Tydzień temu było o podejmujących dziwne decyzje sędziach i o niemieckich dopingowiczach. Dziś kolejne dwie podejrzane mundialowe historie.
Podejrzane zatrucia
Kiedy w 1970 roku Gordon Banks nie wystąpił w ćwierćfinale mundialu z powodu zatrucia pokarmowego, początkowo myślał, że problemy żołądkowe spowodowało podejrzane meksykańskie piwo. Szybko jednak pojawiły się plotki, że do szklanki bramkarza angielskiej drużyny trafiły bliżej nieokreślone środki, wrzucone tam przez sympatyków Brazylii, którzy rzekomo bardzo obawiali się reprezentacji z Wysp Brytyjskich. Jeżeli faktycznie Brazylijczycy mieli coś wspólnego z niedysponowanym Banksem, to w 1990 roku karma im odpłaciła.
Po spotkaniu Brazylia – Argentyna w 1/8 finału włoskiego Mundialu, Brazylijczyk Branco oskarżył jednego z trenerów przeciwnika o podanie mu butelki z wodą zawierającą środek, który prawił, że po jego wypiciu piłkarz cierpiał na zawroty głowy i mial problemy z koordynacją ruchów. W wyniku rzekomego zatrucia Branco nie upilnował Diego Maradony, który po fantastycznym rajdzie przez środek boiska wyłożył piłkę Claudio Caniggi, a ten strzelił jedynego gola w meczu. Argentyńczykom nigdy niczego nie udowodniono, ale w 2004 roku Diego Maradona, zapytany podczas wywiadu o kontrowersje z 1990 roku, potwierdził wersję Branco, oświadczając, że butelka podana Brazylijczykowi zawierała Rohypnol – preparat używany jako składnik pigułki gwałtu. Rzecznik prasowy argentynskiej Federacji Piłkarskiej natychmiast skrytykował „Boskiego Diego”, sugeruąc, że legendarny piłkarz „postradał zmysły” (w to akurat nietrudno uwierzyć). Oliwy do ognia dolał były selekcjoner albiceste, Carlos Bilardo, który zapytany czy rzeczona sytuacja z bidonem zawierającym środek odurzający mogła mieć miejsce, odpowiedział: „nie mówię, że to się nie wydarzyło”.
Archiwalne nagrania z Italia’90 wydają się potwierdzać wersję nieszczęsnego Branco. Na obrazie z kamer wyraźnie widać, jak jeden z Argentyńczyków nabiera w usta wody z zielonego bidonu, po czym, na polecenie trenera, natychmiast ją wypluwa. Następnie pije wodę z przeźroczystej butelki, a zielony bidon trafia w ręce Branco, który pociąga potężny łyk, po czym oddala się, przez resztę spotkania biegając po boisku bez ładu i składu. Hmmm….
„Ronaldo nie żyje!!!”
Jedna z najdziwniejszych współczesnych mundialowych teorii spiskowych dotyczy finału Mistrzostw Świata rozegranych w 1998 roku we Francji. Pierwsze oznaki niepokoju pojawiły się, kiedy brazylijski selekcjoner, podając wyjściową „jedenastkę” na mecz finałowy, pominął największą gwiazdę swojej reprezentacji – Ronaldo. Wieść o braku Ronaldo w składzie błyskawicznie rozeszła się wśrod działaczy, dziennikarzy i szybko trafiła do każdego kibica futbolu. Oficjele FIFA szybko zareagowali, zbierając rozdane przedstawicielom mediów dokumenty zawierające skład finalistów i wręczając nowe, na których Ronaldo był juz w pierwszej jedenastce Brazylijczyków. Winę zwalono na brak komunikacji, ale po 90 minutach finału, w czasie których gwiazda Interu snuła się bez celu po boisku, nikt nie chciał wierzyć w oficjalną wersję wydarzeń.
Do prasy szybko wyciekły informacje o rzekomej zapaści, lub napadzie padaczkowym, ktorego miał doswiadczyć Ronaldo w hotelowym pokoju tuż przed meczem. Podobno Roberto Carlos biegał po hotelowych korytarzach, krzycząc: „Ronaldo nie żyje!”. Atak miał być wywołany – w zależności od źródła plotek – załamaniem nerwowym, reakcją na zastrzyk przeciwbólowy, lub zapaścią spowodowaną tym, ze ówczesna partnerka piłkarza romansowała z jednym z dziennikarzy. Szybko pojawiła się też teoria, która głosiła, że Ronaldo ostatecznie wybiegł na boisko na żądanie Nike – głównego sponsora reprezentacji. Jednak parlamentarzyści z „Kraju Kawy”, przeprowadzający w tej sprawie śledztwo w 2000 roku, nie znaleźli żadnych dowodów na ingerencję producenta sprzętu sportowego w wyjściową „jedenastkę” brazylijskiej kadry.
CDN.