„Ostatni raz, kiedy (…)” – pięć najmocniejszych lig wziętych pod lupę

Śledząc europejskie rozgrywki z roku na rok, często nie dostrzegamy wielu rzeczy. Wyrabiamy sobie opinię o tym, ile drużyn dominuje, czy poziom jest wyrównany, czy pada wiele bramek… Czasem też sugerujemy się obecnym stanem rzeczy nie wiedząc, że jest on czymś, czego w danym miejscu nie było od bardzo dawna. Pora rzucić okiem na Bundesligę, La Ligę, Ligue 1, Premier League i Seria A – pięć najmocniejszych lig na Starym Kontynencie.

Bundesliga

Kiedy słyszymy jej nazwę, prawie automatycznie myślimy „Bayern”. I słusznie, bo jest on potentatem na krajowym podwórku zarówno teraz, jak i dawniej. Kroku stara się dotrzymywać BVB, chociaż trudno o tym mówić, jeśli od 1983 roku Bayern zdobył 20 tytułów, a Borussia pięć. A to właśnie wtedy, 35 lat temu, ostatni raz zdarzyło się, by ktoś inny niż wspomniana dwójka obronił tytuł (HSV 1981/82 i 1982/83). Borussi w tym czasie udało się to dwukrotnie. Ostatni „inny” mistrz, to rok 2009 i triumf Wolfsburga z kapitalnymi Grafite i Dżeko w składzie. Brazylijczyk zdobył wtedy 28 bramek, ale granicę 30 złamał dopiero Robert Lewandowski siedem lat później, jako pierwszy w historii spoza Niemiec (rok później dołączył do niego Aubameyang). Na taką zdobycz jednego zawodnika Bundesliga czekała niemal 40 lat – wcześniej ostatni raz osiągnął ją Dieter Mueller w 1977 roku.

La Liga

Ostatnie lata, mimo wielkich starań „Królewskich”, należą do Barcelony. „Duma Katalonii” kilkukrotnie traciła tytuł mistrza kraju, ale od razu go odzyskiwała. Real jest ostatnią (inną niż Barcelona) drużyną, która go obroniła, co miało miejsce w 2008 roku. Szukając kolejnego zespołu, któremu ta sztuka się udała, trzeba cofnąć się do roku 1984 (Athletic Bilbao). Dominacja tej dwójki byłaby nieprzerwana od 2004 roku (wtedy triumfowała Valencia), ale raz na tron wdrapało się Atletico pod wodzą Simeone (2014). Patrząc na Trofeo Pichichi, tu również dominują Real i Barcelona. Ostatnim królem strzelców był Diego Forlan w 2009 roku (32 gole), grający wtedy w Atletico. W całej historii 20 razy zdarzało się, by król strzelców miał więcej niż 30 trafień (maksymalnie 38), ale aż 10 z nich przypada na… ostatnią dekadę. Ostatni raz mniej niż 30 miał Daniel Guiza w 2008 roku (27, Mallorca), a mniej niż 20 Emilio Butragueno w 1991 roku (19, Real Madryt).

To pokazuje, na jak kosmiczny poziom weszła rywalizacja Realu i Barcelony i jak kapitalnych zawodników mają/miały. W 2011 roku Ronaldo jako pierwszy złamał granicę 40 trafień w sezonie (41), rok później Messi odpowiedział mu… pięćdziesięcioma. Potem mieli jeszcze po sezonie z 46 (Messi) i 48 trafieniami (Ronaldo). Niewyobrażalne liczby, których być może już nigdy nie uświadczymy. Do ich grona w 2016 roku dołączył Luis Suarez, dzięki czternastu bramkom zdobytym w… pięciu ostatnich kolejkach sezonu.

Wracając jeszcze do Simeone, przełamał on złą passę trenerów spoza Europy w La Liga – ostatnim takim, który zdobył tytuł, był Jorge Valdano w 1995 roku (Real Madryt). Jak na ironię, skończył karierę trenerską równie szybko, co zaczął (łącznie pięć lat).

