Pamiętniki z Mundialu – niedziela, poniedziałek, wtorek

DZIEŃ CZWARTY

Szwajcaria – Ekwador czy Sparta Dwikozy – Samson Samsonów, co byście wybrali na niedzielne popołudnie? Mną od rana targały dylematy. Do ostatniej chwili nie mogłem się zdecydować, w końcu o 16:30 wsiadłem w samochód i pojechałem oglądać starania moich kolegów. Co tam kontuzja, trzeba być z drużyną.

Nie pochwalę się, że wygraliśmy 2:0, bo przecież Was to nie interesuje 😉

Wieczorem Francja grała z Hondurasem. W konkursie „Wygraj Mundial” powołałem do swojego Czarnobyla Zdrój trzech „Trójkolorowych”: Sakho, Matuidiego i Giroud, którego ani lubię, ani cenię, ale… wydawało mi się, że wyjdzie w podstawowym składzie i nastrzela Hondurasowi bramek. Co się okazało, widzieliście sami – Deschamps wystawił z przodu tercet Valbuena – Benzema – Griezmann i raczej się nie zawiódł. Od samego początku Francja grała poniżej oczekiwań, mozolnie, i wydaje mi się, że Cabaye podbiegał po piłkę zdecydowanie za blisko obrońców, przez co „Tricolores” praktycznie nie zdobywali pola gry. Na szczęście sytuację uratował Palacios. Wracając do trójki napastników – do nich akurat ciężko się przyczepić. Valbuena najaktywniejszy na boisku, skuteczny Benzema plus Griezmann robiący sporo wiatru na lewej stronie.

Co do Hondurasu, śmieszna sprawa – tam technologia goal-line najwyraźniej jeszcze nie dotarła, bo jak inaczej wytłumaczyć gorące protesty piłkarzy i ich selekcjonera po drugiej bramce? Po drugie: agresja, zdecydowanie zbyt wiele agresji. Osman Chavez i jego latające łokcie to zjawisko wyjątkowe w Ekstraklasie, ale na tle jego reprezentacyjnych kolegów nic nadzwyczajnego. Trudno dziwić się Deschampsowi, który postanowił oszczędzić Pogbę i Cabaye’a przed kluczowym meczem ze Szwajcarią.

DZIEŃ PIĄTY

Dzień piąty, czyli absolutna pomyłka. Liczyłem mocno na Portugalię, ale Niemcy po raz kolejny zaprezentowali solidną, niezawodną, słowem: szwabską piłkę. „Das ist fussball” – tak określiłby to mój były trener, „das ist konzert” – tak z kolei skomentowałby wczorajszy mecz Krzysztof Gajtkowski. Portugalczycy wyglądali na tle Mullera i spółki jak małe dzieci, a Pepe już na zawsze pozostanie „an Animal”. Naprawdę, szkoda słów na zawodnika, którego głupota jest tak wielka, że potrafi przyćmić umiejętności piłkarskie na najwyższym poziomie.

W nocy USA z Ghaną. Drużynie z Afryki przewodził w tym meczu tajemniczy Szaman, który najpierw rzucił urok na Joziego Altidore’a…

… a potem już bez zbędnych ceregieli skopał Dempsey’a w odwecie za straconą bramkę.

Wydawało się, że Amerykanie są już zaczarowani, a jednak…

DZIEŃ SZÓSTY

Wtorek, dzisiaj musi być lepiej. Belgia, o której pisałem dla Was przed Mundialem, gra z Algierią. Da się zauważyć, że oczekiwania względem ekipy Wilmotsa są ogromne. Oktawian Skrzecz i Alan Uryga, czyli obaj moi rozmówcy, wytypowali Belgów jako czarnego konia turnieju, a Wiślak posunął się nawet dalej i wskazał drużynę Hazarda jako faworyta do zwycięstwa w finale. Na chwilę obecną zasadnicze pytanie brzmi: czy młodzież poradzi sobie z presją?

Ja w ekspresowym tempie będę musiał poradzić sobie z ostatnim egzaminem letniej sesji, który został ustalony na skandaliczną, zastrzeżoną dla każdego kibica normalnego człowieka osiemnastą zero zero.

A wieczorem oczywiście Brasil – Neymar, Marcelo, karnawał, tańce i śpiewy. Trzeba było spakować w plecak to, co niezbędne, wydać ostatnie oszczędności na bilet w jedną stronę i być tam, choćby oznaczało to regularne noclegi pod gołym niebem. Ale co tam, gramy!