NBA tak ważna jak Atletico? Griezmann łączy przyjemne z pożytecznym

Antoine Griezmann
Antoine Griezmann

Atletico Diego Simeone naprawdę było wielkie. Stylem nigdy nie powalało na kolana, ale kochaliśmy je za niezłomność, upór, nieustępliwość. To, co zwykle staje się obiektem krytyki, tu się sprawdzało. Wszystko za sprawą wielu zawodników, którzy idealnie pasowali do stylu Argentyńczyka.

Odbierz darmowy zakład 20 zł 

Jak dobrze wiemy, w piłce nic nie trwa wiecznie i co jakiś czas niezbędna jest tzw. „zmiana pokoleniowa”. Zawodników zbliżających się do kresu „przydatności” musisz zastąpić innymi, młodymi, na których zbudujesz przyszłość. Jednym się to udaje, innym nie. Coraz więcej wskazuje na to, że Atletico i Simeone lekko przestrzelili.

Patrząc na ostatnie lata, trudno znaleźć zawodników – szczególnie w ofensywie – którzy w madryckim klubie poradzili sobie tak, jak oczekiwano. Każdy był raczej niewypałem i co najwyżej solidnym punktem drużyny. Nawet wracający Fernando Torres czy Diego Costa. Jedynym, który spełnił nadzieje (a nawet je przebił), był Antoine Griezmann. Francuz kupiony z Realu Sociedad, który u „Cholo” rozwinął pełnię swoich możliwości.

Teraz jednak można się zacząć zastanawiać, czy i on nie obierze innego kursu. Po sezonie klub opuszczą m.in. Diego Godin, Filipe Luis, a do Bayernu sprzedano już Lucasa Hernandeza. Mistrz świata straci więc swoich kompanów w osobach Francuza i Urugwajczyka i poważnie może zacząć zastanawiać się, czy najlepszy projekt sportowy Atletico nie jest już melodią przeszłości. Rok temu Griezmann odrzucił zaloty Barcelony i został w zespole, z którym się zżył.

I wilk syty i owca cała

Atletico w tym sezonie nie walczy już o nic, więc powoli można zacząć wakacje. Można nawet urządzić je sobie w trakcie rozgrywek, łącząc przyjemne z pożytecznym. Właśnie tak uczynił Griezmann, który przed tygodniem w meczu z Celtą Vigo złapał głupią, niepotrzebną żółtą kartkę. Było to jego piąte takie napomnienie w sezonie, dzięki czemu „wykartkował” się na mecz z Eibar, przed prestiżowym i ważnym spotkaniem z Valencią.

Decyzja jak najbardziej zrozumiała, ale mająca też swoje drugie dno. Dzięki nieobecności w ostatnim meczu, Griezmann mógł w spokoju udać się do Brooklynu na ważny pojedynek playoffów w NBA, w którym występował jego ulubiony gracz, czyli D’Angelo Russell. W ten sposób Francuz nie tylko zabezpieczył swoją drużynę i swój występ z „Nietoperzami”, ale i sprawił sobie przyjemność. Dobrze rozegrane, panie Antoine…

Odbierz darmowy zakład 20 zł