W świetnym stylu Liverpool kroczy po triumf w Premier League. Potwierdza to wygląd tabeli ligi angielskiej. „The Reds” z przewagą dwudziestu pięciu punktów nad drugim zespołem prowadzą w wyścigu po upragniony puchar. Brak jakichkolwiek kłopotów na krajowym podwórku sugerował, iż zespół z Anfield nie będzie mieć żadnych problemów z pokonaniem w dwumeczu Atletico. Awans Liverpoolu nie jest jednak sprawą oczywistą. Porażki z Watfordem i Chelsea oraz przede wszystkim mało korzystny wynik z Madrytu powodują, że w środowy wieczór powinniśmy być świadkami genialnego widowiska.
W momencie, gdy wylosowano pary 1/8 finału Ligi Mistrzów, sympatycy futbolu jednogłośnie wskazywali faworyta w rywalizacji Liverpoolu z Atletico. Podopieczni Juergena Kloppa szli jak burza w Premier League, tracąc zaledwie dwa punkty w lidze. Triumfator LM z ubiegłego sezonu zremisował w starciu z Manchesterem United. Poza tym spotkaniem, „The Reds” wygrali wszystkie możliwe mecze.
W zupełnie innym nastroju byli natomiast sympatycy „Los Rojiblancos”. Gracze Atletico zawodzili na krajowym podwórku, co potwierdza statystyka dotycząca liczby zwycięstw. Od początku września ekipie z Madrytu nie udało się zanotować dwóch wygranych spotkań w LaLiga z rzędu. Ta niechlubna passa została przerwana dopiero po wylosowaniu Liverpoolu.
Dość poważne problemy z ofensywą zespołu sugerowały, iż Liverpool już w pierwszym meczu 1/8 finału, który był rozgrywany w Madrycie, powinien postawić bardzo ważny krok w kierunku awansu do dalszej rundy. „The Reds” nie udało się jednak wykonać najistotniejszego zadania. Mowa o zdobyciu gola na obiekcie przeciwnika. Bardzo często bowiem zdarza się, że bramka strzelona na stadionie rywala decyduje o ostatecznym awansie. Wynik 1-0 dla Atletico postawił Hiszpanów w bardzo komfortowej sytuacji.
Seria, jakiej nie było
Zwycięstwo ekipy z LaLiga nie zmieniło jednak za wiele w kontekście faworyta do awansu. Po tym spotkaniu nadal zawodnicy Liverpoolu byli wymieniani częściej odnośnie do gry w ćwierćfinale. Mówiliśmy bowiem o triumfatorze LM z ubiegłego sezonu oraz bezkonkurencyjnym liderze Premier League. Drużynie z Anfield zdarzały się już wpadki w tej edycji Ligi Mistrzów, dlatego rezultat z Madrytu nie robił specjalnego wrażenia.
Problem w tym, że „The Reds” zacięli się także na krajowym podwórku. Dotkliwa porażka z Watfordem 0-3 z pewnością podcięła skrzydła zawodnikom z Anfield. Od ponad czterech lat, podopieczni Kloppa nie musieli uznać wyższości rywala w takim wymiarze. Po raz ostatni Liverpool w lidze przegrał różnicą trzech bramek w listopadzie 2015 roku, gdy spotkanie 4-1 wygrali piłkarze Manchesteru City.
Do porażek w Lidze Mistrzów oraz Premier League doszedł także blamaż w FA Cup. Chelsea wypunktowała rywala na własnym obiekcie wygrywając 2-0. Tym samym „The Reds” nie udało się strzelić gola przez 180 minut. Dość wymowna statystyka dotyczyła liczby porażek na wyjeździe z rzędu. Ostatni raz, Liverpool zaliczył serię trzech przegranych meczów w listopadzie 2014 roku, gdy rolę szkoleniowca drużyny pełnił jeszcze Brendan Rodgers.
3 – Liverpool have lost three consecutive away games in all competitions for the first time since November 2014 under Brendan Rodgers. Distracted.#CHELIV
— OptaJoe (@OptaJoe) March 3, 2020
Humory kibicom poprawiło nieco zwycięstwo „The Reds” z Bournemouth w ostatniej ligowej kolejce. Używamy określenia nieco, gdyż wygrana 2-1 ze słabo spisującą się ekipą „Wisienek” na własnym obiekcie nie jest imponującym wynikiem. Taki rezultat potwierdza z pewnością tezę, iż maszyna Juergena Kloppa nie działa już tak sprawnie, jak na początku rozgrywek.
Co z Atletico?
Przeciętna postawa Liverpoolu nie zagwarantuje podopiecznym Diego Simeone bezpośredniego awansu do ćwierćfinału. Jak zatem zespół z Madrytu radzi sobie w ostatnim czasie? Nadal ekipa „Los Rojiblancos” nie jest z pewnością drużyną, którą chcą oglądać sympatycy. Wystarczy bowiem powiedzieć, iż w tym roku klub nie zanotował dwóch zwycięstw z rzędu w LaLiga. Co więcej, dwa ostatnie mecze w lidze to dwa remisy, przy czym jeden z nich miał miejsce w Barcelonie. Nie mówimy tutaj jednak o „Dumie Katalonii”, tylko najgorszym zespole w tym sezonie, czyli ostatnim w tabeli Espanyolu.
Cieszyć jednak może kibiców fakt, iż od sześciu spotkań we wszystkich rozgrywkach Atletico jest niepokonane. To istotna statystyka, gdyż brak porażki na Anfield automatycznie gwarantuje graczom Simeone awans do dalszej rundy.
