Młodzieńcza fantazja: Złoty rocznik 2003

Pamiętacie, gdy do Ekstraklasy wchodził Przemysław Bargiel? Wiele osób nie mogło uwierzyć, jak szybko czas leci, skoro w najwyższej polskiej lidze grają zawodnicy urodzeni już w XXI wieku. Trochę czasu od tamtej pory minęło, w końcu Bargiel zdążył pojechać i wrócić z Milanu, a na boiskach naszej ligi biegają tacy zawodnicy jak Aleksander Buksa. Pierwszy, i jak dotąd jedyny, strzelec gola urodzony w 2003 roku jest przedstawicielem bardzo ciekawego rocznika, w którym nie brakuje utalentowanych zawodników.

Tekst nieco przypadkowo zbiegł się z wygraną reprezentacji Polski właśnie tego rocznika nad swoimi rówieśnikami z Chorwacji 4:0. Co ciekawe nie brali w nim udział ani Buksa, ani dwóch innych wielce utalentowanych chłopaków urodzonych rok przed wejściem Polski do Unii Europejskiej. Buksa w sobotę wszedł na boisko w drugiej połowie meczu Wisła-Jagiellonia i pięknym strzałem przypieczętował zwycięstwo Białej Gwiazdy.

Polacy triumfowali we wspomnianym turnieju, mimo że trener Marcin Dorna nie mógł skorzystać z kilku podstawowych zawodników. Buksa wystąpił w meczu Ekstraklasy, więc z pewnością bardziej skorzystał na kilkunastominutowym meczu w seniorach, aniżeli kolejnych starciach ze swoimi rówieśnikami.

W składzie kadry U17 pojawił się nasz polsko-hiszpański rodzynek, czyli Daniel Hoyo-Kowalski. Urodzony w Barcelonie syn Polki i Hiszpana, od wielu lat był uznawany za talent w akademii Białej Gwiazdy, ale nikt się nie spodziewał, że jego debiut wypadnie tak szybko. Szybko, bo 25 kwietnia 2019 roku Hoyo-Kowalski miał jeszcze 2,5 miesiąca do 16. urodzin, a tymczasem musiał wejść w buty pierwszej drużyny, w której panowała niesamowita plaga kontuzji. Jak dotąd stanęło na czterech ekstraklasowych występach, ale wydaje się, że kolejne są kwestią czasu.

Gra w seniorach to duży przywilej, ale nie jest żadnym wyznacznikiem. Przykładem niech będzie Przemek Bargiel. Pierwszy ekstraklasowicz z rocznika 2000. Wówczas było głośno o nim, ale odbił się od Milanu, wrócił do Śląska i teraz gra w III-ligowych rezerwach. Dla porównania Sebastian Walukiewicz dużo później wszedł do seniorów, a dzisiaj gra w Cagliari. Na pewno przeżywają to chłopaki z Legii, którym będzie najtrudniej o minuty. Może pod koniec sezonu któryś z nich je dostanie, ale największe szansę pewnie ma Szymon Włodarczyk. Ofensywnym zawodnikom w młodym wieku zawsze łatwiej o grę. Ale ja się o Ariela Mosóra nie boje. Ma charakter, potrafi być prawdziwym kapitanem na boisku i szczerze niewielu takich zawodnikach było/jest w młodzieżówkach. – powiedział Kuba Polkowski z youtubowego kanału FootTruck, który przez wiele lat jeździł z kadrami młodzieżowymi jako pracownik związku z kanału Łączynaspiłka.pl.

Warszawski kwartet

Można powiedzieć, że rocznik 2003 ma swoich przedstawicieli grupami podzielonych na kluby. Była wiślacki duet, czas na legijny kwartet. Radosław Cielemęcki, Jakub Kisiel, Szymon Włodarczyk i Ariel Mosór. Dwóch ostatnich znamy również, dzięki ich ojcom. Piotr Włodarczyk i jego imiennik Mosór w przeszłości grali w Legii, a teraz w ich ślady mogą pójść synowie. O czym niedawno pisaliśmy na portalu Fubolnews.pl

Maciej Rosołek dostał szansę debiutu przeciwko Lechowi i od razu strzelił gola. Tyle że nikt na siłę nie foruje jego kolejnych występów, a trener spokojnie wprowadza młodego chłopaka do drużyny. Mateuszowi Praszelikowi za pół roku kończy się kontrakt i jest obawa o jego odejście bez zarobku dla klubu, tyle że… w kolejce są następni ciekawi zawodnicy w klubowej hierarchii. Zwłaszcza, jeśli mowa o roczniku 2003. Ariel Mosór i Szymon Włodarczyk to synowie byłych piłkarzy Legii, dwóch Piotrów. Kto śledzi media społecznościowe związane z akademią, ten wie, że również Radosław Cielemęcki jest ciekawym i bardzo efektownym zawodnikiem.

