Na zachodzie sobie (nie) poradzili. Pseudokibice zabawili się w „gwiezdne wojny” pod Mestalla

Popularne „ustawki” kibiców, race na stadionach, zadymy i tak zwane „bydło”? To obrazki, które często obserwujemy na polskich boiskach, jednocześnie zaznaczając, że „nawet pod tym względem odstajemy od Europy”. Automatycznie lubimy wychodzić z założenia, że w zachodniej części Starego Kontynentu jest pięknie, kolorowo i spokojnie.

Najlepsze ligi na pierwszy rzut oka faktycznie mogą sprawiać takie wrażenie. Idąc na mecz raczej nie trzeba się niczego obawiać, na największych obiektach jest cała masa turystów i można się poczuć niemal jak na pikniku. Są jednak dwie strony medalu.

Przekonaliśmy się o tym właśnie dziś, w okolicach sobotniego południa. Anglia? Nie, to by było za proste. Włoski temperament? To także zły strzał. Popularną „ustawkę” zobaczyliśmy w Hiszpanii, a urządzili ją sobie pseudokibice wielkich klubów, którymi bez wątpienia są Valencia i Barcelona. Spotkanie na szczycie poprzedziło spotkanie na dnie…

Nie są to obrazki ani przyjemne do oglądania, ani spodziewane właśnie po „sympatykach” tych dwóch zespołów. Na domiar złego nie raczyli rozwiązywać swoich waśni w bardziej ustronnym miejscu, tylko jak widać pod samym stadionem. Fani, którzy udali się do Walencji w celu obejrzenia świetnego widowiska, być może nieszczęśliwie trafili właśnie na coś takiego. Po prostu wstyd…

Komentarze

komentarzy