Lyon, czyli wielka piłka w mieście braci Lumiere.

Lyon – po Paryżu i Marsylii trzecia największa aglomeracja we Francji. Stolica regionu Owernia-Rodan-Alpy i departamentu Rodan. To właśnie w Lyonie Bracia Lumière zbudowali swój kinematograf i nakręcili pierwszy film. Swoją pierwszą projekcję kinową przeprowadzili jednak w Paryżu w 28 grudnia 1895 roku i ta data uznawana jest za początek historii kina. Lyon często nazywany jest światową stolicą jedwabiu. Może dlatego od 1991 roku miastem partnerskim Lyonu jest Łódź? Oprócz Braci Lumière w Lyonie urodzili się również Karim Benzema, Raymond Domenech oraz Antoine de Saint-Exupéry, twórca jednej z najbardziej znanych książek na świecie „Mały Książę”. Na sławę miasta niewątpliwie ogromny wpływ ma jednak Olympique Lyon, który rozgrywał swoje mecze na Stade Gerland, jednak od 2016 roku gra na nowo wybudowanym Groupama Arena. Stade Gerland pozostał stadionem rugby.

Widok na Lyon z Bazyliki Notre Dame

Do niedawna mecze najwyższej ligi we Francji można było oglądać w polskiej telewizji. Niestety aktualnie żadna z polskich stacji nie ma wykupionych praw do transmisji jednej z czołowych lig europy. Dlaczego? Ciężko jednoznacznie stwierdzić, jednak powszechnie wiadomo, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Niewykluczone, że to był główny powód i tym razem. Z pewnością po meczu Olympique Lyon z Niceą można tego żałować i liczyć na to, że w przyszłości któraś ze stacji wykupi prawa do tej bardzo niedocenianej ligi. W każdym miasteczku we Francji unosi się zapach wielkiej piłki, w końcu to kraj mistrzów świata. Dlaczego akurat to spotkanie?

Razem ze znajomymi wybraliśmy się do Francji w okolice Lyonu. Wiedząc o tym wspólnie z kolegą, który również zajmuje się dziennikarstwem , obecnie w Radio Gol, a wcześniej także w Zzapołowy.com postanowiliśmy akredytować na to spotkanie. Tomek dzięki różnym źródłom doszedł do Patricka, który zajmuje się przyznawaniem akredytacji prasowych właśnie na mecze Olympique. Wnioski składaliśmy z myślą o tym, że skomentujemy to spotkanie dla Radia, jednak z obawy o brak praw transmisyjnych przez Polaków odpuściliśmy temat. Patrick bez problemu przyznał nam akredytacje, co patrząc na niektóre mecze polskiej ekstraklasy nie było wcale niczym oczywistym.

Droga z naszej miejscowości na stadion zajęła mniej niż godzinę. Groupama Stadium mieści się na obrzeżach miasta, stąd sprawny przejazd. Wjeżdżając na teren stadionu nie mieliśmy przy sobie żadnego potwierdzenia otrzymania akredytacji, co najwyżej konwersację z Patrickiem – drogą mailową i bilet parkingowy. Liczba stewardów była na szczęście na tyle liczna i na tyle pomocna, że odpowiednio nas pokierowała. Niecała godzina do pierwszego gwizdka – oprócz nas jechali z nami jeszcze koledzy, którzy bilet mieli zamiar kupić bezpośrednio pod stadionem. Zaprowadziliśmy dwójkę kolegów pod kasy biletowe, jednak jak się później okazało bilet nabyli inaczej.

W jaki sposób załatwiliście bilety?

Sebastian: Poszliśmy do kas, muszę przyznać, że stewardzi byli dla nas bardzo pomocni, co było miłe. Już byliśmy koło kas, ale podszedł do nas miejscowy pan o ciemnej karnacji i zapytał nas czy chcemy bilety za 25 euro. Lubię się potargować i ostatecznie udało się zbić cenę do 20 euro za bilet. Miejscowy” konik” zaprowadził nas do bramek, potem dopiero poszedł.

Długo czekaliście na wejście?

Kornel: Jeśli chodzi o samo wejście na stadion to nie, ale troche czasu zajęło nam znalezienie naszych miejsc na sektorze.

