Zwolnienie Slavena Bilica z West Hamu raz na zawsze miało zakończyć przygodę tego szkoleniowca z Premier League. Tymczasem Chorwat po niespełna dwóch latach pojawił się na angielskich boiskach i ma zamiar wrócić do najwyższego poziomu rozgrywek na własnych warunkach. Czy ta misja powiedzie mu się w West Bromie?
Zwolnienie Darrena Moore’a w poprzednim sezonie było dość dziwnym przejawem ambicji ze strony władz „The Baggies”. Anglik opuszczał bowiem klub zajmujący…czwartą pozycję w Championship, zaledwie dwa miesiące przed meczami w play-off. Ekipa z The Hawthorns mimo to zakończyła z nim współpracę, oczekując jeszcze lepszych wyników. Do końca rozgrywek poprowadził ich James Shan, ale WBA przegrało w najważniejszych spotkaniach z Aston Villą po rzutach karnych i po raz kolejny sprawa awansu została zaprzepaszczona.
Nieoczekiwana oferta
Głównie dlatego władze angielskiego klubu szukali doświadczonego trenera, który zapewni im ten sukces. Bilić w przeszłości prowadził West Ham United, ale jego przygoda z Londynem ostatecznie nie zakończyła się powodzeniem. Pomimo awansu do europejskich pucharów po zajęciu siódmego miejsca w jednym z sezonów, nikt za Chorwatem zbytnio nie tęsknił. Niecały rok po zwolnieniu z „Młotów” zaliczył krótki epizod w saudyjskim klubie Al-Ittihad, lecz jego kariera w tamtym rejonie świata potrwała zaledwie kilka miesięcy. Mimo to 51-latek nie wypadł z karuzeli trenerskiej, choć z pewnością oferty od takiego zespołu się nie spodziewał.
Podchodząc do nowego sezonu West Brom ponownie postawił przed sobą znajomy cel uzyskania promocji do najwyższej klasy rozgrywkowej – tym razem najlepiej za pomocą bezpośrednich przenosin. W wypowiedziach tuż po zatrudnieniu nowego menedżera dało się wyczuć, że jeśli na początku pracy Biliciowi potknie się noga, wówczas dość szybko zostanie zwolniony. Latem na transfery wydano około 20 milionów euro (więcej zainwestowało tylko Brentford i Bristol City), a przede wszystkim postanowiono zadbać o zastąpienie Salomona Rondona za pomocą transferów Charliego Austina oraz Kennetha Zohory.
Najskuteczniejszym strzelcem pozostaje Matt Phillips, ale rozkład siły ataku rozbija się na kilku zawodników. Bilić nie korzysta jedynie z jednego snajpera, lecz ma kilku, którzy w odpowiednim meczu potrafią zapewnić drużynie trzy punkty. Póki co dobrze się to sprawdza. Jednak pojawią się doniesienia, że Slaven w styczniu zechce sprowadzić do klubu kolejnego snajpera – głównie ze względu na słabą formę Austina. Marzeniem byłby Dwight Gayle (w poprzednim sezonie 23 bramki w Championship), ale napastnik boryka się z urazem i raczej jego powrót na The Hawthorns wygląda nierealnie. Dodatkowo 29-latka trapią urazy i do tej pory rozegrał zaledwie 20 minut w Premier League dla Newcastle.
Sporym zmartwieniem dla Bilica jest także przyszłość Diangany. Wychowanek West Hamu doskonale spisuje się w WBA i w styczniu może wrócić do stolicy Anglii po zerwaniu wypożyczenia. „Młoty” znajdują się obecnie w trudnym położeniu, a młody Anglik przydałby się niejednej drużynie Premier League. Rok temu po zdobyciu 9 bramek przed świętami Bożego Narodzenia Leicester wezwało w podobnej sytuacji Harveya Barnesa. Wówczas Moore nie potrafił zastąpić piłkarza „Lisów”, ale aktualny menedżer bez wątpienia ma więcej opcji do gry i wypełni lukę.
