliśmy jednak równorzędnym rywalem. Na boisku istniała tylko jedna drużyna i to był duży błąd. Najgorsze było to, że przestaliśmy rywalizować. Walczyliśmy o awans do finału i pozwoliliśmy się rozbić. 

Czy Pucharowi Króla wciąż nadaje się odpowiednią wartość? 

-Mało myśli się o dublecie przez to wszystko, co zostało wykreowane wokół finału Ligi Mistrzów. Byliśmy bardzo blisko, mieliśmy dobry wynik z pierwszego meczu. Wszyscy byliśmy bardzo skupieni na Lidze Mistrzów i dlatego rozczarowanie było tak wielkie. Prawda jest taka, że kolejny dublet byłby ważny dla klubu i dla naszej szatni. Powtarzam jednak po raz kolejny – pozostajemy z dziwnym uczuciem przez to, co stało się w Lidze Mistrzów. 

Wciąż chcesz występować w Barcelonie? 

-Oczywiście, że tak. Nigdy nie miałem żadnych wątpliwości. Spotkało mnie przecież wiele rozczarowań z reprezentacją Argentyny i mimo tego wciąż próbuję coś wygrać. Dalej będę próbował. Porażka w Lidze Mistrzów nie sprawia, że myślę o opuszczeniu Barcelony. W żadnym razie. 

Żałujesz swoich słów sprzed roku na temat Ligi Mistrzów przy okazji meczu o Puchar Gampera? 

-Nie. Nie obiecywałem zdobycia tego trofeum. Powiedziałem tylko, że zrobimy wszystko, aby je zdobyć. Nie udało nam się, nie zrobiliśmy tego w Liverpoolu i musimy prosić o wybaczenie i przeprosić nie za porażkę, a za brak rywalizacji. 

Czy jako pierwszy kapitan musiałeś po porażce z Liverpoolem przemówić do drużyny i przypomnieć jej o kolejnym finale i o wielkiej motywacji, jaką jest możliwość wygrania kolejnego trofeum?

-Jesteśmy świadomi tego, że to jest finał i ewentualna porażka sprawiłaby, że czulibyśmy się dużo gorzej niż teraz. Musimy zakończyć ten sezon, celebrując zdobycie kolejnego trofeum, i zapomnieć o tym, co przeżyliśmy. Należy poszukać jakiegoś rozwiązania i przezwyciężyć tę sytuację. Musimy skupić się na finale. 

Czy porażkę z Liverpoolem można porównać do przegranej w finale mistrzostw świata?

-To dwie różne historie. Przegrana w finale mundialu, który jest najważniejszym turniejem ze wszystkich, jest wielkim rozczarowaniem. Czymś innym jest pojechać na rewanż z wynikiem 3:0 osiągniętym w pierwszym meczu i pozwolić na odrobienie tej straty. To dwie różne sytuacje. Oczywiście w obu przypadkach cios jest ogromny. Myślę, że w tym być może nawet trochę większy, ponieważ jechaliśmy z korzystnym rezultatem. Nikt się nie spodziewał czegoś takiego. 

Jaki był dla ciebie ten pierwszy sezon w roli kapitana drużyny? 

-Mój pierwszy sezon z opaską kapitana na ramieniu był wspaniały. Wygraliśmy ligę i jesteśmy w finale Pucharu Króla. Tak jak powiedziałem wcześniej – rozegraliśmy wielki sezon, poza tym jednym meczem w Liverpoolu. To zepsuło cały obraz kampanii. 

Smutek i rozczarowanie mogą przekształcić się w dodatkową złość przed finałem z Valencią?

-Musimy oddzielić te dwie rzeczy. Gramy w finale i musimy się na tym skupić. Musimy go zagrać tak, jak trzeba to zrobić w finale. Nie możemy myśleć o niczym innym. Valencia to rywal, którego znamy i przez którego trochę się nacierpieliśmy. Nie udało nam się pokonać go w lidze. Jeśli nie wyjdziemy na murawą z odpowiednim nastawieniem, Valencia może nam zrobić krzywdę. 

Aż 17 z 20 pytań zostało skierowanych w stronę Messiego, a Pique tym razem nie miał dużo okazji do mówienia. To jednak nic dziwnego. Messi był do „przemaglowania” pierwszy raz od czterech lat, więc dziennikarze wykorzystali to jak tylko mogli. Złota Piłka – nieważna, rola kapitana – super, gdyby nie Anfield, sezon – świetny, gdyby nie jeden mecz… Wszystko skupiło się na podkreślaniu fatalnego występu w Liverpoolu. To pokazuje, jak ogromnym ciosem była tamta porażka. Czy Barcelonie uda się zakończyć obecny sezon z drugim trofeum? Rozpędzona Valencia z pewnością postawi trudne warunki.

Zarejestruj się z kodem GRAMGRUBO i graj BEZ PODATKU!

Komentarze

komentarzy