Jak ocenicie poziom stewardów, porozumiewaliście się bez problemu w języku angielskim, czy tylko we Francuskim? Kornel: My potrafimy tylko po angielsku, więc w tym języku się komunikowaliśmy. Stewardzi pracowali bez zarzutu, informowali o wszystkim, dobrze porozumiewali się po angielsku.

Ile kosztował Was bilet i w jakim miejscu siedzieliście?

Kornel: Po ostrych negocjacjach zapłaciliśmy 20 euro za osobę (śmiech). „Konik”, który sprzedał nam bilety powiedział, że kupując bilety w kasie mielibyśmy małe szanse na znalezienie miejsca obok siebie.

Jeśli chodzi o odbiór akredytacji, to odbywa się to w nieco inny sposób niż na większości stadionów w Polsce. Stewardzi zaprowadzili nas do biura odbioru akredytacji. Tam siedząca pani kazała poczekać aż przyjdzie kolejna osoba, zgaduję, że wyżej postawiona od niej, która była odpowiedzialna właśnie za wydawanie akredytacji. Tutaj kolejne zaskoczenie, bowiem te wypisywane były na miejscu. Pan poprosił nas o pokazanie legitymacji prasowych, z których spisał dane. W Polsce większość klubów wydaje akredytacje za pośrednictwem strony accredito.com. Po przyznaniu bądź odrzuceniu wniosku na skrzynkę mailową przychodzi konkretna informacja, oraz czas i miejsce odbioru gotowej akredytacji. Trzeba przyznać, że podziemia stadionu, oraz sale konferencyjne robią wrażenie. Idąc długim korytarzem wreszcie trafiliśmy na trybunę prasową, która może pomieścić pewnie z kilkuset dziennikarzy.

Zanim jednak weszliśmy do biura odbioru akredytacji stewardzi pokierowali nas przez parking dla wozów transmisyjnych. Nie było tam nikogo, kto by pilnował tego miejsca. Mnóstwo kabli, wozy pootwierane. Tak naprawdę gdyby tylko przyszedł nam do głowy jakiś idiotyczny pomysł z pokrzyżowaniem pracy telewizjom, to miejsce i okazja były do tego wręcz idealne. Na szczęście dla widowiska nie to było tego dnia naszym celem.

Groupama Stadium, to arena, która swój debiut miała 9 stycznia 2016 roku. Pierwsze projekty powstały w 2008 roku i sfinansowane były z państwowych środków. Ukończenie budowy na początku roku, w którym odbywały się mistrzostwa Europy sprawiło, że to właśnie stadion Olympique był jedną z najpiękniejszych i najnowocześniejszych aren imprezy. Podczas Euro Lyon był gospodarzem trzech spotkań, w tym jednego z najlepszych i najbardziej widowiskowych meczy fazy grupowej, czyli Węgrów z Portugalią. Węgrzy byli o włos od sprawienia niespodzianki tj. zwycięstwa nad późniejszym triumfatorem turnieju, ale koniec końców skończyło się na 3:3.

Oprócz tego grała w Lyonie Francja z Irlandią w 1/8 finału oraz ponownie Portugalia. Tym razem Cristiano Ronaldo i spółka mierzyli się w półfinale z Walią. Tak, gdyby Polacy wygrali konkurs jedenastek z Portugalią, to oni graliby półfinał w Lyonie. Groupama Stadion może pomieścić dokładnie 59,186 tysięcy widzów. Muszę przyznać, że arena zrobiła na mnie większe wrażenie niż np. stadiony w Gdańsku, Poznaniu czy nawet stadion Narodowy. Trybuna prasowa znajduje się stosunkowo wysoko, mimo wszystko trybuny są na tyle strome, że widok jest bardzo dobry.

Mimo tego, że moja i Tomka przygoda z dziennikarstwem tak naprawdę się rozpoczyna, to nie widzieliśmy lepszych warunków do pracy na stadionie. Internet nie zacinał (tak, nie jest to normą), na każdym stanowisku listwa z gniazdkami na wierzchu (nie pod stołem), wygodne krzesła obrotowe, a co najlepsze na każdym stanowisku był monitor z transmisją telewizyjną. Świetnie się to sprawdziło, bo wiadomo, że czasami warto obejrzeć powtórkę danej sytuacji. Pomijam już fakt, że jest to świetne dla kogoś kto taki mecz relacjonuje dla radia bądź telewizji.

