Obrońca potrzebny od zaraz

conte

Po fatalnym poprzednim sezonie Chelsea przystępowała do obecnego, letniego okienka transferowego z jednym celem. Było nim wzmocnienie defensywy, która w kampanii 2015/2016 wołała wręcz o pomstę do nieba. Deadline Day jednak zbliża się wielkimi krokami, a Chelsea pozostaje nadal w tej samej nędznej sytuacji. Dlaczego zarząd The Blues nadal jest w letargu i kiedy się w końcu z niego wybudzi?

Kiedy Antonio Conte został w kwietniu oficjalnie przedstawiony jako nowy menedżer Chelsea, najróżniejsze źródła bliskie klubu potwierdzały, że Włoch chce zrewolucjonizować skład. Mówiło się o kupnie dwóch defensorów, środkowego pomocnika oraz napastnika. Za sprawą N’Golo Kante oraz Michy’ego Batshuayiego oba te zadania zostały wykonane. Mimo to defensywa nadal pozostawała w agonii. Starzejący się John Terry, nierówny Gary Cahill i Branislav Ivanović, kontuzjowany Kurt Zouma,  niedoświadczony Mateusz Miazga (niebawem zapewne wypożyczony do jednego z angielskich klubów) oraz Ola Aina – musicie przyznać, że nie brzmi zbyt różowo. Do tego dodajmy wypożyczonego Rahmana Babe do Schalke, który w klubie był jedynym nominalnym lewym obrońcą. Tego fatalnego obrazu nawet nie ratuje obecność w zespole Cesara Azpilicuety, który w pojedynkę nijak nie poprawia tego stanu.

Taki rozwój sytuacji spowodował, że Chelsea rozpoczęła poszukiwania odpowiednich kandydatów do wzmocnienia defensywy. Włoski menedżer The Blues za wszelką cenę obrał kurs na Serie A. Jednak odmowa Leonardo Bonucciego, który nie chciał zostawić Juventusu na rzecz Chelsea była jednoznaczna. To spowodowało, że klub z Londynu wszystkie siły rzucił na Kalidou Koulibaly’ego. I to – jak możemy zauważyć z perspektywy czasu – była najgorsze z możliwych decyzji. Przeciągające się negocjacje z prezesem Napoli Aurelio de Laurentisem trwały w nieskończoność. Przez ostatni miesiąc klub z Londynu składał coraz to wyższe oferty, które były systematycznie odrzucane przez Napoli. W pewnej chwili mówiło się nawet, że Chelsea jest tak zdesperowana, iż zaproponuje 60 milionów funtów, co uczyniłoby Senegalczyka jednym z najdroższych piłkarzy świata.

Zabawa w kotka i myszkę Chelsea z Napoli zakończyła się na 10 dni przed zakończeniem okienka. To wówczas rozpoczęło się poszukiwanie alternatyw do wzmocnienia obrony. Pierwszym z nich został Alessio Romagnoli, 21-letni stoper z Milanu, za którego londyńczycy zaproponowali 40 milionów euro. Ta propozycja szybko jednak została odrzucona. Kolejnym celem okazał się Nikola Maksimović, ale Serb najprawdopodobniej zdecyduję się na…Napoli, które po sprzedaży Gonzalo Higuaina ma fundusze na wzmocnienie drużyny. Co ciekawe – wiele mówiło się, że transfer Maksimovicia do Neapolu utworzy efekt domina i Koulibaly dzięki temu wyląduje w Londynie. Jak pokazują ostatnie dni – nic z tych rzeczy. Teraz The Blues zapuścili sieci na Stefana de Vrija, proponując Lazio 25 milionów euro, lecz i ta oferta także została odrzucona. Klub z Rzymu wycenia swojego defensora na 40 milionów euro.

Chelsea stała się wręcz zakładnikiem własnego losu. Klub chce kupić obrońcę, ma na to fundusze, jednak inne zespoły nie chcą ich sprzedawać albo żądają horrendalnych sum. To pokłosie trwających ponad miesiąc negocjacji z Napoli. Kto wie, gdyby Chelsea od razu się z nich wycofała, Romagnoli czy de Vrij byliby dziś do wyciągnięcia za sporo mniejsze pieniądze. Teraz, gdy inne zespoły widzą, jak klub Conte popada w desperację i na gwałt szuka wzmocnień do formacji obronnej, mogą postawić twarde warunki.

Taki rozwój wydarzeń wcale nie zaskakuje sympatyków The Blues. Niemoc transferowa zarządu to stan, do którego można się już przyzwyczaić. Rok temu – podobnie jak teraz – także przespano okienko transferowe. Jose Mourinho na swojej liście życzeń oznaczył Antoine Griezmanna, Paula Pogbę oraz Johna Stonesa. Żaden z nich ostatecznie nie wylądował na Stamford Bridge, a Mourinho otrzymał w zastępstwie dla Stonesa piłkarza, którego (jak sam przyznał na konferencji) nie zna i nigdy nie widział go w akcji. Wymowne.

Rok później zmian nie widać. Oprócz wspomnianych zawirowań w centrum defensywy trzeba koniecznie wspomnieć także o braku finalizacji wzmocnień w innych formacjach. Najpoważniejszą wpadką jest Radja Nainggolan, który dla Conte był numerem jeden na liście transferowej. Do tego należy dodać Alvaro Moratę, którego sprowadzenie umożliwiłoby włoskiemu menedżerowi grę dwójką napastników. Niestety dla Włocha – żaden z tych piłkarzy w tym roku nie odzieje barw Chelsea.

Wracając jeszcze do defensywy, trzeba wspomnieć o przypadku Andreasa Christensena, który mógłby być lekiem na całe zło. Mógłby, ale panowie ustalający umowę dwuletniego wypożyczenia zapomnieli zawrzeć w niej punkt o zerwaniu transakcji po jednym sezonie. Duński defensor w poprzedniej kampanii był istną skałą, w klasyfikacji Kickera został uznany trzecim najlepszym środkowym obrońcą Bundesligi. Pomimo, że Chelsea chciała polubownie dogadać się z Borussią Mönchengladbach, to ostatecznie Duńczyk pozostał w Niemczech. Co jeszcze ciekawsze – Chelsea zamierza go sprzedać, kiedy sama potrzebuje obrońcy, który za rok byłby idealnym wzmocnieniem drużyny. Brzmi absurdalnie.

Ponad tym wszystkim są jednak piłkarze, którzy udanie rozpoczęli ligowy sezon. Trzy zwycięstwa w Premier League, w których to mogliśmy ujrzeć odmienioną niebieską maszynę względem poprzedniego sezonu mogą napawać optymizmem przed kolejnymi starciami. Pytanie tylko jak długo ta dyspozycja bez wzmocnień defensywy jeszcze się utrzyma.

Odbierz darmowe 20 zł w nowym polskim bukmacherze forBET. Graj za darmo!

Komentarze

komentarzy