Kluczowa nieobecność
Drużynie z Madrytu sprzyja także sytuacja kadrowa. Diego Simeone powinien mieć do dyspozycji każdego piłkarza. Takiej sytuacji w Atletico nie obserwowaliśmy od kilku dobrych miesięcy. Na problemy zdrowotne skarżył się w ostatnim czasie Alvaro Morata. Hiszpan trenował jednak z drużyną w poniedziałek, dlatego istnieje duże prawdopodobieństwo, że były napastnik Chelsea pojawi się od pierwszej minuty.
ZAGRAJ TYP: Sadio Mane strzeli gola po kursie 2.30 w BETFAN
W barwach „The Reds” nie zobaczymy z pewnością Alissona. Brazylijczyk zmaga się z urazem biodra. Jest to spora strata dla Liverpoolu, gdyż 27-latek radzi sobie w tym sezonie bardzo dobrze. Na 20 występów w Premier League, były gracz Romy zanotował 12 spotkań bez straty gola, wpuszczając do siatki łącznie 11 bramek. Nieco gorzej wygląda statystyka z Ligi Mistrzów, ponieważ Alissonowi udało się zagrać na „zero z tyłu” tylko w jednej potyczce.
Nikt nie ma jednak wątpliwości, iż w momencie, gdy na murawie pojawia się Adrian, spadek jakości między słupkami „The Reds” jest widoczny. Hiszpan dał sporo powodów do zmartwień kibicom w potyczce z Chelsea, tracąc bramkę po dość prostym strzale Williana.
Adrian's error for Liverpool against Chelsea in the FA Cup yesterday. Serious errors have contributed to Liverpool's recent dip in form.#LFC | #CFC | @LFC | @ChelseaFC pic.twitter.com/TUejB8WbZZ
— Footy Moments (@Footyments) March 4, 2020
Na początku rozgrywek Alisson także zmagał się z kontuzją. W dwóch meczach Ligi Mistrzów zastępował Brazylijczyka w bramce nie kto inny, a Adrian. 33-latkowi w żadnym z dwóch meczów nie udało się zachować czystego konta. Co więcej, Hiszpan stracił łącznie pięć bramek, a trzy z nich na Anfield strzelili gracze Salzburga.
Problemy Alissona przykrywa sympatykom „The Reds” powrót Jordana Hendersona. Juergen Klopp na konferencji prasowej oznajmił, iż kapitan zespołu trenował z pozostałymi zawodnikami. Niemiecki szkoleniowiec nie zdradził jednak, czy Henderson zagra w pierwszym składzie. Patrząc jednak na rolę, jaką odgrywa 29-latek w trwającej kampanii, Jordan powinien zameldować się na murawie od pierwszego gwizdka sędziego.
W szczególności, że Anglik jest drużynie potrzebny. To właśnie podczas nieobecności Jordana Liverpool zanotował dwie porażki – z Watfordem oraz Chelsea. Dodatkowo zespół z Anfield miał spore problemy w rywalizacjach z West Hamem oraz Bounremouth. Trudno zatem ocenić wkład Hendersona.
Przecież to Liverpool
Przeciętne wyniki w ostatnim czasie oraz kontuzja Alissona jasno sugerują, iż Atletico ma spore szanse na wywalczenie awansu do kolejnej fazy turnieju. Trzeba jednak pamiętać, że mówimy tutaj o Liverpoolu. Drużynie, której od początku 2019 roku rzadko zdarza się zanotować dwie kluczowe wpadki w krótkim odstępie czasu.
Oczywistym symbolem, który przemawia za awansem „The Reds” jest pamiętny rewanż z Barceloną. W tamtym przypadku, sytuacja graczy Kloppa wydawała się zdecydowanie trudniejsza. Barcelona była na papierze mocniejszym rywalem, co potwierdza sowita zaliczka „Dumy Katalonii” z pierwszego meczu. Dodatkowo, Liverpool w drugiej potyczce musiał radzić sobie bez Salaha czy Firmino. Mimo to, ekipa z Anfield odrobiła straty, notując jeden z ciekawszych comebacków w historii Ligi Mistrzów.
W przypadku starcia z Atletico, sytuacja nie jest taka zła. Maszyna, jaką stworzył Juergen Klopp powinna ponownie wskoczyć na najwyższe obroty. Analizując styl obu ekip, wydaje się, że o losach dalszej gry, o ile taką sytuację zaobserwujemy, zadecyduje moment strzelenia pierwszego gola dla Liverpoolu. Przy stracie bramki „Los Rojiblancos” nie mają zbyt wielu argumentów, by przechylić szalę awansu na swoją stronę. Nie oznacza to jednak, iż przy stanie 1-0 dla gospodarzy sprawa będzie załatwiona. Trzeba bowiem mieć z tyłu głowy fakt, iż w pierwszym meczu Liverpool nie zdołał zdobyć bramki. Każde trafienie ekipy z Madrytu mocno komplikuje sprawę graczom Kloppa.
Jedno wydaje się natomiast pewne. „The Reds” w tym sezonie takiego testu jeszcze nie przechodzili. Trudno bowiem porównywać mecze zespołu z Anfield w Premier League. Decydująca potyczka z Salzburgiem w grupie także nie wydaje się odpowiednim wyznacznikiem. Starcie z Atletico jest na ten moment najważniejszym spotkaniem triumfatora LM w trwającej kampanii.