Nareszcie! Czyli dlaczego powrót Garetha Bale’a może cieszyć

Po bardzo dobrym meczu z Napoli w Lidze Mistrzów Real wraca do ligowych zmagań. Dziś domowe starcie z Espanyolem, o wynik więc nie powinniśmy się martwić, ale jest jeszcze jedna dobra wiadomość – do składu „Królewskich” wraca Gareth Bale!

Walijczyk do tej pory wracał do pełnej sprawności po kontuzji kostki, której doznał podczas listopadowego spotkania ze Sportingiem w LM. Nie było go przez niespełna trzy miesiące i ominęło go m.in. El Clasico. Real jednak jakoś sobie radził, choć forma Cristiano czy Benzemy czasem pozostawiała wiele do życzenia.

Brak Garetha był najbardziej odczuwalny na przełomie roku, kiedy podopieczni Zidane’a śrubowali swój rekord meczów bez porażki. O ile jeszcze w pucharowym w starciu z Sevillą udało się wygrać, o tyle późniejsze spotkanie ligowe i mecz Copa del Rey z Celtą pokazały, jak bardzo w tym zespole brakowało Bale’a.

Wiadomo, z czego Walijczyk słynie najbardziej, i te cechy będą teraz Realowi przydatne jak nigdy wcześniej, bowiem Cristiano może zaproponować już tylko coraz mniej rajdów skrzydłem, do tego skutecznie mijając rywali. W ostatnim spotkaniu z Napoli Portugalczyk dość często przesuwał się do środka i tam szukał swoich okazji, co niestety często kończyło się desperackimi próbami strzelenia gola. Czas w miejscu nie stoi i podczas gdy Ronaldo będzie operował na coraz mniejszych przestrzeniach, Bale ma wciąż duże pole do popisu. Nikt nie da zespołowi takiego przyspieszenia akcji na skrzydle jak Walijczyk, a do tego potrafi przecież też zejść do środka i tam rozegrać piłkę czy nawet uderzyć. Kolejna kwestia to rzuty wolne. Nie oszukujmy się, Cristiano nie jest już tak skuteczny w tym elemencie jak kiedyś i jak byśmy chcieli. Z Bale’em przy piłce można czuć większą pewność.

Nie, to nie jest gloryfikacja Garetha Bale’a, to tylko uwagi obserwatora znacznej większości spotkań Realu od kilku długich lat. Walijczyk po prostu wyrasta na cichego lidera tej drużyny, nie przywódcę szatni, ale kogoś, kto w odpowiednim momencie weźmie losy zespołu w swoje nogi. Gdyby jeszcze nie doznawał tak często kontuzji…