Dziewiątego października ubiegłego roku na twarzach polskich kibiców pojawił się smutek. Po nie tak groźnie wyglądającym upadku w meczu z Danią dzień wcześniej, po którym Milik jeszcze dokończył pierwszą połowę, nie spodziewano się, że uraz będzie aż tak poważny. Potrzebna operacja i miesiące przerwy – dramat. Jednak już na początku roku polski napastnik wrócił do treningów, a my z niecierpliwością czekaliśmy, kiedy pojawi się w kadrze meczowej.
I doczekaliśmy się. Po niemal równych czterech miesiącach (ostatni występ Arka w Napoli miał miejsce 2 października) Polak w końcu poczuje meczowe emocje i uda się z drużyną na wyjazdowy mecz z Bologną. Po tej wiadomości nasz snajper nie omieszkał podzielić się swoją radością również z fanami, którzy z utęsknieniem czekali na jego powrót.
Trenerzy długo dmuchali na zimne, być może czekając, aż Milik na 100% będzie gotowy do wybiegnięcia na boisko. W końcu odkąd dostał zielone światło od klubowych lekarzy, minęły już trzy tygodnie. W drużynie jednak się nie paliło, z rozstrzygania wyników spotkań dobrze wywiązywał się kwartet Hamsik, Callejon, Mertens, Insigne – ostatnie 15 meczów drużyny z Neapolu to dziesięć zwycięstw i pięć remisów. Dało to naszemu rodakowi komfort w dochodzeniu do pełnej sprawności i formy, którą będzie mógł pokazać już jutro. Nie wiadomo, czy zagra od początku, czy dostanie kilka minut – mimo to już podskakujemy na fotelach i czekamy na godzinę 20:45. Dla podgrzania emocji, przypomnimy, co wyprawiał Arek przed kontuzją: