Czy w niedzielę została pogrzebana szansa na zdobycie mistrzostwa Anglii przez Manchester United? Najprawdopodobniej tak. Jose Mourinho znowu nie miał zamiaru zaryzykować, czego efektem była kolejna wyjazdowa porażka przeciwko drużynie z tzw. TOP6.
Początek sezonu dawał nadzieję, że być może Portugalczyk odrzucił pomysł tzw. „murowania bramki”. Jego drużyna grała efektownie – wygrywając 4:0 z Crystal Palace, Evertonem, Swansea czy West Hamem. Potem już nie było tak różowo, a starcie z Liverpoolem ponownie przypomniało, że Mourinho nie ma zamiaru podążać drogą Pepa Guardioli, preferując ograniczenie ryzyka. Jak pokazuje ligowa tabela, była to zła zagrywka ze strony Portugalczyka. Sam menedżer „Czerwonych Diabłów” wierzy, że obecna przewaga City o niczym nie przesądza: – Martwimy się tym, że tracimy tyle punktów do lidera, ale osiem punktów w tej lidze nie jest tym samym, czym w lidze hiszpańskiej, portugalskiej czy w Bundeslidze. Wciąż jest tutaj wiele do ugrania – stwierdził Jose.
Z jednej strony, to tylko osiem punktów straty do lidera z Etihad, z drugiej – widząc, jak podopieczni „The Special One” są ustawiani przez swojego menedżera w spotkaniach „podwyższonego ryzyka”, aż osiem punktów. Mourinho ponownie zatraca się w tym, co nie działa już od dwóch lat. Ostatnia przegrana z Chelsea czy remis po bezbarwnym spotkaniu z Liverpoolem na Anfield to nie jest kwestia przypadku, lecz zaplanowanego planu. Oczywiście planem nie była porażka, ale pragmatyczne podejście do meczu, które znowu nie wypaliło.
Powiecie – z Tottenhamem się udało. Oczywiście, pełna zgoda, ale spotkania na Old Trafford Mourinho od początku pracy jako następca van Gaala traktuje zupełnie inaczej. Problem jest w meczach na wyjeździe, co idealnie oddaje statystyka. Oczywiście przeciwko Liverpoolowi czy Chelsea drużyna zagrała bez Paula Pogby, swojego naturalnego lidera w środku pola. Kontuzja Francuza zbiegła się z zastojem United w Premier League, co także pokazuje ligowa tabela. Ten problem jest jednak zauważalny nie tylko w tym sezonie. Na jedenaście ostatnich starć przeciwko TOP6 na wyjeździe ekipy Mourinho (Chelsea oraz United) nie wygrały ani jednego spotkania. Ba, w tych meczach trafiły zaledwie jedną bramkę, a Mourinho ostatnie takiego typu zwycięstwo odniósł prawie trzy lata temu. Wynik haniebny i tylko potwierdzający, że z tej mąki chleba nie będzie. To, co niedawno było jego siłą, teraz jest największą słabością.
Jak to jednak wyglądało jeszcze wcześniej, kiedy przykładowo Mourinho wchodził do Premier League? Przed wymienionymi dziesięcioma spotkaniami Jose stoczył 25 takich starć (zanotował w nich zaledwie pięć porażek) przeciwko zespołom z TOP6, zdobywając w nich 1,3 bramki na mecz. Dzięki temu udało mu się między innymi trzykrotnie z Chelsea zdobywać tytuł mistrza Anglii.
Na niekorzyść Mourinho przemawia także historia. Każdy z mistrzów w ośmiu ostatnich sezonach odnosił lepsze wyniki z zespołami TOP6, aniżeli ekipa Portugalczyka. Oczywiście nie zawsze bywało tak, że zespół, który osiągał w tych starciach najwięcej punktów, później wygrywał ligę. W poprzedniej kampanii Chelsea w tabeli spotkań pomiędzy rywalami z TOP6 zajęło drugie miejsce. Sezon wcześniej Leicester także uplasowało się na drugiej lokacie. Sezon 2014/2015 oraz 2013/2014 to dominacja w tym aspekcie przyszłych mistrzów – Chelsea oraz Manchesteru City. Podobnie bywało w czterech poprzednich sezonach po mistrzostwie „Obywateli”.
Jak widać, mecze przeciwko najpoważniejszym rywalom do tytułu zawsze mają kolosalne znaczenie w kwestii przyszłego mistrza Anglii. Jeśli zatem Mourinho zamierza w tym sezonie na poważnie wejść do gry o tytuł, musi jak najszybciej zmienić swoją optykę na te starcia. W przeciwnym razie przewaga Manchesteru City będzie wyłącznie się powiększać.