Bo nie liczy się ilość, tylko jakość. Niezwykły paradoks w La Liga

Dużo strzelasz, mało tracisz? Brawo, prawdopodobnie jesteś jedną z czołowych drużyn. Dużo tracisz, mało strzelasz? Cóż, pewnie do ostatniej kolejki trzeba będzie bić się o utrzymanie. Właśnie tak wygląda sytuacja w większości lig. Są jednak wyjątki.

Kierując się powyższą zasadą, drużyny tracące podobną ilość bramek do tych strzelanych, powinny zajmować miejsca środka tabeli, ze wskazaniem na jej pierwszą część. Nie jest to nienaruszalna prawda, a jedynie częsta reguła. Wyjątkami są drużyny, które czasem kręcąc się wokół bilansu bramek równego zero, zajmują miejsca 5-7. To już i tak spory paradoks, ale w Hiszpanii mamy większy.

Wykorzystaj kod KASA120 i odbierz bonus

Obecny sezon La Liga jest niezwykle zacięty i bardzo konkurencyjny. Wielkie firmy, włącznie z Barceloną i Atletico (o Realu nie wspominając) gubiły punkty, a wśród rewelacji rozgrywek można było zastanawiać się między kilkoma typami. Dużą zadyszkę miały m.in. Valencia i Athletic, poprawy wciąż nie ma w Villarreal, niepokoi także pozycja Celty. Na przeciwnym biegunie przez dłuższą chwilę był Espanyol, obudził się Real Betis, a o czołowe pozycje wciąż walczą Getafe i Deportivo Alaves. Właśnie wsród tych drużyn mamy dwie, które przeczą sobie nawzajem…

Mowa o Celcie i Alaves. Typując przed startem rozgrywek, raczej pierwszą ekipę wskazalibyśmy jako kandydata do wyższego miejsca. Tymczasem Celta Vigo wylądowała w strefie spadkowej (18. miejsce), a Deportivo Alaves wciąż utrzymuje się na piątym miejscu gwarantującym ligę Europy. Co łączy te dwie drużyny? Pierwsza z nich ma bilans bramek wynoszący -3, druga -2.

Jak to możliwe? Głównym powodem jest wspomniana konkurencyjność. Oba kluby dzieli niemal cała tabela, ale w praktyce to „jedynie” 11 punktów. Celta wygrała zaledwie pięć spotkań, ale aż trzy z nich więcej niż jedną bramką. Dla porównania Alaves na swoje dziewięć triumfów tylko raz (!) wygrało więcej niż jednym golem (5:1) z Rayo. Co więcej, kiedy podopieczni Abelardo zaczynają strzelać, zwykle punktują. Tylko dwa mecze, w których zdobyli bramkę, zakończyły się porażkami.

To właśnie one są kolejnym aspektem. „Lepiej przegrać raz 0:9, niż dziewięć razy po 0:1”, napisało na swoim Twitterze Guingamp po pogromie z PSG. Jest w tym dużo racji. Co z tego, że Celta toczy wyrównane boje i aż siedem z dziesięciu porażek zakończyła różnicą jednej bramki (pozostałe trzy – dwie bramki różnicy). Deportivo Alaves także nie jest regularnie gromione, ale zaliczyło dwie porażki 0:3 i jedną 0:4. To lepsza opcja, jeśli w kolejnym meczu się punktuje.

Paradoks występujący między tymi dwoma klubami jest najlepszą możliwą reklamą tegorocznej La Ligi. Może i czołowa trójka jest już „typowa”, ale za jej plecami dzieje się bardzo, bardzo, bardzo dużo.

Wykorzystaj kod KASA120 i odbierz bonus

Komentarze

komentarzy