Nie wszyscy są wychowankami Legii, bo Kisiel i Mosór dopiero od niedawna gra z „L” na piersi, ale jak to w futbolu bywa – jeden przychodzi, inny odchodzi. Tak było z Jakubem Ojrzyńskim. Syn Leszka, znanego ekstraklasowego trenera, wybrał ofertę Liverpoolu i tam rozwija swoje umiejętności. Młody golkiper The Reds idzie w ślady Kamila Grabary, a minionego lata już był na dwóch obozach z pierwszym zespołem, na które zaprosił go Juergen Klopp.

Podobał mi się podczas Pucharu Syrenki Jakub Kisiel. Ostatnio o nim głośniej z innych powodów, ale to jest bardzo pracowity chłopak robiący olbrzymie postępy. Do kadry swojego rocznika dołączył dopiero od U16, bo wcześniej nie był rozpatrywany przy powołaniach – kontynuuje Polkowski.

Pogoń już wysyła na zachód

Portowcy mają dwóch przedstawicieli, którzy nadal ubierają bordowo-granatowe barwy, ale ciekawym przypadkiem jest Mateusz Łęgowski, a więc nasz rodzynek na półwyspie Iberyjskim. Wielokrotnie powtarza się, że Polacy przez swoją charakterystykę nie pasują przecież do ligi hiszpańskiej, tymczasem Valencia, a więc czołowa akademia, uznała, że wychowanek Pogoni Szczecin może okazać się kimś, kogo warto pozyskać z Polski.

Łęgowski podczas ostatniego zgrupowania kadry U17 opowiedział Michałowi Zachodnemu czym różni się gra w Hiszpanii od tej w Polsce.

Pamiętam taką sytuację, gdy na pierwszym treningu mieliśmy większą grę na utrzymanie. Byłem strasznie rozbiegany: cały czas chciałem otrzymać piłkę, po jednym zagraniu przebiegałem na drugą stronę i wtedy trener zwrócił mi uwagę, że mam być w jednym, konkretnym miejscu. Jedyne co miałem robić, to ruch pięć metrów w jedną, pięć metrów w drugą stronę. Tak, bym trzymał się jednej pozycji i piłka sama do mnie trafi. U nich gra wygląda tak, że wszyscy stoją na swoich miejscach i robią takie krótkie ruchy, gdy podanie jest na wolne pole. Piłka bardziej krąży, niż to zawodnicy biegają. (…) [szybkość gry] Może wynikać to z tego, że wszystko w treningach jest robione w małych grach: z przeciwnikiem, na małej przestrzeni. Trenerzy mówią cały czas, bym dostosowywał kontakty i, kiedy mam możliwość, grał na raz, dwa lub mając okazję wprowadzić piłkę. To wchodzi w nawyk, zwłaszcza przez małą przestrzeń.

Przede wszystkim jednak Pogoń Szczecin może się pochwalić zawodnikiem, który jest uznawany za największy talent tego rocznika. Kacper Kozłowski wchodząc w maju ubiegłego roku na boisko w meczu z Cracovią stał się najmłodszym debiutantem w Ekstraklasie w XXI wieku, miał wówczas 15 lat, 7 miesięcy i 3 dni, dzięki czemu wyprzedził Daniela Hoyo-Kowalskiego o dwa i pół miesiąca. Od końcówki grudnia ten tytuł przeszedł w ręce jego imiennika z Lechii Gdańsk, Kacpra Urbańskiego, co nie zmienia faktu, że Kozłowski jest bardzo wysoko oceniany przez wszystkich skautów zagranicznych klubów. Tych nie brakuje na każdym spotkaniu z jego udziałem.

