No Thomas, no Part(e)y

Thomas Partey (fot. laliga.es)

Tytuł może i oklepany, ale w ostatnich dniach idealnie odzwierciedla znaczenie ghańskiego pomocnika dla Atletico. Nigdy nie był i prawdopodobnie nie będzie wymieniany w pierwszym szeregu gwiazd „Los Colchoneros”, ale z roku na rok staje się coraz ważniejszą postacią w zespole „Cholo” Simeone. 

W miniony wtorek uratował madrycki zespół przed gigantyczną kompromitacją i porażką u siebie z azerskim Qarabagiem. Przepiękny gol z dystansu został wyceniony „tylko” na jeden punkt, ale wizerunkowo miał wartość znacznie większą, mimo że prawdopodobnie przyczyni się jedynie do awansu, a raczej „spadku” do Ligi Europy. W sobotę kolejny, magiczny i precyzyjny strzał był wart dwa punkty, bo tyle Atletico zyskało na bramce z doliczonego czasu gry na El Riazor. Oto przepis, jak w kilka dni stać się bohaterem numer jeden. Nie Griezmann, nie Correa, nie Oblak, ale Thomas Partey.

Znajomość możliwości tego chłopaka w ostatnich latach była niewielka u przeciętnego kibica. Można zachować umiar, ale wydaje się, że Thomas Partey podąża podobną ścieżką, co Sergi Roberto w Barcelonie czy Nacho Fernandez w Realu. Wszystkich łączy status wychowanka. Każdy z nich przebijał się przez kolejne szczeble edukacji piłkarskiej w młodzieżowych drużynach swoich obecnych pracodawców.

Tyle że Thomas miał drogę specyficzną. W wieku 18 lat przyjechał do Hiszpanii, a wcześniej grał w drugoligowym ghańskim klubie Tema Youth, do którego przyszedł z Odumase Krobo. Co ciekawe, ten drugi klub założył… jego tata. I właśnie ojciec był dla niego pierwszym trenerem, a swojemu synowi nadał pseudonim „Senegal”, na cześć kolegi, który był podobny do Thomasa i miał takie same przezwisko.

Gdyby wrócić do porównania z Sergim Roberto i Nacho, to jako jedyny spróbował opuścić „dom”. Najpierw wypożyczenie do Mallorki, później Almeria. Baleary i Andaluzja wydają się idealnym miejscem na wypoczynek, ale Thomas pokazał, że w takich ekipach był w stanie przebić się do świadomości kibiców, dziennikarzy, a przede wszystkim sztabu szkoleniowego Atletico. Swoją drogą w Almerii spotkał m.in. obecnych piłkarzy Wisły Kraków – Juliana Cueste i Frana Veleza – a o pobycie Thomasa w klubie z południa Hiszpanii opowiada Jakub Wilmanowicz, polski dziennikarz w Hiszpanii, zajmujący się na co dzień Almerią.

Thomas był profesjonalistą, ale jego pobyt w Almerii pozostał bez echa. Nie miał łatwo, bo konkurował w środku pola z Verzą i Franem Velezem, ale mimo tego wygrał rywalizację i wszedł do podstawowego składu. Z początku nie szło mu dobrze, ale ostatecznie został najlepszym pomocnikiem w drużynie. W szatni trzymał się z Edgarem Mendezem (aktualnie Cruz Azul w Meksyku). Ogólnie rzecz biorąc w Almerii są zadowoleni z Thomasa, bo tak jak powiedziałem, był wielkim profesjonalistą.

Powrócił do „Rojiblancos” w lecie 2015 roku i od tamtej pory jego ewolucja wyglądała następująco:

2015/2016: 852 minut – trzy gole
2016/2017: 987 minut – jeden gol
2017/2018: 1024 minuty – cztery gole

Mamy początek listopada, a Thomas już wykręcił lepszy wynik niż w poprzednich sezonach. Kilka najbliższych meczów i zapewne dobije do momentu, w którym będzie miał więcej minut rozegranych w przeciągu czterech miesięcy, aniżeli przez poprzednie 24! Dużo lepiej wygląda również procent meczów rozpoczętych w podstawowym składzie. W poprzednich dwóch sezonach rozegrał odpowiednio 24 i 23 spotkania. W ubiegłych rozgrywkach dziewięć razy rozpoczynał mecze w wyjściowym składzie, a piętnastokrotnie zmieniał kolegów, rok wcześniej było jeszcze gorzej – siedem razy w 11 i szesnaście razy jako zmiennik.

Z prostej matematyki wynika, że odpowiednio 38% i 30% meczów mógł zapisać sobie, jako „titular”. Progres był, ale mimo wszystko nie taki, jaki Ghańczyk by sobie wyobrażał, ale teraz jego pozycja u „Cholo” Simeone jest niepodważalna. 80% meczów rozpoczynał w wyjściowym składzie – 12 razy – a pozostałe trzy spotkania kończył jako zmiennik – Qarabag w LM oraz Barcelona i Sevilla w lidze.

Jakim zaufaniem cieszy się Thomas, pokazał ostatni mecz na El Riazor, gdy w decydującym momencie podszedł do rzutu wolnego. Obok niego Nico Gaitan, który trochę wolnych w Benfice zamienił na bramki, Gabi, kapitan zespołu i właśnie Thomas. Mimo to Gabi wyłożył mu piłkę, a Ghańczyk wykonał wyrok. Można mówić, że szczęście – w postaci kontuzji kolegów – mu sprzyja, ale wydaje się, że w tym momencie jest nie do wygryzienia ze składu. Pomijając kontuzjowanego Koke, można powiedzieć, że wśród pomocników jest numerem dwa, zaraz za Saulem. To pokazuje statystyka rozegranych minut, w których zajmuje piąte miejsce w zespole. Przed nim są tylko nietykalni przez Simeone – Saul, Oblak, Griezmann i Godin.

Fortuna: Odbierz 110 zł na zakład bez ryzyka + do 400 zł