         

Obydwa zespoły przystępowały do tego meczu po dosyć słabym początku sezonu zwłaszcza jeśli chodzi o Niceę. Lyon wygrał 2:0 z Amiens i ze Strasbourgiem u siebie, przegrywając 0:1 z Reims. Nicea natomiast przegrała u siebie 0:1 z Reims i 0:4 z Dijon, a jedyny punkt zdobyła remisując 1:1 z Caen. Jedni i drudzy mieli zatem sobie coś do udowodnienia. W poprzednim sezonie dwukrotnie lepsi byli piłkarze Bruno Genesio. Najpierw wygrali aż 5:0 w Nicei, a w rundzie rewanżowej wygrali na Groupama Stadium 3:2. Był to więc dodatkowy argument dla Nicei, aby dobrze się zaprezentować w tym spotkaniu.

Co do meczu, to od początku bardziej zdecydowanie i z większym animuszem zaczęli gospodarze. Mieli przewagę jeśli chodzi o posiadanie piłki i często gościli przed 16 metrem Nicei. Natomiast wielokrotnie do zdobycia bramki zabrakło wykończenia, dokładnego podania, bądź po prostu szczęścia. Podopieczni Patricka Vieiry dość umiejętnie się bronili, wyprowadzając przy okazji groźne kontry. Mimo tego, że Lyon dominował, to największe gwizdy miały miejsce wtedy, gdy przy piłce był Mario Balotelli. To, że jest nielubiany przez kibiców Olympique dało się odczuć w 41 minucie, kiedy Włoch ujrzał żółtą kartkę, albo jak jeszcze w pierwszej połowie Mario w polu karnym chciał zwieść obrońcę, który idealnie przeczytał jego zamiary.

Oglądając to spotkanie nie było żadnych wątpliwości co do umiejętności czysto piłkarskich zawodników. Widać było duży luz i polot w grze, zawodnicy nie bali się grać niekonwencjonalnie czy z pierwszej piłki. Tempo również było na dobrym poziomie. Pierwsza połowa zakończyła się jednak bezbramkowym remisem. Ciekawie jednak było na trybunach. Trybuna najzagorzalszych fanów Olympique znajdowała się bowiem za obiema bramkami. Co ciekawe obydwie grupy kibicowały co innego, obydwie machały flagami na kijach, płoty obwieszone były klubowymi fanami. Przerwa w meczu, to był dobry moment, żeby porozmawiać z Christianem – 29-letnim kibicem Olympique.

Widać, że nie lubicie Nicei, dlaczego, jest jakiś konkretny powód?

Nie ma dodatkowej historii, po prostu obydwa miasta w jakiś sposób ze sobą konkurują, leżą niedaleko siebie, nie ma nienawiści, ale też sympatii. Po prostu tak jest. 

Dlaczego kibice Lyonu tak negatywnie reagują na grę Mario Balotelllego?

Dlatego, że Balotelli często symuluje w trakcie meczu i zachowuje się jak aktor, to główny powód.

O co chodzi z kibicami, jedni i drudzy prowadzą doping?

Na Olympique są dwie grupy kibiców, które dopingują. Jedna i druga się ze sobą lubią.

Jesteś zadowolony z losowania grup Ligi Mistrzów?

Tak, jest ciekawa. Obstawiam jednak, że Olympique zajmie drugie miejsce, faworytem niewątpliwie jest Manchester City i to oni wygrają grupę.

Czy regularnie chodzisz na mecze?

 Tak, na mecze Olympique regularnie chodzę od 5 lat.

 

Ciekawostką jest, że każdy kibic wchodzący na mecz otrzymuje bezpłatny program meczowy „La Tribune OL”. W nim wszelkie informacje, statystyki, wywiady. W tym akurat numerze była rozmowa z Marcelo. Myślę, że jest to świetna sprawa, w Polsce albo takich programów nie ma, albo trzeba dodatkowo zapłacić. Owszem, np. na Lechu Poznań program meczowy jest rzetelnie i obszernie przygotowany, w ładnej okładce, ale uważam, że 15 stron (w tym zdjęcia i reklamy) w zupełności kibicowi wystarczy.