Zdecydowanie on się wyróżnia od wielu lat. Mniej więcej od 15. roku życia ma najwięcej propozycji transferowych z zagranicy. Można powiedzieć, że obok Filipa Marchwińskiego z rocznika 2002, jest najbardziej rozpoznawalnym zawodnikiem młodego pokolenia. Jestem fanem jego talentu i bardzo podobała mi się jego gra podczas Pucharu Syrenki, zwłaszcza w finale z Anglią. Pokazał wtedy swoje umiejętności indywidualne, dużą dojrzałość boiskową. Szybko dojrzał fizycznie, ma już spore doświadczenie reprezentacyjne, ale zobaczymy czy całą otoczkę wytrzyma jego głowa – mówi o Kozłowskim nasz ekspert.

Niestety, na początku stycznia kilku młodych piłkarzy Pogoni, w tym Kozłowski, brało udział w wypadku samochodowym w Szczecinie. Co prawda cała czwórka w miarę szybko opuściła szpital, ale nasz ze względu na obrażenia odniesione w kolizji, jest wyłączony z treningów jeszcze przez jakiś czas.

Co ciekawe dwa lata temu Kozłowski przepytany przez serwis Młodzieżowyfutbol.pl stwierdził, że największym potencjałem na zostanie profesjonalnym piłkarzem wśród jego kolegów dysponuje Filip Balcewicz, czyli kolejny reprezentant i jednocześnie kolega wspomnianego Ariela Mosóra ze środka obrony obecnej kadry U17.

To nie wszyscy

Wymieniliśmy już wiele nazwisk wartych uwagi, a przecież nie dla każdego utalentowanego zawodnika starczy miejsca w reprezentacji Polski. Pamiętajmy przy okazji, że nieobecność dzisiaj w kadrze, wcale nie oznacza, że jutro albo za jakiś czas, ktoś nie odpali i nie wejdzie w buty reprezentacyjne.

Z zawodników, których dzisiaj nie ma w reprezentacji warto wspomnieć dwa nazwiska. Hubert Turski z Pogoni. Silna, wysoka „9”, ale miał kłopoty z kontuzjami. Do tego Mateusz Musiałowski. Swego czasu największa perełka rocznika 2003. Wielki talent, ogromne predyspozycje, ale gdzieś dobór klubów nie był odpowiedni. Mimo wszystko mowa o 17-latku, więc dałbym jeszcze czas, bo naprawdę warto – wymienia Polkowski kolejnych ważnych zawodników z rocznika 2003. – Pracując przez wiele lat w PZPN-ie głośno się mówiło, że kadra rocznika 2003 może być najmocniejszą od wielu lat. Mam nadzieję, że w końcu uda się przełamać klątwę U17 i trener Dorna wróci na Euro w tej kategorii wiekowej po ośmiu latach – kończy.

Marcowy test i Euro na horyzoncie

Kolejnym testem dla rocznika 2003 będzie marcowy turniej Elite Round rozgrywany w Wielkopolsce. Będzie to ostatnia runda kwalifikacji do Euro U17, które w maju odbędzie się w Estonii. Rywalami kadry Marcina Dorny będą Włosi, Walijczycy i Czarnogórcy, ale pocieszającą informacją jest fakt, że awans daje zwycięstwo w turnieju i na 88% również drugie miejsce. Dlaczego akurat na tyle procent? Gdyż siedmiu z ośmiu wicemistrzów swoich turniejów dostanie przepustkę do finałów.

Mamy ambicję zagrać na finałach mistrzostw Europy i zdajemy sobie sprawę ze skali wyzwania. Unosimy się w analizach i swoim funkcjonowaniu ponad wynik. Jeżeli zdarzyły się porażki, a w naszej pracy były dwa takie momenty, to nic się nie zmieniło. Przeanalizowaliśmy mecze, wyciągnęliśmy wnioski i przygotowywaliśmy się do kolejnego rywala. Jeżeli zdarzały się wysokie zwycięstwa, jeżeli odrabialiśmy straty z Anglią czy Belgią, to po prostu dalej robiliśmy swoje – powiedział trener Dorna dla portalu Łączy Nas Piłka.

***

Poprzednie odcinki cyklu:

Młodzieńcza fantazja: Wyjeżdżajcie i nie czekajcie!

Komentarze

komentarzy