Już niebawem poznamy pierwszego finalistę tegorocznej Ligi Mistrzów. O ile przed pierwszym meczem Barcelony z Liverpoolem szanse oceniano niemal po równo, o tyle po spotkaniu na Camp Nou sprawa ma się dla „The Reds” dużo gorzej.
0:3 to jedno, braki personalne to drugie. W tym roku chwaliliśmy Liverpool za nieco szerszą i lepszą ławkę rezerwowych, jednak nastąpiła kumulacja pecha.
Juergen Klopp w rewanżowym spotkaniu nie będzie mógł skorzystać z Roberto Firmino i Mohameda Salaha, czyli bez wątpienia jednych z największych gwiazd zespołu, do tego ofensywnych. To w połączeniu z koniecznością zdobycia przynajmniej trzech bramek w meczu z rozpędzoną Barceloną, nie tracąc żadnej, wydaje się misją niemożliwą. Niemiec także zdaje sobie z tego sprawę.
– „Dwaj z najlepszych napastników na świecie nie są dostępni, a my musimy zdobyć cztery gole z Barceloną. To nie czyni życia prostym, ale zrobimy co w naszej mocy. Jeśli nie będziemy w stanie, odpadnijmy w najpiękniejszy sposób” – stwierdził Klopp.
Nastroje na Anfield na pewno są bojowe, ale zawodnicy także zdają sobie sprawę, z czym się zmierzą. Nawet jeśli w rewanżu rzeczy nie będą miały się po ich myśli, muszą być ponad to i dalej dawać z siebie wszystko. W takich okolicznościach to nigdy nie jest proste.
Czy Liverpool już jest skreślony? Oczywiście, że nie – nie takie rzeczy futbol widział. Przekonała się o tym nawet Barcelona, po fatalnym meczu w Rzymie. Klopp odniósł się także do tego, kolejny raz podkreślając skalę trudności zbliżającego się wyzwania: – „Bardzo trudno będzie sprawić, by Barcelona nie zdobyła gola. Klęska Barcy z Romą? Sytuacja jest inna, my nie strzeliliśmy na Camp Nou” – zakończył Niemiec. Jak myślicie, czy wieczorem czeka nas niespodzianka i historyczny mecz?