Gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedział, że świat do tego stopnia stanie na głowie, oczywiście bym nie uwierzył. Zupełnie inną sprawą jest, że jak futbolu już stanął, nie potrzeba było wróżbity Macieja, by domyśleć się, że czeka nas kabaret poprzedzający jego powrót. I co ciekawe nie polskie kluby przodują w patrzeniu tylko i wyłącznie na czubek własnego nosa.
Nikogo nie można zmusić do pracy
W nadchodzących dniach piłkarze klubów La Liga mieli wrócić do treningów, by za jakiś czas wznowić rozgrywki. Testy na koronawirusa zaplanowano na 5-7 maja, a wznowienie rozgrywek w optymistycznym scenariuszu na początku czerwca. Piłkarze Eibaru uznali jednak, że plan powrotu jest nonsensem i naraża ich zdrowie, dlatego wydali oświadczenie: – Jesteśmy pasjonatami piłki nożnej i nic nas nie ekscytuje bardziej niż możliwość ponownego spotkania i sprawienia, że ludzie będą się dobrze bawić razem z nami. Jednak bez kibiców futbol nie będzie taki sam i mecze tracą sens. Chcemy grać, ale jednocześnie, jak i duża część społeczeństwa, martwimy się o sytuacja zdrowotną. Boimy się rozpocząć treningi, ponieważ nie możemy zachowywać wówczas zasad dystansu społecznego. Obawiamy się, że robiąc to, co lubimy najbardziej, możemy narazić naszą rodzinę oraz przyjaciół, a także przyczynić się do wybuchu epidemii.
Nie trzeba śledzić hiszpańskiej ligi, by domyśleć się, że Eibar nie okupuje pozycji w środku tabeli. Posiada zaledwie dwa oczka przewagi nad strefą spadkową. Najgorzej nie jest, ale widmo spadku, jak najbardziej realne. Tym bardziej że na horyzoncie mecze z takimi drużynami jak m.in. Real Madryt, Athletic Bilbao, Getafe, Valencia, Sevilla, czy Villarreal.
No dobra, ale ktoś może powiedzieć, że piłkarze i trenerzy faktycznie się boją. W końcu piszą w oświadczeniu, że są pasjonatami i chętni by grali, ale nie chcą narażać siebie, rodziny, przyjaciół, a także narodu. Ich zdaniem nie można grać i trenować, zachowując przy tym odpowiednich środków bezpieczeństwa. A tak właściwie, nie chcą grać bez kibiców, gdyż futbol traci wtedy sens.
W takim przypadku do gry, czy jakiejkolwiek innej pracy, nie można zmusić nikogo. Trzeba to zrozumieć i dać piłkarzom pójść swoją drogą. W końcu zawsze można się przebranżowić. Być może zawodnicy i sztab trenerski Eibaru mają inne talenty, które umożliwią im bezpieczną pracę zarobkową w domu? Gdy sytuacja się uspokoi, a kibice znowu zasiądą na trybunach – okolice lutego 2021 roku zdaniem wiceprezydenta FC Barcelony Jordiego Cardonera – piłkarze wrócą do gry, jeśli będą czuli się bezpiecznie. Wystarczy, że poszukają nowych klubów, ponieważ oczywistym jest, że teraz muszą rozwiązać swoje kontrakty.
Skok na kasę, a nie obawa o zdrowie
A tak już zupełnie serio, dam sobie rękę uciąć, że żaden z piłkarzy nie podpisał się pod tym oświadczeniem w pełni świadomie. Po prostu pani prezes lub ktoś inny decyzyjny przekazała piłkarzom, że lepiej nie grać, bo można spaść. A spadek oznacza mniejsze pensje, gdyż klub dostanie prawie o połowę mniejszą transzę od telewizji. A żadną tajemnicą nie jest, że akurat kasa z telewizji, to znaczna część budżetu Eibaru. Nie więc strach o zdrowie swoje i bliskich, a po prostu obawa o kasę.
Tego typu oświadczenia powinny być szczególnie piętnowane przez media, ale także władze ligi. Wyobraźmy sobie sytuację, że na taki szantaż decydują się pracownicy apteki Dr Maxa w Elblągu . Czy wówczas wszystkie apteki innych brandów w tym mieście powinny zawiesić działalność?
Parasol ochronny nad piłkarzami
Trudno o drugą grupę zawodową, nad którą chucha się i dmucha aż tak bardzo. Piłkarze często żyją w zupełnie innej rzeczywistości, co potwierdził ostatnio zawodnik Arki Gdynia, Adam Marciniak w wywiadzie dla Sportowych Faktów: – Nie róbmy z siebie świętych krów! Jak słyszę wypowiedzi niektórych zawodników, że ktoś z rodziny im zakupy robi, to ja się nie dziwię, że mają nas potem jako grupę zawodową za niedorozwiniętych. Aż żenująco to czytać i słuchać. Oszczędzę ich i nie będę wymieniał nazwisk. Spotkałem się z tym, że 25-letni facet siedzi spanikowany w domu, a zakupy robi mu ojciec, który jest w grupie ryzyka. Aż mi wstyd za niego.
Z kolei w książce „Stan Futbolu”, Krzysztofa Stanowskiego można było przeczytać historie, że piłkarze nie potrafią zapłacić rachunków, zrobić zakupów, czy najprostszych posiłków. Wielu z nich jest kompletnie odrealnionych, żyją w swoim świecie, gdzie przez całą karierę klub lub menadżer wykonuje za nich podstawowe czynności. W skrócie – nie są przystosowani do życia. Może czas to wreszcie zmienić, ponieważ lepszej okazji na to już chyba nie będzie.