Patrząc przez pryzmat ostatnich sezonów, trudno było podejrzewać, że w 13. kolejce na Mestalla dojdzie do meczu dwóch najlepszych drużyn w lidze, a stawką tego starcia będzie fotel lidera. Wszystko w odpowiednim anturażu, a więc klimatyczny i magiczny stadion, telewizyjny prime-time i spotkanie będące klasykiem ligi hiszpańskiej!
Starzy znajomi
Zanim mecz się rozpocznie, piłkarze wyjdą sobie na murawę i prawdopodobnie wtedy dojdzie do pierwszego kontaktu obu zespołów. Znajomych będzie, co niemiara, wszak na tym poziomie piłkarze mieli okazje mierzyć się już nieraz. Ale będzie też wiele wspomnień z walenckich czasów. W końcu po stronie Barcelony zagrają Jordi Alba i Paco Alcacer, a na ławce trenerskiej zasiądzie Ernesto Valverde. Cała trójka chwilę czasu spędziła w Comunidad Valenciana, ale to przecież nie wszyscy, którzy pośrednio lub bezpośrednio trafiali z Mestalla na Camp Nou.
Zabraknie kontuzjowanego Andre Gomesa, a przecież można doliczyć Jeremy’ego Mathieu oraz Davida Ville, którzy byli bohaterami transferów na linii VCF-FCB. Po drugiej stronie barykady znalazł się Martin Montoya, a w ostatnich latach inni wychowankowie Barcelony – Oriol Romeu czy Munir również bronili barw Nietoperzy.
Walka na argumenty
Aż trudno uwierzyć, ale Barcelona to przede wszystkim… znakomita obrona. Klub, który przez ostatnią dekadę był gwarantem super widowisko, efektownej gry i tiki-taki, teraz pokazuje, że może być wybitnie efektywny. Barca nie rozbija kolejnych rywali w pył, tylko po prostu wygrywa. Oczywiście strzela kilka goli w meczach, ale to nie są manity w stylu Luisa Enrique czy Pepa Guardioli. W zamian jest znakomity golkiper, którego forma teoretycznie osiągnęła już szczyt, a mimo tego, co kilka dni Marc Andre ter Stegen dorzuca kolejne spektakularne interwencje.
Po stronie Valencii znakomity tercet ofensywny. Simone Zaza, Rodrigo oraz superjoker Santi Mina, strzelili razem 21 goli! A to przecież nie wszyscy, bo swoje robi Goncalo Guedes, a szczególne dla niego były mecze przeciwko drużynom z Sewilli. W środku niepodzielnie rządzą Kodogbia i Parejo, a w każdej chwili show mogą dać Carlos Soler i Andreas Pereira. Krótko mówiąc, paczka niesamowita, która jest w niesamowitym gazie, a nawet jak się przydarzy słabszy moment, jak na El Prat przed tygodniem, to jest jeszcze Neto w bramce.
Z jednej strony Mestalla powinna być argumentem za Valencią, wszak w tym sezonie tylko Atletico wywiozło stamtąd punkt, po specjalności zakładu Rojiblancos, czyli bezbramkowym remisie. Poza tym wszystkie mecze wygrane, a defensywa również swoje zrobiła, bo tylko Athletic Bilbao strzelił gola, a nawet dwa. Poza tym spokojne i pewne wygrane. Tyle że Mestalla to również argument Barcelony. Ostatnich sześć spotkań pomiędzy tymi ekipami na tym stadionie, to przecież trzy wygrane gości oraz trzy remisy i wszystkie w stosunku 1:1.
Valencia ostatni raz w domu wygrała z Barceloną w 2008 roku, gdy grali w Pucharze Króla. W lidze ograli Katalończyków w lutym 2007. A zatem wiele lat czekań na skalp w domu, wszak w ostatnich latach… dwukrotnie wygrywali na Camp Nou.
Nieobecni
Oba zespoły mają w defensywie zawirowania, tyle że skala wydaje się być niewspółmierna. Po stronie Valencii wypadł już tydzień temu Jeison Murillo i nie zobaczymy go dzisiaj na boisku. Tyle że jego miejsce zajmie duet Gabriel Paulista oraz Ezequiel Garay, a więc trudno powiedzieć o obniżce jakości.
Straty w ekipie Valverde są znacznie większe – za kartki pauzuje Gerard Pique, kontuzjowany jest Javier Mascherano. To oznacza, że jedynymi zdrowymi stoperami są Samuel Umtiti oraz Thomas Vermaelen. Co ciekawe Francuz i Belg… nigdy nie grali ze sobą w parze. Ten pierwszy raz przychodzi w meczu na szczycie, a dodatkowym smaczkiem jest fakt, że obaj zawodnicy są lewonożni, co praktycznie się nie zdarza wśród duetu stoperów, o czym nawet powiedział Ernesto Valverde przed meczem. – Ludzie się dziwią, że zagra dwóch lewonożnych stoperów, a jak gra dwóch prawonożnych, to nikogo już nie dziwi – celnie podsumował szkoleniowiec Barcy.
Warto wrócić do Valencii, bo zabraknie również… trenera. Marcelino nie będzie mógł poprowadzić zespołu z ławki, a to efekt wykluczenia podczas meczu z Espanyolem. Co ciekawe po meczu w stolicy Katalonii za swoim kolegą po fachu ujął się Quique Sanchez Flores, który stwierdził, że trenerzy po prostu powinni mieć okazje i możliwość ze sobą porozmawiać w czasie spotkania, nawet jeśli dzielą ich tzw. strefy techniczne.
Pojedynek na kontrakty
W tygodniu poprzedzającym mecz oba zespoły już wygrały po jednym spotkaniu. Po obu stronach zwycięskie okazały się batalie w gabinetach klubowych, które okraszono podpisaniem nowych umów. Valencia przedłużyła kontrakt z Rodrigo do 2022 roku, a Barcelona z Messim do 2021. Przy okazji klauzule obu zawodników poszły do góry i odpowiednio za Hiszpana oraz Argentyńczyka trzeba zapłacić 120 i 700 milionów euro, jeśli ktoś nie chciałby negocjować z klubami.
Oczywistym jest, że dużo większym echem odbiła się prolongata umowy Messiego, bo i kaliber zawodnika inny oraz zawirowania na linii Bartomeu-zawodnik były od kilku miesięcy bardzo duże, co trafnie skomentował na twitterze komentator Eleven Marcin Gazda.
Barcelonie udała się najtrudniejsza rzecz w całym sezonie. Ustawić Bartomeu i Messiego do jednego zdjęcia. https://t.co/bfsJJynXSR
— Marcin Gazda (@marcin_gazda) November 25, 2017