Od fajerwerków do nudziarzy. „Quo vadis” Celta?

Iago Aspas i jego Celta spełniają wspólne marzenia (Zdjęcie: Skysports.com)

Pieniądze? Nie najgorsze. Kłopoty za nimi? Owszem, rozwikłane. Akademia? Nie mają się czego wstydzić. Gdzie jest kłopot? W tabeli! Jest wiele ekip, które osiągają wyniki ponad stan, ale są takie, które kompletnie zawodzą. Do tej drugiej grupy zaliczamy Celtę Vigo. Mimo ostatniego zrywu, ten sezon jest dla Galisyjczyków już przegrany, gdyż długo musieli się obawiać o… ligowy byt. Dlaczego? Trudno racjonalnie wytłumaczyć.

Celta od powrotu do Primera Division była ekipą, którą naprawdę przyjemnie się oglądało. Być może określenie hiszpańska Atalanta byłoby nadużyciem, to jednak przyjemność z oglądania dawali swoim i postronnym kibicom. A przecież mowa o klubie, który przez wiele lat był w cieniu swojego sąsiada z regiony – Deportivo La Corunii.

Niewiele zarabiają

Jeszcze kilka lat temu byli także dość biednym i zadłużonym klubem. Na transfery wydawali tyle, ile sami wcześniej zarobili. Zresztą tego nie było zbyt wiele. Wówczas 19-letni Santi Mina kosztował Valencie 10 milionów euro, a mowa była o jednym z większych hiszpańskich talentów. Prawdopodobnie gdyby ten Mina był Baskiem i odchodził z Athletiku Bilbao, trzeba byłoby za niego zapłacić trzy, a może i cztery razy tyle.

Zresztą to nie jedyna sprzedaż, która z perspektywy czasu nie wydaję się specjalnie droga. Podobnie można powiedzieć o odejściu Jonny’ego do Atletico za 7 milionów czy Borjy Iglesiasa za „dychę” do Espanyolu. Zresztą Borja w Celcie praktycznie nie zaistniał. Trafił do rezerw w wieku 20 lat, dla których strzelił 76 goli, a w międzyczasie trafił na wypożyczenie do Zaragozy. Jeden sezon w Segunda z 23. trafieniami i transfer za duże pieniądze. Niby Celta zarobiła niemało na zawodniku, który rozegrał dwa spotkania w pierwszym zespole, ale patrząc na to, ile później Espanyol dostał za reprezentanta Hiszpanii, jest czego żałować.

Trzeba jednak przyznać, że Celta potrafi wyszukać naprawdę perełki. Tak było chociażby z Maxim Gomezem czy Stanislavem Lobotką. Razem nie kosztowali nawet 10 milionów euro, a chyba nie trzeba mówić, że Celestes zarobili na nich kilkukrotność tej kwoty. Gomez znaleziony jeszcze w Urugwaju, a Lobotka obrał nietypową drogę, gdyż Słowak trafił do Hiszpanii przez duńskie Nordsjaelland.

Ulubione kierunki

Trzeba przyznać, że tutaj Słowacja i Dania mogą być słowami kluczowymi. Dlaczego? Sprawdził się Lobotka, więc zaraz przyszedł jego rodak Robert Mazań. Możecie kojarzyć nazwisko, gdyż został rekordem transferowym Podbeskidzia, a okazał się kompletnym niewypałem.

Dania to z kolei rynek bardzo chętnie przeczesywany przez Celtę. Niby daleko, niby najlepsze rozeznanie ma tam Ajax, a tu proszę. Lobotka, a poza tym Mathias Jensen, Andrew Hjulsager czy Pione Sisto. Uczciwie trzeba powiedzieć, że sprawdził się tylko ostatni. Jednak w ostatnim czasie skrzydłowy dostarcza więcej tematów pozaboiskowych niż tych na miejscu.

Mocna kadra bez wyników

W ostatnim tygodniu Celta zagrała bardzo dobrze, ogrywając dwie baskijskie drużyny. Jednak nie może to zamazać prawdziwego obrazu tej ekipy. Praktycznie najgorszy atak, a skład taki, że powinni walczyć nie tyle o europejskie puchary, co o Ligę Mistrzów! W pomocy Denis Suarez i Rafinha, przed chwilą dotarł Nolito, a ponadto w ataku Santi Mina, Fiodor Smołow czy Iago Aspas. Do tego nie mają się czego wstydzić w tyłach. Hugo Mallo wielokrotnie ocierał się o reprezentację Hiszpanii, Ruben Blanco być może za rok pojedzie na Euro, a Jeisona Murillo nikomu nie trzeba przedstawiać.

Wiele klubów także może pozazdrościć takich zawodników jak Iago czy Hugo Mallo, którzy są niezwykle przywiązani do klubu i regionu. Aspas ze swoimi umiejętnościami załapałby się do 95% klubów na świecie, a mimo tego kolejne sezony spędza w domu i strzela gole.

Niestety na tym się kończą pozytywy. Drużyna Oscara Garcii jest w pierwszej dziesiątce pod względem średniego posiadania oraz celności podań, czyli standard patrząc na ostatnie lata. Gorzej, że oddają bardzo małą liczbę strzałów. Załapali się do „elitarnego” grona tych, których średnia na mecz wynosi poniżej 10, co przekłada się na małą liczbę goli strzelonych. To nie jest tak, że mają pecha. Według Expected goals zasłużyli na cztery bramki więcej, a zatem niewielka różnica.

Czy to wróci?

W ubiegłych latach strzelali bardzo podobną liczbę goli. 53, 59, 53 i 52, cofając się o kolejne sezony. Pozycje w tabeli szły w dół, ale przynajmniej kibice nie mogli się nudzić podczas ich meczów domowych. Teraz nie ma ani wyników, ani zabawy. Trudno zrozumieć, jakim cudem ekipa mająca tylu kreatywnych ofensywnych graczy, może być tak nisko i być tak nudna.

A nudna nie była. Dzisiaj grają z Barceloną i ekipa z Katalonii miło wyjazdów do Galicji nie wspomina w ostatnich latach. Dość powiedzieć, że ostatni raz Blaugrana na Balaidos wygrała w kwietniu 2015 roku! Od tamtej pory 3 wygrane Celty i 2 remisy we wszystkich rozgrywkach! Jednak zdecydowanie najprzyjemniej oglądało się spotkanie z 2 października 2016 roku, gdy Celestes ograli gości 4:3. Wtedy ekipa Toto Berizzo zadała trzy szybkie ciosy w pierwszej połowie, a gdy po przerwie Pique i Neymar dali sygnał do odrabiania strat, wtedy Marc Andre ter Stegen popełnił chyba największy błąd, odkąd przyszedł do Barcelony i strzelił gola Pablo Hernandezem…

Rok wcześniej było jeszcze lepiej, gdyż wtedy Messi i spółka także przyjęli cztery gole, na które zdołali odpowiedzieć tylko raz. To pokazuje, z jaką ekipą przychodziło się mierzyć największym. Swego czasu tercet Nolito, Iago Aspas i Fabian Orellana był ogromnym postrachem ligi.

Komentarze

komentarzy