Nam może trudno to sobie wyobrazić, ale są na świecie ludzie, którzy nie mają co robić z pieniędzmi. I to nie dlatego, że po zaplanowaniu miesięcznego budżetu mało co im zostaje. Pamiętamy historię pewnego Kolumbijczyka, który chcąc ogrzać córkę spalił dwa miliony dolarów. Przesadne bogactwo dotknęło wielu dziedzin życia, także sportu.
Na początku XXI wieku przytykano Chelsea, która stając się „zachcianką rosyjskiego multimiliardera” przez kilka lat była z tego powodu wręcz wyśmiewana. Podobnie stało się z Manchesterem City, podobnie stało się także z PSG. O ile „Citizens” mają drużynę, która wygrywa rywalizację w naprawdę wymagającej lidze, o tyle Paryżanie nie potrafią wychylić nosa z kraju. Mówiąc kolokwialnie, „dostają bęcki” za każdym razem.
Od 2011 roku Katar wpompował w PSG ponad miliard (!) euro. Od sezonu 2012/2013 ich przygody w Lidze Mistrzów prezentowały się następująco: ćwierćfinał, ćwierćfinał, ćwierćfinał, ćwierćfinał, 1/8, 1/8, 1/8. MILIARD. Swoją drogą to zastanawiające, że przy takich transferach PSG w bramce ma emeryta (z całym szacunkiem i uznaniem dla klasy Gigiego), w środku pomocy zagrał stoper, na bokach niemal 36-letni Alves i Bernat, któremu trudno było o pierwszy skład w Bayernie, do tego Kehrer, który regularnością i pewnością gry nie zachwycał nawet w Schalke. Niepojęte.
Wiemy, że Katar robi dużo, by mówiło się o nim na świecie. Jedną z dróg jest sport. To chyba jednak jeden z większych paradoksów, a nawet mindfucków, że znaczny międzynarodowy sukces w piłce nożnej szybciej osiągnęła reprezentacja Kataru (Puchar Azji), niż wręcz przepompowane PSG. Czas pokaże, czy na wielkie europejskie triumfy jeszcze przyjdzie pora, czy po prostu tej drużynie brakuje mistrzowskiej mentalności.