O niewdzięczności ludzkiej, czyli smutne święta Seana Dyche’a

Z pracą pożegnał się tuż przed świętami trener z najdłuższym stażem pracy spośród wszystkich szkoleniowców w Premier League. Rozstanie z Seanem Dychem było dla wielu kibiców sporym zaskoczeniem, gdyż to właśnie Dyche przyczynił się do tego, że Burnley mogliśmy w ostatnich latach oglądać na boiskach Premier League. W obecnej kampanii „The Clarets” nie wiodło się jednak najlepiej. Tu właśnie pojawił się dylemat władz Burnley. Czy zasłużonemu trenerowi można pozwolić spaść z klubem do Championship? Na Turf Moore uznano, że nie. 

Sytuacja Seana Dyche’a na Turf Moore bardzo przypomina tę, w której kilka lat temu znalazł się Claudio Ranieri. Włoch dokonał z Leicester rzeczy wręcz niemożliwej i zdobył z „Lisami” mistrzostwo Anglii. Kolejny sezon nie był jednak dla klubu z King Power Stadium tak dobry i Leicester musiało zacząć się poważnie martwić o swój ligowy byt. Z jednej strony „Lisy” miały na ławce trenera, który za sprawą jednego sezonu sprawił, że on i drużyna Leicester przeszli do historii. Z drugiej jednak, w kolejnej kampanii prowadzony przez niego zespół zmierzał ku przepaści. Włodarze klubu z King Power Stadium postanowili odłożyć na bok sentymenty i rozstali się z Ranierim.

Wzloty i upadki

Sean Dyche był dopiero drugim szkoleniowcem w historii Burnley, który zdołał wprowadzić „The Clarets” do Premier League. Wcześniej dokonał tego tylko Owen Coyle, który sezon później przyczynił się jednak do tego, że Burnley ponownie spadło do Championship. Początek przygody Dyche’a wyglądał bardzo podobnie. W sezonie 2013/14 angielski trener wprowadził zespól z Turf Moore do elity, ale w Premier League zaliczył falstart i po zajęciu 19. miejsca znów wylądował na zapleczu angielskiej ekstraklasy.

Wystarczyła jednak zaledwie jedna kampania, by Burnley wróciło do Premier League i aż do tej pory rokrocznie dotrzymywało kroku ekipom z angielskiej elity. W trakcie tej przygody podopiecznym Dyche’a zdarzały się wzloty i upadki. Anglik zdołał na przykład zakwalifikować się z „The Clarets” do europejskich pucharów, których co prawda Burnley nie zwojowało, ale nadal można to uznać za historyczny wyczyn.

Bywały jednak również sezony, w którym kibice z Turf Moore do ostatnich kolejek drżeli o losy swojej ukochanej drużyny. W poprzedniej kampanii udało się jeszcze utrzymać na powierzchni, ale teraz sytuacja wygląda o wiele mniej optymistycznie. Wydaje się, że walka o utrzymanie w Premier League będzie trwała do ostatniej kolejki, ale trudno przewidzieć czy nowy szkoleniowiec „The Clarets” zdoła na tyle szybko zaadaptować się do nowych warunków pracy, by finalnie Burnley w angielskiej elicie pozostało.

Bolesne rozstania

Decyzja o rozstaniu się z Seanem Dychem na pewno nie była dla władz Burnley najłatwiejsza. Należy jednak wierzyć, że głęboko przeanalizowali oni obecną sytuację klubu i na podstawie tego podjęli decyzję, że czas na zmianę, że czas ma to, by „The Clarets” weszli w nową erę. Weszli już bez Seana Dyche’a na ławce trenerskiej.

Czy był to właściwy ruch przekonamy się najpewniej dopiero za kilka sezonów. Jeśli Dyche pozostałby na stanowisku moglibyśmy być świadkami powtórki z rozrywki i „The Clarets” już po roku wróciliby do Premier League. Być może jednak władze klubu z Turf Moore zdecydowali, że pora zakończyć etap balansowania na granicy utrzymania i nawet kosztem spędzenia kilku sezonów na zapleczu elity, w przyszłości spróbować powalczyć o coś więcej.

Wydaje się, że ze znalezieniem nowego pracodawcy Dyche nie powinien mieć najmniejszych problemów. Jego usługami z pewnością zainteresują się kluby z Championship, które chętnie zatrudnią doświadczonego i przede wszystkim skutecznego szkoleniowca, który będzie w stanie wprowadzić drużynę z zaplecza elity do Premier League.

Komentarze

komentarzy