O krok od śmierci, dziś podbija Stamford Bridge – Victor Moses, nowy bohater Chelsea

moses

Gdyby w sierpniu ktokolwiek powiedział, że dwa miesiące później Victor Moses będzie kluczową postacią Chelsea prowadzonej przez Antonio Conte, wszyscy pukalibyśmy się w głowę. A jednak, niemożliwe stało się faktem, a zaglądający w kierunku Stamford Bridge niejako doświadczają piłkarskiego cudu. Nigeryjski skrzydłowy, od 2013 roku wciąż doświadczający zsyłki na kolejne wypożyczenia, w końcu otrzymał prawdziwą szansę, której nie zamierza zaprzepaścić.

Latem tego roku z transferem do Chelsea łączono mniej więcej połowę piłkarskiego światka. Codziennie pojawiały się nowe nazwiska, które ostatecznie na Stamford Bridge nie zawitały. W tak zwanym międzyczasie fani „The Blues” byli niemal przekonani, że co jak co, ale wypożyczenie Mosesa to tak zwany deal done. A gdyby jakimś cudem udało mu się zostać w Chelsea, to niemożliwe było, by odgrywał znaczącą rolę w klubie. Traf chciał, że Antonio Conte niejako zmuszony był zreorganizować drużynę, wprowadzając ustawienie, w którym niezbędni są wahadłowi. I tu pojawiła się szansa dla Mosesa. Gdyby miał konkurować o miano skrzydłowego z Willianem, Pedro, Oscarem, a może nawet Hazardem, jego szanse byłyby automatycznie mniejsze. Pozycja bocznego pomocnika spadła mu z nieba, wszak mało kto w londyńskim klubie nadaje się do gry na niej.

25-latek chciał wziąć sprawy w swoje ręce i zapewne poważnie myślał o odejściu z Chelsea. Zatrudnienie Antonio Conte sprawiło jednak, że jeszcze ten jeden raz postanowił zawalczyć o swoje. Efekt? Spektakularna wręcz przemiana. Można zaryzykować tezę, że nawet Antonio Conte nie spodziewał się, że może od Nigeryjczyka otrzymać tak wiele. Produkt „Moses” charakteryzuje się wrodzoną chęcią gry do przodu, ale także niesamowitą pracowitością w tyłach, wytrzymałością, szybkością, zdolnością do poświęcenia dla drużyny i w końcu dyscypliną taktyczną. Gdyby zapytać Antonio Conte, jakie cechy ceni w swoich podopiecznych najbardziej, Moses wydałby się ideałem.

Ktoś pomyśli – niesamowite. Facet od lat był ewidentnie wypychany ze Stamford Bridge. Raz po raz pokazywano mu tylne drzwi i w ciągu trzech lat zaliczył trzy wypożyczenia do trzech różnych klubów. Tymczasem on gwizdał na przeszłość, walczył o swoje i w końcu wygrał. Jego siła psychiczna nie powinna dziwić. W wieku dwunastu lat Victor przeżył ogromną tragedię, gdyż jego rodzice zostali wówczas zamordowani. Motywem były konflikty religijne. Sam również mógł paść ofiarą morderstwa, więc zdecydował się na ucieczkę do Anglii. Został przygarnięty przez pewną rodzinę, która wychowywała go w południowym Londynie. Życie w Anglii nie oszczędzało go. Gdy miał 13 lat matka jednego z młodych chłopców kopiących piłkę z Mosesem zaatakowała go. Powód? Upokorzył jej syna.

Człowiekiem, który poznał się na Mosesie, był niejaki Tony Loizi. Panowie spotkali się, gdy młody Nigeryjczyk zjawił się w drużynie Tandridge Youth Football League, szukając klubu dla siebie. Loizi, przyglądając się grze małego Mosesa, nie wierzył własnym oczom. Wypytywał chłopaka, dla jakiego gra klubu. Jakież było jego zdziwienie, gdy ten poinformował go, że jest bez klubu. Taki diament został przeoczony przez scoutów największych klubów piłkarskich na świecie? Nie może być! Loizi wspomina również mecz, który jego drużyna wygrała 10:1. Victor Moses zagrał wówczas na środku obrony, strzelając przy tym bagatela osiem goli.

