„Nam klepać nie kazano” – fatalne warunki niewyobrażalne na najwyższym poziomie

La Liga. Rozgrywki, o których w ostatnich latach coraz śmielej mówi się, że są najlepsze na świecie (nie mylić z najpopularniejszą i najbardziej emocjonującą Premier League). Real i Barcelona zdominowały Ligę Mistrzów, a Sevilla Ligę Europy, którą trzy miesiące temu zgarnęło Atletico. Na pierwszy rzut oka – sielanka. Czasem jednak pojawiają się okoliczności, w których człowiek łapie się za głowę i po prostu nie dowierza.

Oglądanie hiszpańskich drużyn w Europie, a oglądanie ich na własnym podwórku, to dwie różne rzeczy. Nie ze względu na nierówną formę, czy inny sposób gry. W ostatnich latach poznając wynik meczu, najlepiej było od razu poszukać informacji, czy był on sprawiedliwy. Hiszpańscy arbitrzy regularnie serwowali kibicom kabaret, z którego nikt jednak się nie śmiał. Spalone-widmo (i odwrotnie), dziwne ocenianie fauli, niezauważanie piłek przekraczających linię bramkową. A to tylko przykłady. W tym sezonie istnieje duża szansa, że w końcu się to zmieni – w La Liga wprowadzono VAR. System, dzięki któremu Barcelona zachowała zwycięstwo, po wyrównującej bramce Realu Valladolid w 92. minucie.

To właśnie ten mecz dostarczył kolejnej niewyobrażalnej sytuacji. Jeśli ktoś zauważył na powyższym nagraniu, murawa – delikatnie ujmując – nie była w najlepszym stanie. Od razu pojawiły się opinie, że drużyny poczuły się jak w B klasie, ale wiecie co? W B klasie jest lepiej. Można grać na pastwiskach, można grać na nierównych polach, na nieprzyciętej trawie. A to i tak byłoby lepsze, niż to co widzieliśmy na Estadio Jose Zorrilla. Na pastwisku widać, gdzie jest dołek, wiesz, że możesz pewnie postawić stopę nawet wtedy, kiedy jest więcej ziemi, niż trawy. Wczorajszą sytuację dobrze zrozumieją ci, którzy kiedyś grali na hali w nieodpowiednim, ślizgającym się obuwiu.

W miarę komfortowa gra na obiekcie w Valladolid wymagałaby przyswojenia mapy rozmieszczenia pasów murawy, biegania tylko po ich środku i operowania wyłącznie wysokimi piłkami. Każdy zryw na łączeniu wspomnianych pasów kończył się utratą stabilności i sukcesywnym tworzeniu czegoś, co wyglądało jak kretowisko. Sytuację po meczu starał się tłumaczyć trener gospodarzy, Sergio Gonzalez: − Wydaje się, że oni są piłkarzami, a my rolnikami. My też jesteśmy zawodnikami i gramy w piłkę. Jako ostatni awansowaliśmy do Primera i mieliśmy problemy, żeby zdążyć na czas. Zrobiono wszystko, co było możliwe. Trzeba było dostosować się do okoliczności. Valladolid zrobił wszystko, by murawa była w dobrym stanie. Nikt nie chciał, by tak wyglądała.

Pojawili się tacy, którzy stwierdzili, że dobry piłkarz poradzi sobie na każdej murawie – to nieprawda. Słaby piłkarz musi być przygotowany na każde okoliczności, ale najlepsi zawodnicy świata, zarabiający miliony, wręcz muszą mieć warunki do spokojnej gry. Nawet nie chodzi o piłkę, która co chwilę podskakuje i nie można być pewnym, jak się zachowa. Przede wszystkim chodzi o bezpieczeństwo, bo na takim czymś o kontuzję łatwiej niż gdziekolwiek indziej. A przy wartości zawodników liczonych w dziesiątkach milionów, taki szczegół jak murawa po prostu musi być dopilnowany.

Taka sytuacja nie może obejść się bez konsekwencji. Prezes La Liga, Javier Tebas, ogłosił to na swoim Twitterze w pomeczowym wpisie. – Stan murawy na stadionie Zorrilla nie spełniał jakichkolwiek warunków wymaganych przez rozgrywki. Musi to skutkować wszczęciem postępowania dyscyplinarnego, które wskaże odpowiedzialnych.

Niebywałe, że takie coś mogło mieć miejsce w lidze, która walczy o bycie najlepszą na świecie. Całe szczęście, że nikomu nie stała się krzywda, a murawa nie miała wpływu na końcowy rezultat. Nawet mimo tego, że w normalnych warunkach Barcelonie łatwiej byłoby rozstrzygnąć wszystko wcześniej, a nie drżeć w ostatniej minucie o to, czy VAR zadziała na jej korzyść. Oglądanie zdjęć z tego meczu to po prostu szok.

Zakład bez ryzyka w Fortunie. Możesz wejść i odebrać go właśnie w tym momencie

Komentarze

komentarzy