–Więcej strzela! -Więcej podaje! -Ale i tak jest słabszy! -Jest bardziej uniwersalny! -Ale to maszyna! -Nigdy nie będzie najlepszy! Praktycznie bez przerwy słuchamy/czytamy masę podobnych opinii, które w gruncie rzeczy są psu na budę. Ciągłe odbijanie piłeczki na drugą stronę nie prowadzi do niczego poza narastającą frustracją, bo obie „fanboyowe” strony nie reagują na argumenty. Nie ma więc sensu zaczynać dyskusji pt.: „Kto jest lepszy”, ale warto rzucić okiem na niektóre, czasem niedostrzegalne aspekty.
Zacznijmy od tego, że obydwaj panowie – Messi i Ronaldo – są po prostu genialni. Od ponad dekady dzielą i rządzą na światowej scenie, rzadko kiedy schodząc z absolutnie topowego poziomu. Podczas tych lat różnicę między nimi zaczęto wskazywać jedynie w liczbie zdobywanych bramek. Messi 50 bramek, Ronaldo 40? – Złota Piłka dla Messiego. Ronaldo 60 goli, Messi 45? – Złota Piłka dla Ronaldo. Lepszy miał być ten z bardziej imponującymi cyferkami i większą liczbą drużynowych trofeów, a przecież to nie zawsze jest wyznacznik indywidualnej jakości.
Najlepsi obecnie piłkarze na świecie (poza czającym się blisko Neymarem) grają na innych pozycjach, więc to nie to samo, co porównywanie Lewandowskiego ze Suarezem czy Cavanim. Mają inne zadania, inny styl poruszania się po boisku i inne atuty. Niezmienny jest natomiast jeden fakt – obydwaj kochają zdobywać gole.
Portugalczyk zawsze był tym, który kapitalnie wykańczał akcje, często stwarzał je sam sobie, czasem kreując okazje kolegom. Messi natomiast od początku był najbardziej żywym atomem, który biegał między rywalami, podawał, strzelał… Pod tym względem przypomina go obecnie Salah, który jest „wersją lite” Argentyńczyka sprzed około dziesięciu lat. Obecnie w grze Messiego trochę się zmieniło, o czym sam mówi:
– Wcześniej zabierałem piłkę i przeprowadzałem własną akcję. Dziś staram się grać bardziej zespołowo. Chcę, aby piłka częściej przechodziła przeze mnie. Staram się nie tylko wykańczać akcje i nie być tak egoistyczny, w cudzysłowie.
– Możliwe, że się zmieniła (pozycja na boisku – red.), w ostatnim roku nieco się cofnąłem i podchodzę do przodu od połowy boiska, a nie jak kiedyś od 3/4. Zawsze chcę jednak dotrzeć w pole karne i strzelać gole.
Starszy Messi, to bardziej doświadczony Messi. Więcej widzi, lepiej podaje, nie notuje tylu strat co na początku ery Guardioli. Ronaldo też ewoluował – może nie cofnął się do pomocy, nie wziął się za rozgrywanie, ale w końcu przedkłada efektywność nad efektowność. Coraz rzadziej próbuje w pojedynkę mijać rywali, mniej się popisuje, ale jeszcze lepiej wie, kiedy, gdzie i jak się ustawić. Mimo wszystko za lepszego uważa się zawodnika Barcelony – większa uniwersalność, kreatywność i gra zespołowa.
Z tym ostatnim faktycznie Messi przoduje (asysty – 16:6 w obecnym sezonie), ale to nie tak, że nagle jest wielkim altruistą. Po prostu wie, kiedy bardziej opłaci się gra na drużynę, a kiedy można pozwolić sobie na trochę egoizmu. W Lidze Mistrzów zdaje sobie sprawę, że każdy mecz jest meczem o życie. Dodatkowo przewaga Ronaldo jest zbyt duża, by skupiać się głównie na zdobywaniu bramek. W tych rozgrywkach nie uświadczymy Argentyńczyka próbującego na siłę kończyć coś, co na pewno wykorzystałby lepiej ustawiony kolega (patrz: asysta do Dembele w starciu z Chelsea). Co innego, jeśli spojrzymy na rozgrywki ligowe…
Przez większość sezonu Messi miażdżył konkurencję, nie musząc się specjalnie oglądać za plecy. Słabo zaczął Ronaldo, gorsze momenty miał też Suarez, a i w klasyfikacji Złotego Buta była ciągła obecność w czołówce. Cristiano Ronaldo po 19 kolejkach miał na koncie cztery trafienia, Messi – 17. Od tamtego momentu trochę się pozmieniało. Co prawda Argentyńczyk dalej jest na równym poziomie, jednak Portugalczyk zadziwia. W ostatnich dziewięciu występach zawodnik Barcelony trafiał ośmiokrotnie, Ronaldo… o dziesięć więcej. Małą przemianę Argentyńczyka mogliśmy zaobserwować jednak jeszcze kilka godzin przed spotkaniem Realu, w którym Ronaldo – tak jak w sobotę Salah – zdobył cztery bramki.
Po 30. minutach pojedynku z Athletikiem Barcelona prowadziła 2:0, a rywale nie kwapili się do gry. Messi, mając już jedno trafienie na koncie, postanowił więc próbować grać na swoje konto. Skoro Salah odjechał w klasyfikacji, a okoliczności sprzyjały takiej grze… czemu nie? Argentyńczyk oddał w trakcie spotkania aż dziewięć strzałów, jednak wiele z nich wyraźnie na siłę. Kilkukrotnie obok byli lepiej ustawieni koledzy, a mimo tego „La Pulga” próbował kończyć akcje sam. Raz nawet swojej irytacji nie ukrywał Jordi Alba, zwykle świetnie współpracujący z 30-latkiem.
Czy jest to dla fanów Barcelony jakikolwiek powód do niepokoju? Oczywiście, że nie. Leo jest już niesamowicie doświadczonym piłkarzem i zawsze stawia dobro zespołu na pierwszym miejscu. Dalej – nawet mimo pościgu Ronaldo – będzie robił swoje, pozwalając sobie może na nieco więcej w spotkaniach, które będą pod absolutną kontrolą „Dumy Katalonii”. Messi wie, że w walce o Złotego Buta czeka go trudne zadanie, ale na pewno nie straci na tym punkcie głowy.