Po 18. kolejkach „Borsuki” prowadzili w tabeli przed Leeds, a nad trzecim Fulham wypracowali sobie aż 7 punktów przewagi. W Championship prawdziwa walka na śmierć i życie przychodzi dopiero w na przełomie lutego i marca, ale z pewnością pierwsza połowa sezonu wygląda obiecująco dla właścicieli klubu. Wrażenie robi przede wszystkim ofensywa. 35 bramek przy 28 trafieniach ze strony drużyny Bielsy to dość przyzwoity wynik, ponieważ to ta druga drużyna jest uważana raczej za bardziej ofensywną ekipę. Podczas obecnej ligowej kampanii przegrali tylko z Leeds po ciekawym meczu z obu stron.
Suche wyniki to jedno, ale wiele znaczących zmian widać także poza boiskiem. Być może są to tylko drobiazgi, takie jak przywitanie niemalże każdego pracownika klubu przez Bilica po przyjeździe do ośrodka. Angielscy dziennikarze nazywają to „trasą dobrej woli Slavena”, którą to zaszczepił w drodze do transformacji całego zespołu. Umiejętne zarządzanie ludźmi o zupełnie innym charakterze jest najprawdopodobniej najważniejszą cechą dla każdego szkoleniowca. Po ponurym czasie z Tonym Pulisem, który oczywiście dokonał niejednokrotnie cudu i utrzymał West Brom przed spadkiem, przyczyniło się to do poprawy nastroju każdego pracownika. Tego wszystkiego udało mu się dokonać w dość krótkim czasie. Wniesienie pewnej charyzmy i inteligencji taktycznej pobudziło wszystkich do lepszej gry. Piłkarze oczywiście szanowali Moore’a za jego wkład w rozwój zespołu. Jednak istniało pewne przekonanie, że istnieje w nim pewien duch Pulisa, który nie pozwoli im zrobić kroku w przód.
Nowi liderzy
Nie należy dodatkowo zapominać o trudnym początku pracy. Kiedy trener wchodzi do drużyny po odejściu tak ważnych graczy jak Rondon, Morrison, Rodriguez czy Dawson, to musi momentalnie zastanowić się nad rozwiązaniem tego problemu. Skórę lidera szybko przybrał Jake Livermore. Pomocnik ma za sobą około 180 występów w Premier League, dlatego nic dziwnego, że musi wywierać wpływ na drużynę. W szatni pomagają mu także Kyle Bartley oraz Hal-Robson Kanu.
Te wszystkie opowieści oczywiście nie miałyby kompletnie znaczenia, gdyby nie dobre wyniki, które budują atmosferę. Porównując obecne rezultaty z poprzednim sezonem zespół Bilicia ma o pięć punktów więcej na tym samym etapie sezonu (po rozegraniu jednego meczu mniej). Przede wszystkim zespół odszedł od stylu gry z trójką obrońców, co zapoczątkowało małą anarchie w defensywie, co pokazuje między innymi liczba czystych kont czy straconych bramek w porównaniu do innych czołowych drużyn ligi. Oprócz tego trudno w stylu gry doszukać się innych zmian – głównie pod kątem statystyk. Podobne posiadanie piłki, liczba odbiorów czy podań.
Mimo to wyniki są lepsze. Bilić zwyczajnie uwolnił kreatywność u niektórych zawodników, a tej cechy na pewno brakowało w ekipie Moore’a podczas poprzedniego sezonu. Chorwat zarządza także drużyną mimo wszystko z mniejszą presją awansu, ponieważ rok temu od zespołu z piłkarzami mającymi ogromne doświadczenie w Premier League wręcz wymagano takiego wyniku. Tym razem nowy, nieco młodszy skład z odrobiną znajomych twarzy był jednym z faworytów do awansu, lecz nieco to dawkowano. Dopiero udany początek w wykonaniu Bilicia ponownie rozbudził apetyty właścicieli oraz kibiców „The Baggies”. Czy te zostaną po kilku latach nasycone?