Ligue 1

Kolejne zdominowane rozgrywki. Teraz przez PSG, wcześniej przez Lyon. Pierwsi rządzą od sześciu lat z jednym wyjątkiem (Monaco), drudzy byli na szczycie przez siedem kolejnych sezonów (2001-08). Licząc od 1990 roku we Francji aż dziesięć klubów cieszyło się z tytułu, ale zachowała go – poza wspomnianą dwójką – tylko Marsylia (była na szczycie w latach 1988-92). PSG i Lyon lubią też posiadać najlepszych napastników. Ostatnim królem strzelców w innych barwach był Olivier Giroud w 2012 roku, grając dla Montpellier, czym przyczynił się do pierwszego mistrzostwa w historii klubu. W porównaniu do Hiszpanii, we Francji od 1990 roku królowie strzelców tylko trzy razy dobijali do 30 trafień. Co ciekawe, dokonał tego niedawny duet z PSG – dwukrotnie Ibrahimović (2013, 2016) i raz Cavani (2017).

Premier League

Ostatnie lata to zmieniły, ale wcześniej w Anglii rządził i dzielił Manchester United (od 1991 do 2013 bez przerwy na ligowym podium!), nikogo więc nie zdziwi, że to on będzie odnośnikiem i przy okazji ostatnim klubem, który obronił tytuł (2009). Trzy lata wcześniej dokonała tego Chelsea z młodym i gniewnym „The Special One” – była to pierwsza obrona tytułu (nie Manchesteru United) od 1984 roku, kiedy udało się to Liverpoolowi. Pokazuje to nie tylko, jak trudno w Anglii dostać się na szczyt, ale też jak trudno na nim zostać. Konkurencja wciąż naciska i w tym roku będziemy mieli okazję przekonać się, czy drużyna Guardioli będzie potrafiła to zmienić.

Zmieniają się również główni aktorzy spektakli w Premier League – dawniej królami strzelców byli rodowici napastnicy jak Sheringham, Andy Cole, Shearer, Owen… Tymczasem (pomijając Kane’a)  ostatnim angielskim piłkarzem z takim tytułem był… Kevin Phillips w 2000 roku (Sunderland). Jest on również ostatnim zawodnikiem, który został królem strzelców grając w klubie spoza „top 6”. W Hiszpanii wybitnie nie szło trenerom spoza Europy, w Anglii natomiast zupełnie nie idzie… Anglikom. Choć trudno w to uwierzyć, ostatnim, który zdobył mistrzostwo, był Howard Wilkinson. Dokonał tego z Leeds United w 1992 roku.

Serie A

Kolejna wielka liga, kolejna zdominowana. Z jednej strony podobnie do Bundesligi, bo od lat nikt nie jest w stanie postawić się wciąż rosnącemu Juventusowi, z drugiej do La Liga, bo jednak Inter jako druga siła potrafił wygrywać pięć lat z rzędu (wg fanów Juventusu  cztery…). Do tego Milan, który od połowy lat ’90. wyraźnie zwolnił i pojedyncze trofea Romy i Lazio. Tutaj też trzeba się cofnąć o ponad dwie dekady, by znaleźć drużynę (poza topową dwójką), która obroniła mistrzostwo, czyli wspomnianych już „Rossonerich” (1994). Również od długiego czasu tytuł nie może opuścić trzech miast – Turynu, Rzymu i Mediolanu. Ostatnim miastem „posiadającym” mistrza była Genua, za sprawą Sampdorii (1991). Mimo wielu prób potem nie udało się to m.in. ani Florencji, ani Neapolowi…

Serie A jest jednak wyjątkowa pod względem napastników, nawet bardziej od Premier League. Podczas gdy mistrzowie innych lig najczęściej mają również swoich królów strzelców, na włoskich boiskach jest to już raczej rzadkością. Ostatni raz, kiedy zawodnik zdobył w jednym sezonie mistrzostwo i był najlepszym strzelcem, miał miejsce w 2009 roku, za sprawą Zlatana Ibrahimovicia. Kto wie, być może w tym sezonie niespotykana seria się przedłuży – w końcu jest jeden mocny kandydat z klubu, który o mistrzostwo na pewno bić się nie będzie. Do tej pory strzela w każdym meczu ligowym (już w siedmiu), co nie miało miejsca od czasów Gabriela Batistuty, który 24 lata temu zdobywał bramki w 11 pierwszych kolejkach sezonu. Wiadomo, o kim mowa…

Zakład bez ryzyka w Fortunie. Możesz wejść i odebrać go właśnie w tym momencie