Mrużąc oczy: Nuda Beresiowi nie grozi!

beresferrero

Bartosz Bereszyński w końcu zdołał opuścić rodzimą ekstraklasę. Po obrońcę warszawskiej Legii sięgnęła włoska Sampdoria, która na gwałt potrzebuje jakości w defensywie. Wpływ na ruch „Blucerchiatich” miał również udany polski transfer sprzed sezonu – Karol Linetty jest jednym z tych piłkarzy, od których trener zaczyna ustalać jedenastkę. Do tej szybko powinien wskoczyć również niedoszły gracz Benfiki, na taryfę ulgową w Genui nie powinien więc liczyć. O brak nudy na pewno zadba natomiast szalony właściciel, Massimo Ferrero.

Mam 24 lata, uważam, że to dobry moment na wyjazd, jestem ukształtowanym zawodnikiem. Takim, który nie jedzie się uczyć, lecz jest gotowy na grę na najwyższym poziomie.

Takimi słowami jeszcze niedawno swoją przyszłość komentował Bartosz Bereszyński w rozmowie z Przeglądem Sportowym. W przypadku przejścia do Sampdorii takie nastawienie jest najlepszym możliwych. Drużyna z Genui ściąga bowiem Polaka do pierwszego składu, prawa obrona to obecnie pozycja bardzo słabo obsadzona w drużynie Marco Giampaolo. Wkrótce do Benfiki powrócić powinien 18-letni i piekielnie zdolny Pedro Pereira, który mógłby być realnym konkurentem naszego rodaka w walce o wyjściowy skład.

Za jedynego rywala od lutego powinien więc Bereszyńskiemu robić jedynie Jacopo Sala. Talent terminujący jako młodzieżowiec w londyńskiej Chelsea. Piłkarz solidny, ograny we Włoszech – w sam raz na Sampdorię. I pewnie to on byłby pierwszym wyborem szkoleniowca, gdyby nie problemy z kontuzjami. Mówimy bowiem o piłkarzu, który w tym sezonie opuścił łącznie 1,5 miesiąca z powodu urazów. Ubiegłe rozgrywki rozpoczął w drużynie Hellasu, by przenieść się do „Sampy” w styczniu 2016 roku. Już na wstępie 25-latek wylądował w gabinecie lekarskim – dały o sobie znać problemy mięśniowe, tym razem zawodnik naciągnął zginacz stawu biodrowego. W Genui wiązano z nim spore nadzieje, kosztował klub ponad dwa razy więcej niż Bereszyński, jednak w tym momencie trudno powiedzieć, czy nawracające problemy mięśniowe ustąpią. W ostatnich czterech sezonach opuścił z ich powodu aż 45 meczów, kontuzjowany był łącznie przez blisko dziesięć miesięcy. Trudno więc być w jego przypadku optymistą.

Gdy Bereszyński odbywał pierwszą sesję z drużyną na murawie, Sala miał indywidualne zajęcia na basenie. Wiele wskazuje więc na to, że Polak może zadebiutować w Serie A już w najbliższy weekend w Neapolu. Choć „La Gazzetta dello Sport” w wyjściowym składzie stawia na Salę, to wątpliwe, by wciąż dochodzący do siebie po ostatnim urazie Włoch miał siły na rozegranie pełnych 90 minut.

Sampdoria w obecnym sezonie Serie A radzi sobie przeciętnie. „Blucerchiati” rozpoczęli wprawdzie doskonale rozgrywki ligowe, jednak wszystko posypało się od pechowych porażek z Romą i Milanem. W pewnym momencie zdawało się nawet, że Marco Giampaolo straci posadę, jednak zdołał poprawić wyniki na tyle, że uniknął najgorszego. Niemniej jednak wciąż znajduje się na cenzurowanym, szczególnie, że „Blucerchiati” w ostatnich trzech kolejkach Serie A zdobyli tylko jeden punkt i strzelili dwa gole, tracąc cztery. Głównym zarzutem pod adresem genueńskiego klubu musi być jednak kompletna nieprzewidywalność. Mówimy o drużynie, która potrafiła zremisować z całą strefą spadkową (1:1 z Palermo, Pescarą i Crotone), a później zaskoczyć już w 100% pozytywnie, pokonując bardzo mocne w tym sezonie Torino.