W drugiej połowie na boisku działo się o wiele więcej, było tzw. mięso. Już na początku drugiej części widać było, że Patrick Vieira wstrząsnął swoim zespołem, bowiem Nicea wyszła zmotywowana, a przede wszystkim próbowała założyć pressing nieco wyżej. Po jednej z kontr w 47 minucie sam na sam z Lopesem wyszedł Saint-Maximin, ale piłka zatrzymała się na poprzeczce. To było pierwsze i ostatnie ostrzeżenie dla gospodarzy. W 51 minucie goście krótko rozegrali rzut rożny, piłkę zabrał Saint-Maximin i po minięciu dwóch obrońców oddał strzał z narożnika pola karnego, piłka niefortunnie odbiła się od głowy Marcelo i trafiła do siatki Lopesa. W 57 minucie Lyon miał najlepszą okazję do zdobycia bramki. Wymarzoną szansę zmarnował Deepay, który nie trafił w piłkę, po zagraniu piętą przez Bertranda Traore szansę miał jeszcze Nabil Fekir, ale trafił jedynie w słupek.

Podopieczni Bruno Genesio cały czas dążyli do wyrównania. Fenomenalnie dysponowany był jednak tego dnia Walter Benitez. 25 – letni Argentyńczyk dwoił się i troił, aby dowieść prowadzenie do końcowego gwizdka. Nicea po strzeleniu bramki nie miała już na tyle sił, aby wyprowadzać szybkie kontry, zatem cofnęła się na 15 metr i czekała na gospodarzy, którzy nie potrafili skruszyć tego muru. W 76 minucie z boiska zszedł Mario Balotelli, który został wygwizdany, sam bijąc brawo wszystkim wokół. W 85 minucie Patrick Vieira zdjął również strzelca bramki, co było reakcją na coraz groźniejsze ataki Lyonu. Do końca meczu bramka dla gospodarzy wisiała w powietrzu, ale cuda w bramce wyprawiał Benitez. W 86 minucie najpierw wybronił strzał z głowy z kilku metrów, po czym nogą obronił dobitkę Fekira. Wynik nie uległ już zmianie, zatem 53 438 kibiców zgromadzonych w tym dniu na stadionie wychodziła z niego ze smutkiem. Dla Nicei było to pierwsze zwycięstwo w tym sezonie.

Kornel i Sebastian byli zadowoleni z poziomu spotkania.

Mieliście wcześniej jakieś doświadczenia z kibicowaniem na większych stadionach?

Seba: Wcześniej byłem na meczu ekstraklasy na stadionie Lechii, ale nie pamiętam z kim grali. Nie chodzę na wiele spotkań, ale po tym co zobaczyłem w Lyonie mogę stwierdzić, że to jak porównanie nieba i ziemi. Widoczna była dominacja Olympique i ich bardzo ofensywna gra. Zabrakło im szczęścia, a Nicea w ciekawy sposób się skutecznie broniła i dowiozła zwycięstwo do końca.

Kornel: Jeśli chodzi o mnie, to był to mój pierwszy wyjazd na mecz na żywo. Tak jak powiedział wcześniej Sebastian, to 53 tysiące ludzi na stadionie robiło wrażenie. Patrząc na pozycje w tabeli i aktualny potencjał wynik był zaskakujący. 

Po spotkaniu poczekaliśmy z Tomkiem chwilę, aby zobaczyć stadion w pełnej krasie już bez kibiców – robi równie wielkie wrażenie. Najpierw udaliśmy się do sali konferencyjnej, ale ku naszemu zdziwieniu nie było w niej żadnego z trenerów, nawet nic nie było przygotowane, więc skierowaliśmy się do Mixed Zone. Co nie zmienia faktu, że sala konferencyjna jest bardzo funkcjonalna, a dla każdego dziennikarza czeka osobne stanowisko, z biurkiem i kontaktem. W Mixed Zone zaczęli wychodzić piłkarze, ale chwilę po nich najpierw wyszedł Bruno Genesio, a następnie Patrick Vieira. To kolejna różnica pomiędzy Ekstraklasą, a Ligue 1. W Polsce trenerzy przychodzą na konferencję po meczu, w trakcie której najpierw trener podsumowuje spotkanie, a następnie odpowiada na pytania dziennikarzy. W Mixed Zone w Polsce wychodzą zazwyczaj tylko piłkarze.

