Decyzję o przeniesieniu EURO 2020 wielu z nas przyjęło jako smutny obowiązek. Sytuacja na świecie jest trudna, a futbol zszedł od jakiegoś czasu na dalszy plan. Nikogo to naturalnie nie zaskoczyło, kiedy codziennie słyszymy o tysiącach zgonów z powodu koronawirusa. W takich warunkach turniej z gospodarzami w 12 krajach był pozbawiony jakiejkolwiek logiki. Czy jednak przesunięcie go na 2021 rok to optymalne rozwiązanie?
W 2012 roku Michel Platini ogłosił całej Europie, że mistrzostwa za osiem lat zostaną rozegrane w kilkunastu krajach. Już wówczas budziło to spore kontrowersje, ale przejmujący wówczas posadę prezydenta UEFA Aleksander Ceferin miał związane ręce. Wszystko było już dogadane i dopięte na ostatni guzik, a nawet propozycja rozegrania tego turnieju przez Turcję została gwałtownie odrzucona. Nic po prostu nie dało się zrobić.
Słoweniec w tamtym czasie nie miał jednak pojęcia, z jakim problemem cały świat będzie borykał się niemalże przededniu tej wielkiej imprezy, biorąc pod uwagę skalę wybuchu Covid-19. Czasy są na tyle niepewne, że wysyłanie setek tysięcy kibiców po całej Europie byłoby uznane za zwyczajne ludobójstwo. Odwołanie turnieju można uznać zatem za konieczność.
Hipokryzja Ceferina?
Nadszedł czas, aby świat wyciągnął wnioski z tej pandemii, a UEFA dała klarowny przykład, że nawet tak opakowane produkty można zwyczajnie przesunąć. Ceferin wspomniał, że jego federację z tego powodu czekają ogromne straty finansowe, ale…
– Ważne aby jako organ zarządzający europejską piłką nożną kierował całym procesem i dokonywał najlepszych decyzji dla wszystkich stron. Przeniesienie EURO 2020 wiąże się z ogromnymi kosztami dla UEFA, ale dołożymy wszelkich starań, aby nie wpłynąć na zasadnicze finansowanie oddolnych obywateli, kobiecej piłki nożnej i rozwoju gry w naszych 55 krajach. Cel nad zyskiem był naszą naczelną zasadą przy podejmowaniu tej decyzji dla dobra europejskiego futbolu jako jednego organizmu – stwierdził Ceferin.
Z drugiej strony pojawiają się doniesienia, że UEFA zażądała 270 milionów funtów od swoich klubów z powodu przesunięcia turnieju. Słoweniec trochę zajechał zatem z populizmem, czy może te informacje to zwyczajne plotki? Kogo jak kogo, ale nie posądzalibyśmy Davida Ornsteina z „The Athletic” o takie kłamstwa.
Nowy termin
Przesunięcie tego terminu wiąże się z wieloma problemami. Koronawirus nauczył nas jednak, że futbol obok wielu innych rzeczy jest tylko grą, dla której nie można narażać zdrowia i życia społeczeństwa. Nowa data rozpoczęcia turnieju (konkretnie od 11 czerwca do 11 lipca) sprawia, że zbombardowane zostają terminy innych ważnych wydarzeń spod ramienia nie tylko UEFA. Kto bowiem pomyślał o mistrzostwach Europy kobiet w 2021 roku, które pokrywają się z nowym terminem zarządzonym przez Ceferina?
Co z Ligą Narodów, czy mistrzostwami Europy do lat 21? Kiedy rozegrać mecze kwalifikacyjne do mistrzostw świata w 2022 roku? FIFA wydała już oficjalny komunikat, że postara się przesunąć plany związane z nowym formatem Klubowych Mistrzostw Świata. Projekt Gianniego Infantino miał rozpocząć się latem 2021, ale obecnie jest to wręcz niewykonalne. Zebranie 24 najlepszych klubowych drużyn po tym jak tydzień wcześniej występowali na EURO byłoby po prostu szczytem głupoty.
