Kiedy pod koniec 2006 roku Radosław Matusiak objeżdżał na stadionie Haysel w Brukseli Daniela van Buytena, by zdobyć za chwilę zwycięską bramkę dla kadry Leo Benhakkera, tylko szaleniec mógł trafnie przewidzieć, gdzie zaledwie kilka lat później znajdą się obie drużyny. Nad krajem słynącym z produkcji czekolady od kilku lat nieustannie pada deszcz talentów – te z kolei systematycznie zasilają kadry najlepszych klubów Starego Kontynentu, pomagając przy okazji drużynie narodowej w osiąganiu kolejnych sukcesów. Dziś próżno szukać kibiców, którzy nie kojarzyliby nazwisk takich jak Courtois, Hazard czy Lukaku, a wspomniany wyżej van Buyten wciąż jest w kadrze Bayernu Monachium. Status zawodnika jednego w najlepszych klubów świata nie gwarantuje mu pozycji lidera swojej reprezentacji. Bynajmniej – dziś, w nowej rzeczywistości, pełnym blaskiem świecą gwiazdy młodszych, bardziej utalentowanych i doskonale wyszkolonych technicznie zawodników. Po „starej” Belgii pozostało jedynie wspomnienie, przywoływane zresztą niezbyt chętnie. Ale zaraz, zaraz… Co właściwie sprawiło, że „czarny koń” czekającego nas Mundialu z dnia na dzień przestaje być czarnym koniem i przeistacza w jednego z faworytów do podbicia całej imprezy?
Odpowiedź jest oczywista: szkolenie. Latem 2000 roku Belgowie wspólnie z Holandią zorganizowali piłkarskie Mistrzostwa Europy. Przeprowadzenie turnieju o superwysokiej randze stało się pretekstem nie tylko do inwestycji w stadiony, infrastrukturę, sieci dróg czy hoteli… Z tym nigdy nie było problemu, jesteśmy przecież w centrum, w kraju, gdzie poziom życia określa się jako jeden w najwyższych na Starym Kontynencie. A skoro nie ma czego remontować, czemu nie stworzyć „czegoś ekstra”? No właśnie.
Nowoczesny futbol oparty na wysokim pressingu, świetnym wyszkoleniu indywidualnym połączonym z dyscypliną taktyczną – oto pomysł, z jakim konstruktorzy belgijskiej myśli szkoleniowej wyszli podbijać piłkarski świat. Szkolenie młodzieży stało się absolutnym priorytetem. Zresztą, niech przemówią fakty: w Belgii powstało osiem szkół sportowych rozmieszczonych na terenie całego kraju, w których zatrudnienie znaleźli opłacani przez federację trenerzy, prowadzący zajęcia każdego ranka. Po południu młodzi zawodnicy trafiają pod skrzydła akademii klubów Jupiler Pro League, dzięki czemu trenują dwa razy dziennie. System ten, oparty na doskonałym zapleczu treningowym oraz poparty rozwiniętym scoutingiem, prędzej czy później musiał dać efekty.
Te jednak nie przyszły od razu – początek XXI wieku to czas wspominany przez kibiców z Beneluksu jako jedna wielka posucha. Czarno-żółto-czerwoni przyzwyczaili swoich fanów do uczestnictwa w wielkich imprezach – belgijska drużyna narodowa od 1982 do 2002 roku nie opuściła ani jednego turnieju o Mistrzostwo Świata (4 miejsce w 1986), czasami jeździła także na Euro… ale za to z jakim skutkiem! Trzecie miejsce w 1972 (przed własną publicznością) i drugie w 1980 roku pozostają największymi sukcesami belgijskiej piłki reprezentacyjnej. Sami widzicie: w gruncie rzeczy, nie było na co narzekać. Prawdziwe problemy rozpoczęły się w roku 2002, po powrocie z Korei i Japonii. „Złota generacja” definitywnie złożyła broń, pozostawiając swoich fanów w oczekiwaniu na kolejne mundialowe emocje na długie, smutne lata. Aż do dziś. „New Golden Generadion” leci do Brazylii, by przywrócić swemu krajowi należne miejsce – wśród czołowych zespołów Europy, a może i całego piłkarskiego świata. Póki co, nieźle radzą sobie zespoły U-19 i U-17 – pierwsi pokonali Islandię, Irlandię Północną i Francję w boju o udział w Euro2014 na Węgrzech, drudzy natomiast wygrali między innymi z Polską, jednak – żeby nie było zbyt różowo – w kolejnej rundzie nie podołali Szkotom, Bośniakom i Rumunom.
Wyniki reprezentacji młodzieżowych, którym nomen omen poświęca się w Belgii sporo uwagi, nie mogą jednak przyćmić otoczki wokół pierwszej reprezentacji. Kulminacją formy podopiecznych Marka Wilmotsa, w przeszłości jednego z bardziej cenionych pomocników kadry „Czerwonych Diabłów”, było październikowe notowanie rankingu FIFA – Belgia uplasowała się wówczas na historycznym piątym miejscu. Obecnie spadła na dwunaste, jednak… nie w tym rzecz. Najbardziej szokuje awans, jaki drużyna zanotowała od czasu pamiętnych porażek z Polską – w czerwcu 2007 roku Belgia spadła na najgorsze w historii, 71 miejsce! Skok o ponad 60 lokat w sześć lat nie mógł pozostać bez echa.
Tym, których nie przekonują punkty rankingowe, pozostaje rzut oka na wyniki eliminacji do brazylijskiego czempionatu. Belgowie w cuglach wygrali swoją grupę, nie przegrywając żadnego meczu. Czy wobec tego kogokolwiek dziwi liczba 10 tysięcy obserwatorów na jednym z pierwszych przedmundialowych treningów? Administratorzy oficjalnego facebookowego konta „Belgian Red Devils” nie omieszkali pochwalić się frekwencją, która, biorąc pod uwagę charakter zajęć, robi naprawdę korzystne wrażenie. Wróćmy jednak do wyników eliminacji – oto one:
Walia (wyjazd) 2-0
Chorwacja (dom) 1-1
Serbia (wyjazd) 3-0
Szkocja (dom) 2-0
Macedonia (wyjazd) 2-0
Macedonia (dom) 1-0
Serbia (dom) 2-1
Szkocja (wyjazd) 2-0
Chorwacja (wyjazd)2-1
Walia (dom) 1-1
8 meczów, 26 punktów, druga w tabeli Chorwacja z dziewięcioma oczkami straty… Bilans bramkowy? Osiemnaście do czterech. Określić te eliminacje jako dobre, to jak nie napisać nic – w wykonaniu Belgów były absolutnie rewelacyjne.
Brazylijska gorączka rozpoczęła się na dobre, a losowanie fazy grupowej tylko podsyciło emocje. „Czerwone Diabły” są faworytem grupy H, w której zmierzą się z Rosją, Algierią oraz Koreą Południową. Pierwsze spotkanie 17 czerwca w Belo Horizonte, ale spokojnie – napiszę o tym w odpowiednim czasie. Na czynniki pierwsze rozłożymy także dwudziestu trzech wybrańców Marka Wilmotsa. Póki co, niektórzy wciąż nie zakończyli sezonu klubowego: przed Thibautem Courtois i Toby’m Alderweireldem sobotni finał Ligi Mistrzów.
Tymczasem pierwszą randkę uważam za zakończoną. Być może czytacie właśnie o drużynie przyszłych Mistrzów Świata?
/Maciek Jarosz/