Szansa, że piłkarz takiego kalibru przyjdzie do zwykłej drużyny ligi niedzielnej jest jedna na milion. To właściwie niemożliwe. Tacy zawodnicy są rozchwytywani i zanim się zorientujesz, grają w akademiach największych klubów. Victor przyszedł do nas, nie znaleźliśmy go. To on znalazł nas! – Tony Loizi

W angielskim światku o Mosesie zaczęło być głośno. Sprawy w swoje ręce wzięło Crystal Palace. Loizi przekonał Mosesa, by ten przeszedł do Palace i rozpoczął prawdziwą piłkarską karierę. Klub umiejscowił go w Whitgift, jednej z najlepszych prywatnych szkół. Wspólnie zdobyli puchar FA Youth Cup, w finale gromiąc szkołę z Grimsby. Wszystkie pięć strzelonych bramek było autorstwa Mosesa.

W wieku 16 lat zadebiutował w Championship. W 2010 roku za trzy miliony euro trafił do Wigan. To tam miał okazję pokazać się w Premier League, będąc wiodącą postacią w swojej drużynie. Swoją grą zwrócił uwagę Chelsea, która w 2012 roku zdecydowała się wykupić go z Wigan. Londyńczycy skupowali wówczas wielu utalentowanych zawodników, chcąc przebudować drużynę. Z Mosesem wiązano spore nadzieje. Dość powiedzieć, że w tym samym czasie na Stamford Bridge trafili Eden Hazard i Oscar, a w klubie był już Juan Mata. Chelsea miała grać pięknie, widowiskowo i skutecznie, a Moses miał jej w tym pomóc. Nie wszystko toczyło się jednak po myśli Nigeryjczyka. Chelsea słynie z zamiłowania do ciągłych zmian na ławce trenerskiej. Przez klub przewinęło się wielu menedżerów, a Moses żadnego z nich nie był w stanie do siebie przekonać. Co rusz był wypożyczany – czy to do Liverpoolu, czy do Stoke, czy w końcu do West Ham United. Tam radził sobie przyzwoicie, ale bez fajerwerków. Nie pokazywał poziomu, który miałby przekonać kogokolwiek, że wracając do Chelsea, w końcu wywalczy sobie miejsce w drużynie.

Myślę, że postawa Mosesa jest niespodzianką dla nas wszystkich. Wiemy, że jest skrzydłowym, i mało kto spodziewał się, że na nowej pozycji będzie radził sobie tak dobrze – Antonio Conte.

I nagle nadeszło niespodziewane. Chelsea zatrudniła Antonio Conte, nie spełniła jego transferowych zachcianek i niejako zmusiła go, by ulepił zespół z tego, co ma. Włoch, nie mając zbyt wielu opcji, postanowił zaufać Mosesowi. Ustawiając zespół w formacji 1–3–4–3, zdecydował się nauczyć Nigeryjczyka gry na pozycji bocznego pomocnika. Moses miał nie tylko atakować, do czego był przyzwyczajony. Musiał nauczyć się gry w obronie, dyscypliny taktycznej i odpowiedzialności za cały zespół. Chyba sam Antonio Conte nie spodziewał się, że efekt będzie piorunujący. I na nic zdają się zapowiedzi Włocha, iż zamierza wrócić do ustawienia 1–4–2–4, w którym przecież dla Mosesa może zabraknąć miejsca. Victor udowodnił sobie i wszystkim innym, że cierpliwość, ciężka praca i odrobina szczęścia mogą przynieść upragniony sukces. A pokora, która go charakteryzuje, może mu tylko i wyłącznie pomóc.

Komentarze

komentarzy