No i komu to potrzebne?

Jak na każdym wielkim turnieju są pechowcy, którzy przez tak a nie inaczej skonstruowane przepisy zmuszeni są oglądać mecz swoich kolegów z trybun bez możliwości wejścia do szatni w czasie przerwy. Do tej kwestii regulaminu można mieć wiele pretensji, bo ucierpi przez to nie tylko jeden ukarany zawodnik (on najbardziej), ale też cała reprezentacja.

Chodzi oczywiście o przepis, wedle którego jeśli zawodnik w pierwszych pięciu meczach turnieju uzbiera dwie żółte kartki, to w kolejnym nie może zagrać. Wychodzi więc na to, że gdy taki delikwent przystępuje do spotkania ćwierćfinałowego z jednym żółtym kartonikiem, to ewentualna kara przez kolejne 90 minut gry wyklucza go z wzięcia udziału w półfinale. Półfinale, który może być ostatnim i zarazem najważniejszym meczem turnieju dla danej drużyny. Zawsze w ten sposób niepotrzebnie cierpi kilku zawodników.

Czy nie lepiej byłoby nieco zmniejszyć rygor przy zawieszaniu zawodników? Gdyby kartki były kasowane po 1/4, ewentualne zawieszenie uniemożliwiałoby występ zawodnika w ćwierćfinale, który mimo wszystko jest spotkaniem o mniejszym ciężarze gatunkowym niż półfinał. Potem żółta kartka w 1/2 nie miałaby jak blokować zagranie piłkarza w finale. Przez to pauzowanie miałoby miejsce tylko w trzecim meczu grupowym, 1/8 oraz 1/4. Przy obecnych przepisach UEFA kasuje kartki dopiero po półfinale, tak aby każdy zawodnik mógł zagrać w finale, ale co z tego, skoro niektórzy nie będą mogli zagrać w najważniejszym spotkaniu swojej reprezentacji ostatnich lat, którym na pewno dla Walijczyków będzie pojedynek z Portugalią.

Aaron-Ramsey-yellow-card-vs-Belgium-July-2016

Ekipie Chrisa Colemana zostało na ten mecz wyrwane serce i płuco zespołu. Co prawda Gareth Bale jest uprawniony do gry, ale sam nie za dużo zdziała, co pokazały już wcześniejsze mecze. Bezcenna okazuje się pomoc ze środka pola od Aarona Ramseya, który przez kontrowersyjne przepisy nie będzie mógł wystąpić w półfinale. W tym momencie szanse Walijczyków znacznie spadają, bo jest to drugi po Bale’u najważniejszy piłkarz drużyny, a także ten który zawodnikowi Realu dostarcza najwięcej wsparcia. Pomocnik Arsenalu w pięciu meczach we Francji stworzył 15 szans bramkowych, zdobył gola i zanotował aż 4 asysty. Dodatkowo Chris Coleman nie będzie mógł skorzystać z Bena Daviesa, którego statystyki obronne są prawie tak dobre jak kapitana drużyny Ashleya Williamsa. W ten sposób reprezentacja Walii w swoim najważniejszym meczu od wielu, wielu lat będzie musiała zagrać bez swoich dwóch podstawowych zawodników. Wyobrażacie sobie gdybyśmy to my awansowali do półfinału i grali w nim bez np. Arkadiusza Milika i Łukasza Piszczka?

167466_1_org_image_36302c96deda6b357e560962c80f5501

Również Portugalia nie będzie mogła zagrać w podstawowym składzie, bo za żółte kartki zawieszony jest defensywny pomocnik William Carvalho. Fernando Santos powinien sobie jednak poradzić z zapełnieniem luki w środku pola, na pewno jest to mniejsza strata personalna od ich półfinałowych rywali. W drugim spotkaniu 1/2 nie zagra z kolei Mats Hummels. I tu możemy mówić o potężnym osłabieniu Niemców, ale również o wielkim pechu, bo jedna z żółtych kartek została mu pokazana niesłusznie. W spotkaniu ze Słowacją polski arbiter Szymon Marciniak popełnił jeden, wydawałoby się niewinny błąd. Pokazał kartkę Hummelsowi w sytuacji, w której Niemiec na nią po prostu nie zasłużył. Wtedy wiele obserwatorów to zbagatelizowało, ale teraz nazwisko naszego sędziego znowu wraca na usta kibiców futbolu.

Dzisiaj wieczorem czeka nas ostatni z ćwierćfinałów, w którym zmierzą się Francuzi z Islandczykami. Po stronie gospodarzy będą już teraz pauzować N’Golo Kante i Adil Rami, a jeżeli w spotkaniu z Islandią żółtą kartkę otrzymają zawodnicy Arsenalu – Laurent Koscielny lub Olivier Giroud – to dołączą oni do grona pechowców, którzy ze względów proceduralnych nie zagrają w półfinale. Zdecydowanie dłuższa lista zagrożonych jest po stronie trenera Larsa Lagerbacka. Kári Árnason, Birkir Bjarnason, Johann Gudmundsson, Aron Gunnarsson, Hannes Halldorsson, Birkir Sævarsson, Kolbeinn Sigthorsson, Gylfi Sigurdsson i Ari Skúlason – wszyscy oni muszą się dzisiaj pilnować.

 

Komentarze

komentarzy