Wyniki zależą w dużej mierze od defensywy, w której nie brakuje piłkarzy solidnych, ale ze świecą szukać kogokolwiek z ponadprzeciętnymi umiejętnościami. A już o jakiejkolwiek głębi na ławce rezerwowych nie można mówić, nawet będąc niepoprawnym optymistą. Marco Giampaolo korzysta więc z tego, czego ma w nadmiarze – w 4–3–1–2 stawia na mocny środek pola, gdzie pewne miejsce ma Karol Linetty, który ma podobno spore zasługi przy przejściu Beresia do Sampdorii.

Takie, a nie inne ustawienie „Blucerchiatich” oznacza grę bez klasycznych skrzydłowych, więc nie trudno domyślić się, że tę rolę w ofensywie przejmują boczni obrońcy. Stąd też Bartek musi spodziewać się większej liczby zadań na połowie przeciwnika, w trakcie wykonywania których powinien być ubezpieczany przez zazwyczaj defensywnie usposobionego Linettego.

Warto wspomnieć, że w Sampdorii stworzono ciekawą mieszankę młodości z doświadczeniem, jednak w wyjściowej jedenastce przeważają bezsprzecznie (niemalże) młodzieżowcy. Dość napisać, że tylko trzech graczy z pola, którzy grają regularnie w pierwszym składzie, skończyło 30 lat, a po kilkanaście występów w sezonie mają na swoim koncie zawodnicy w przedziale wiekowym 20-22 – mowa o Skriniarze, Linettym, Fernandesie i Torreirze. W dodatku w odwodzie pozostają inni młodzi-zdolni, jak choćby Patrik Schick w ataku czy belgijski talent w pomocy – Dennis Praet. Dlatego też międzynarodowe doświadczenie będzie z całą pewnością działać na korzyść Bereszyńskiego. Wszak mimo relatywnie młodego wieku ma na swoim koncie już 29 meczów w europejskich pucharach.

Już poza boiskiem czeka Polaka zderzenie z jedną z najbarwniejszych osobowości w lidze – Massimo Ferrero. Prezydent Sampdorii to człowiek jedyny w swoim rodzaju, po wygranych spotkaniach biega po murawie Stadio Marassi z głową obwiązaną klubowym szalikiem, bądź też macha nim jak oszalały w ekstazie. Porażka równa się rwaniu włosów z bujnej czupryny i dojmującego smutku bijącego z oblicza 65-letniego producenta filmowego. Producenta, którego majątek wycenia się na około 50 milionów euro, a tego, jak go zdobył (poza przemysłem kinematograficznym), nie wie do końca nikt, choć wiele mówi się o możliwych finansowych machlojkach. Nikt niczego Ferrero jednak nie udowodnił.

Massimo to jednak przede wszystkim człowiek zarażający swoją naturą. Na pierwszy plan wysuwa się nieprzewidywalność – mówimy o facecie, który potrafił już całować zaskoczone dziennikarki w usta, jak i użyć słów powszechnie uznanych za rasistowskie wobec prezydenta Interu, Ericka Thorira.

Na nudę Bartosz Bereszyński nie będzie mógł więc narzekać. Wyzwanie sportowe także przed nim niemałe. Na jego korzyść z całą pewnością przemawia fakt małej konkurencji na prawej obronie, a największym atutem jest obecność w drużynie Karola Linettego. Kolega jeszcze z czasów Lecha Poznań na pewno pomoże zaaklimatyzować się defensorowi, co zresztą robi już teraz. Panowie od początku pobytu Beresia w Genui wspólnie przyjeżdżają na treningi do ośrodka w Bogliasco.

Najnowszy nabytek polskiej kolonii we Włoszech ma spore szanse na odnalezienie się w Sampdorii. Ma doświadczenie, jak sam mówi – jest piłkarzem ukształtowanym. W dodatku trafił na szkoleniowca, który nie tylko świetnie pracuje z młodymi zawodnikami i potrafi z każdego wycisnąć to, co najlepsze. Marco Giampaolo odkrył na dobre dla calcio choćby Piotra Zielińskiego w Empoli, gdzie pod jego rządami grał również bramkarz Łukasz Skorupski.

Warunki na sukces więc są, miejmy nadzieję, że Bartek tego nie spieprzy!