Odrodzenie Ardy

arda3

Jeszcze kilka miesięcy temu większość kibiców FC Barcelony z przyjemnością wręczyłoby bilet w jedną stronę dla Ardy Turana. Turek kompletnie rozczarowywał, powoli przestano wierzyć, że to było dobrze wydane 41 milionów euro. Teraz nikt nie śmiałby czegoś takiego powiedzieć, aby nie narażać się na śmieszność.

Nikt nie ma wątpliwości, że największym zwycięzcą pretemporady w szeregach Dumy Katalonii był właśnie pomocnik z numerem 7. Pod nieobecność Neymara, przebywającego z reprezentacją Brazylii na Igrzyskach Olimpijskich, Turan rozkręcił się na dobre. W końcu fani mogli zobaczyć starego, dobrego Ardę, który jeszcze nie tak dawno błyszczał w barwach Atletico Madryt. A pomyśleć tylko, że nie tak dawno był jedną nogą poza klubem. Mało kto by po nim płakał.

Przenieśmy się jednak na chwilę w czasie. Jest początek lipca 2015 roku. Od kilkunastu tygodni huczy o transferze tureckiego „walczaka” w sieci i nie tylko. Trener Luis Enrqiue naciska na zarząd, aby go sprowadzić, pomimo tego, że na Blaugranę nałożony jest zakaz transferowy – piłkarz nie będzie mógł grać do stycznia w związku z sankcją FIFA. Kwestią czasu było, kiedy kierownictwo Barcelony ogłosi oficjalną informację na swojej stronie internetowej. W poniedziałek, 6 lipca, wszystko stało się jasne: Turan podpisał z Dumą Katalonii pięcioletni kontrakt, klub kosztował 34 miliony euro plus bonusy (7 milionów – zależne od jego występów w nowym sezonie).

No i właśnie wspomniany zakaz był – jak widać po obecnej formie Ardy – głównym winowajcą jego słabej dyspozycji.  W sezonie 2015/2016 we wszystkich rozgrywkach wystąpił w 25 meczach (rzadko rozgrywając pełne spotkania), zdobył tylko 2 gole, do dorobku dołożył 3 asysty.  Łącznie 1170 minut, co daje średnią 46,8 min. na mecz – zdecydowanie za mało, jak na piłkarza, na którego wydano takie pieniądze. Zdecydowanie częściej otrzymywał upomnienia od sędziów – 8 żółtych kartoników. Widać było, że ma problemy z dyscypliną i nie do końca pojął filozofię gry Barcelony. Brakowało mu spokoju i opanowania, zgrania z resztą zespołu, no i – przede wszystkim – kulało jego przygotowanie fizyczne. Poruszał się niczym Yaya Toure w sławetnym meczu przeciwko Bayernowi Monachium w Lidze Mistrzów. Oczywiście: samo trenowanie pół roku bez możliwości gry dało o sobie znać, wszyscy jednak dookoła liczyli, że Turan szybciej wkomponuje się w drużynę, złapie rytm meczowy i będzie dawał tę samą jakość, jak za czasów gry w bandzie Simeone.

turan

Warto było jednak czekać i nie decydować się na nerwowe ruchy. Sprzedaż w letnim okienku transferowym (bardzo zainteresowany jego usługami był Arsenal Londyn, a także Chelsea, wcześniej mówiono o chińskim klubie Beijing Guoan) byłoby to, rzecz jasna, najprostszym rozwiązaniem, ale zarówno kibice, jak i cały zarząd klubu mogliby tylko żałować takiej decyzji i teraz pluć sobie w brodę. Wystarczy tylko popatrzeć na obecne statystyki – Arda rozegrał dopiero 4 mecze, a już zaliczył 3 kluczowe podania. Imponuje także skutecznością: trzy bramki (dwie zdobyte w Superpucharze Hiszpanii przeciwko Sevilii i jedna w lidze hiszpańskiej w spotkaniu z Betisem). Widać u niego wolę walki, jak za czasów gry w Atletico, zaangażowanie, a także zgranie z kolegami, zwłaszcza z Leo Messim, co jest zdecydowanie najważniejsze. Oczywiście nie wszystko jest idealne. Chociażby we wczorajszym spotkaniu z Athletikiem Bilbao w drugiej połowie był kompletnie niewidoczny, nie był tak aktywny, jak w pierwszych trzech kwadransach (przepiękna asysta przy golu Rakiticia). Nie powinno to jednak zbytnio zaprzątać głowy sympatykom FC Barcelony. Sam początek daje ogromne nadzieje na przyszłość.

No właśnie: co z jego przyszłością? I nie chodzi tu o transfer, o którym już nie ma mowy, ale o pozycję w drużynie. Nieobecność Neymara niewątpliwie pomogła Turanowi. Skrzętnie z niej skorzystał, ale niebawem brazylijski gwiazdor wraca do regularnego trenowania (i grania), a wtedy pozycja „trójki” z przodu, tria MSN, będzie niepodważalna i nie do ruszenia. W środku także „gęsto” – jest Busquets, Iniesta, Rakitić, całkiem dobrze prezentuje się nowy nabytek, Denis Suarez, nie zapominajmy także o Andre Gomesie, który wczoraj zadebiutował w barwach Barcelony. Takiego bogactwa trener Enrique nie miał w zeszłym sezonie. Jednak w takiej formie o Turana nie ma się co martwić. Jest to przecież uniwersalny zawodnik mogący grać z powodzeniem zarówno w linii pomocy, jak i w ataku (skrzydła, klasyczna „dycha”), co potwierdzają jego ostatnie występy w barwach Dumy Katalonii.

Gorzej wygląda sytuacja w reprezentacji – Fatih Terim nie powołał pomocnika na mecze z Rosją (towarzyski) oraz Chorwacją (pierwsze spotkanie w ramach eliminacji do MŚ 2018). Po Euro 2016, kiedy to Arda skarżył się na pozycję, na której był wystawiany, stosunki między nim, a trenerem nie są zbyt dobre. Wbrew pozorom może to tylko przynieść mu korzyść. Nie dotknie go tzw. „wirus FIFA”, czytaj: nie odniesie kontuzji, będzie do dyspozycji Luisa Enrique w kluczowym momencie, który – prawdopodobnie – zadecyduje o jego pozycji w zespole w nadchodzącym sezonie.

Odrodzenie Ardy to jedna z lepszych informacji na początku sezonu dla fanów Barcelony. W zeszłym sezonie mieliśmy do czynienia z jego wersją demo, powolutku jednak odsłania cały swój arsenał umiejętności. Kapitalna technika i drybling – tym już teraz czaruje na hiszpańskich boiskach. Dokłada to tego swoją waleczność i nieustępliwość. I nie jest to pewnie jego ostatnie słowo. Turan dopiero się rozkręca.

Odbierz darmowe 20 zł w nowym polskim bukmacherze forBET. Graj za darmo!

Komentarze

komentarzy