O prym w stolicy Ojczyzny Futbolu!

Wrzesień w Premier League wyjątkowo nas rozpieszcza. Najpierw dostaliśmy sobotnie południe z derbami Manchesteru, następnie piątkowy wieczór z pojedynkiem Chelsea z Liverpoolem, a teraz, na deser, dostajemy derby Londynu. Pierwsze dwa spotkania nie rozczarowały, a dla niektórych na pewno przyniosły niespodzianki. Jak będzie tym razem?

Arsene Wenger podejdzie do tego spotkania jak do każdego innego, wszak w Premier League jest już prawdziwym weteranem. Nie oznacza to jednak, że takie spotkanie nie jest dla niego emocjonalne. Dla Antonio Conte derby Londynu z Arsenalem to nowość i kolejne wielkie wyzwanie. Największa frajda czeka jednak kibiców, którzy, mamy nadzieję, przeżyją kolejny emocjonalny rollercoaster.

Wcześniejszym pojedynkom obu drużyn smaczku dodawał fakt, że na ławce rezerwowych The Blues zasiadał Jose Mourinho. Powiedzieć, że Wenger i Mourinho nie lubią się to nic nie powiedzieć. Na spotkaniu trenerów w Nyonie miało dojść do absurdalnej wręcz sytuacji, podczas której francuski trener nie zgodził się, by obok niego zasiadł akurat Jose Mourinho. Portugalczyka w Chelsea już nie ma, a dla Francuza to prawdopodobnie ostatni sezon na ławce trenerskiej Arsenalu. Chcąc odejść z klubu w przyjemnej atmosferze, zrobi wszystko, by właśnie takie mecze wygrywać.

W niełatwej sytuacji znajduje się Antonio Conte. Włoch dwoi się i troi, by odbudować wielką Chelsea, jednak niewielu chce mu w tym pomóc. Okno transferowe zostało przez zarząd, delikatnie mówiąc, spieprzone. Jedyny zawodnik, którego Conte chciał i którego dostał, to N’Golo Kante. Ani Batshuayi, ani David Luiz, ani Marcos Alonso nie znajdowali się na szczycie listy życzeń Włocha. Conte wielokrotnie dawał do zrozumienia, że z tą kadrą nie jest w stanie zagwarantować sukcesów, jednak jego charakter i ambicje na pewno nie pozwolą mu zrezygnować z walki o najwyższe laury.

Mecze Chelsea z Arsenalem są zwykle pełne walki i wszystkiego innego, co futbol jest nam w stanie zaoferować. Arsene Wenger, jako szkoleniowiec Arsenalu, mierzył się z niezliczoną ilością trenerów zasiadających na ławce Chelsea. Jednym z najpiękniejszych i najbardziej szalonych wspomnień Francuza będzie wygrana na Stamford Bridge w sezonie 2011/2012. Prowadzona przez Andre Villas-Boasa londyńska Chelsea uległa wówczas 3:5.

Tysięczny mecz Wengera w roli szkoleniowca Arsenalu okazał się być totalną klapą. Wysoka porażka z Chelsea, w dodatku prowadzoną jeszcze przez Jose Mourinho, to najgorszy jubileusz, jaki mógł sobie wymyślić. Nie brakowało także wpadki sędziowskiej. Prowadzący wówczas mecz Andre Marriner ukarał czerwoną kartką Kierana Gibbsa, mimo, iż winnym zagrania piłki ręką był Alex Oxlade-Chamberlain. Trudno sobie to wszystko wyobrazić, jednak takie są właśnie pojedynki Chelsea i Arsenalu.

W środku tygodnia oba zespoły walczyły w Pucharze Ligi Angielskiej. Zarówno Arsene Wenger jak i Antonio Conte dali odpocząć kilku graczom z podstawowego składu. O ile The Gooners gładko pokonali Nottingham 0:4, o tyle The Blues musieli rozegrać aż 120 minut, by wyeliminować obecnych mistrzów Anglii – Leicester. Do tej pory, po pięciu spotkaniach ligowych, oba zespoły mają na swoim koncie dziesięć punktów i zajmują kolejno czwarte i piąte miejsce w ligowej tabeli. Statystyki przemawiają za The Blues, wszak nie przegrali ligowego, wyjazdowego meczu z Arsenalem od 2010 roku. Gospodarze wydają się jednak być w odrobinę lepszej formie. Dla Antonio Conte miesiąc miodowy skończył się wraz z porażką z Liverpoolem na Stamford Bridge. Chelsea musi zacząć wygrywać.

Co czeka nas w sobotę? Zwycięzcę przewidzieć trudno, przebieg spotkania również. Miejmy jednak nadzieję, że pojedynek na szczycie nie rozczaruje i będziemy świadkami prawdziwej piłkarskiej uczty, jakich w Premier League pełno jakiej w Premier League dawno nikt nie widział.

Komentarze

komentarzy