Dopiero teraz niektórzy zdają sobie sprawę, że kalendarz był zwyczajnie przepełniony. Jak bowiem w 2021 upchnąć te wszystkie terminy? Możemy już niebawem przejść do trybu dziennego, kiedy w jednym czasie rozgrywane są dwa turnieje z ramienia UEFA i nikt nie będzie na to narzekał.
W trudnej sytuacji są jednak przede wszystkim kluby, które będą zobligowane do zwolnienia swoich zawodników na wszystkie mecze reprezentacji narodowych, które zostaną rozegrane w nowych ramach czasowych. Oznacza to, że nawet jeśli ten sezon uda się dokończyć do czerwca, to kolejny zostanie poturbowany ze względu na przeróżne terminy wymyślone przez FIFA oraz UEFA.
Co dalej z klubami?
To co jednak najważniejsze, to obecne klubowe rozgrywki. Plany o wznowieniu zmagań 3 czy 4 kwietnia są kompletnie irracjonalne i odstają od jakichkolwiek norm. Wystarczy spojrzeć na liczbĘ zgonów w Hiszpanii czy Włoszech. Czy rzeczywiście ktoś myśli, że za ponad dwa tygodnie ulegną one nagle zmianie? Chiny walczyły z wirusem od grudnia, budując przy tym nowe szpitale, w dodatku poddając się kwarantannie dużo szybciej, a dopiero teraz tak na dobre przynosi to skutki – konkretnie po trzech miesiącach.
Mimo to UEFA wczoraj ustaliła jasny termin na dokończenie sezonu – 30 czerwiec 2020 roku. Warto pamiętać, że obecne prognozy przewidują, że infekcja szczytowa pojawi się w Wielkiej Brytanii na początku czerwca. Wyraźnym priorytetem lig i klubów jest jakoś ukończyć bieżący sezon, a nie przerywać zawody i traktować dotychczasowe rezultaty jako ostateczne. Wspomniał o tym prezes hiszpańskiego związku Luis Rubiales, który potwierdził, że data nałożona prze europejską federację powinna (i może) zostać przesunięta.
Nadal istnieje jednak przeświadczenie, że nawet jeśli nie w kwietniu, to wszystko wróci do normy w maju bądź czerwcu. Na ten drugi termin zaplanowano już chociażby mecze barażowe do EURO. Taki misz-masz pokazuje, że mecze reprezentacji mogą być planowane w tym samym czasie, co starcia klubów, a europejskie puchary zawitają na nasze ekrany telewizorów w sobotę i niedzielę.
Optymistycznie można przypuszczać, że światowy futbol ruszy do gry najwcześniej w maju. Bazując na tych informacjach (nawet jeśli jest na to 20% szans) zespoły w najlepszych ligach mają do rozegrania około 10 spotkań. Nadal trwają dodatkowo krajowe puchary, a w dwóch rozgrywkach europejskich 12 z ostatnich 16 spotkań nie zostało rozegranych.
Na 24 czerwca zaplanowano finał Ligi Europy, na trzy dni później Ligi Mistrzów. Wygląda więc na to, że od maja do końca czerwca, w zaledwie 9 tygodni, federacje mają zamiar doprowadzić wszystko do końca. Póki co nie wydaje się to jakkolwiek realne, wspominając przede wszystkim o szczycie epidemii w Anglii przypadający właśnie na ten okres. Dodatkowym problemem są umowy piłkarzy, które wygasają zwykle właśnie do 30 czerwca. Jak widać pożarów do ugaszenia jest zbyt wiele.
Nic zatem dziwnego, że UEFA przygotowuje się do organizacji Final Four, wzorem siatkówki czy piłki ręcznej. Ulokowanie czterech zespołów w Gdańsku i Stambule wymagałoby jednak przede wszystkim rezygnacji z dwumeczów w ćwierćfinale. Jak na to zareagują telewizje i inni sponsorzy?
Jak widać problem przełożenia EURO to mały pikuś przy tym, co musi wydarzyć się w krajowych ligach. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że oba organizmy są ze sobą połączone, a w obliczu szalejącego wirusa trudno znaleźć jakikolwiek kompromis.