 

Z Tomkiem mieliśmy cel, aby porozmawiać z kilkoma piłkarzami. Przechodził Mario Balotelli, ale wyraźnie nie miał zamiaru z nikim rozmawiać. Dante najpierw do nas podszedł, ale gdy zaproponowaliśmy jemu rozmowę w języku angielskim odmówił. Rozmawiam również po Francusku, bo kiedyś uczyłem się tego języka w szkole, a teraz samodzielnie, zatem stwierdziłem, że warto spróbować z kimś porozmawiać. Akurat przechodził Walter Benitez, który chętnie ze mną porozmawiał, ale właśnie po Francusku, bo jak stwierdził angielskiego nie zna.

Zwycięstwo Nicei to zasługa głównie Waltera Beniteza

Wynik lepszy niż gra, zgodzisz się ze mną?

Walter Benitez: Tak, to było dla nas bardzo ważne zwycięstwo. Mieliśmy sporo szczęścia, ale dzięki tej wygranej nabierzemy zaufania do siebie i tego co robimy. 

Był to dla was ważny mecz? Trudny teren, przeciwnik także, jesteście szczęśliwi?

 W.B.: Musimy grać na 100%, aby zespół mógł wygrywać takie mecze. Nie możemy grać pod siebie, tylko dla dobra drużyny. Lyon ma w swoich szeregach wielu dobrych piłkarzy, wiedzieliśmy o tym, że będzie ciężko tutaj wygrać, ale na szczęście nam się to udało. 

Jesteś zmęczony? Miałeś dzisiaj dużo pracy.

W.B.: Zgadza się, było wiele okazji dla Lyonu, mecz bardzo się dla nas dłużył. Jesteśmy zmęczeni, to naturalne. W nadchodzącym tygodniu będziemy ciężko trenować, aby wygrywać również w kolejnych meczach.

W poprzednim sezonie dwukrotnie lepszy był Olympique, dzisiaj to wy jesteście lepsi. Miało to dla was znaczenie przed meczem? 

W.B: Oczywiście, że się cieszę, podobnie jak zespół. Dzisiaj to my byliśmy lepsi, bo wygraliśmy, to się liczy, a o tamtych porażkach możemy powoli zapominać. 

Tomek miał wielką ochotę porozmawiać z Marcelo. Brazylijczyk najpierw odpowiadał na pytania dziennikarzy francuskich, ale gdy przechodził i powiedzieliśmy, że jesteśmy z Polski, to podszedł z uśmiechem na ustach. Rozmowę Tomka z Marcelo możecie zobaczyć na profilu Radia Gol.

 

Podsumowując, szkoda, że żadna polska stacja telewizyjna nie skusiła się na wykupienie praw transmisyjnych do Ligue 1. Gra w niej wielu ciekawych piłkarzy, nie brakuje wirtuozów i gwiazd. Poza tym jest to liga aktualnych mistrzów świata. Na stadiony przychodzi wielu kibiców, zatem atmosfera również jest na odpowiednim poziomie. Jeśli kiedykolwiek będzie jeszcze okazja do wybrania się na mecz Lyonu, to z pewnością ją wykorzystamy. Jeszcze jedno, trudno po takim meczu wybrać się na stadion polskiej Ekstraklasy i być usatysfakcjonowanym z poziomu gry. Także apel do piłkarzy i klubów, może warto byłoby odpuścić jedną kolejkę Ekstraklasy, aby wybrać się na mecz lig zachodnich. Może nasi ligowcy zobaczą, że piłka nożna to piękny sport i można grać atrakcyjnie dla kibiców. To oczywiście jedynie marzenia, póki co Au revoir Ligue 1!

Materiał zebrał Jakub Treć.

Zakład bez ryzyka w Fortunie. Możesz wejść i odebrać go właśnie w tym momencie

 

 

Komentarze

komentarzy