Przyjęcie to podstawa piłki nożnej. Decyzja o przyjęciu zawsze niesie za sobą konsekwencje. Tak było też wczoraj – Mandžukić przyjął i zdobył kapitalnego gola. Ronaldo, Casemiro i Asensio nie przyjmowali i w każdym przypadku była to dobra decyzja. Jakiś czas temu Europa przyjęła i popełniła błąd, a konsekwencje odczuli kibice Juventusu podczas finału Ligi Mistrzów.
W strefie kibica w Turynie około 30 tysięcy fanów oglądało transmisję z Cardiff. Podczas drugiej połowy, po bramce na 3:1, zawaliła się jedna z metalowych części sceny z telebimem. Olbrzymi huk spowodował, że w tłum wkradła się panika. Ludzie domyślali się, że jest to atak terrorystów i taką informację zaczęli wykrzykiwać. Kibice chcieli jak najszybciej opuścić Piazza San Carlo, ale w takim zagęszczeniu było to niemożliwe. W ludziach obudziły się najgorsze instynkty i siła fizyczna zaczęła decydować o tym, kto się uratuje – stąd wśród ciężko rannych są przede wszystkim kobiety i dzieci. Łącznie obrażenie odniosło od 600 do nawet 1400 kibiców Juventusu. Dane te cały czas są trudne do zweryfikowania, ponieważ nadal do szpitali zgłaszają się osoby poszkodowane. W placówkach wprowadzono stan nadzwyczajny przygotowany na prawdziwy zamach. Na miejscu momentalnie pojawiło się ponad 40 karetek pogotowia, ale dotarcie do wszystkich poszkodowanych było niemożliwe. Ludzi rozbiegali się w każdym możliwym kierunku, taranując przy tym innych kibiców. Spora część fanów ucierpiała w wyniku skaleczenia butelkowym szkłem. Organizator może odpowiedzieć za brak kontroli i niedopilnowanie właśnie w zakresie wnoszonych do strefy napojów.
To panika doprowadziła do tych dantejskich scen. Europejczycy są zastraszeni i każdy huk utożsamiają dziś z wybuchem kolejnej bomby. Nie jest już potrzebny ideologiczny wariat, który zakłada plecak i idzie wysadzić dziesiątki osób i siebie. Udało im się doprowadzić do sytuacji, w której sami się depczemy, taranujemy, gubimy buty i okulary, gdy trzeba uciekać, bo ktoś powiedział, że to kolejna bomba. W Turynie nic nie wybuchło, bo w tym czasie terroryzowany był Londyn. Udało się zapobiec tragedii w Cardiff, gdzie środki ostrożności kazały nawet zamknąć dach stadionu, by uniemożliwić wlot dronom. Mogliśmy mieć nadzieję, że przez te dziewięćdziesiąt minut słowa takie, jak atak, uderzenie czy zagrożenie przestaną mieć polityczny i niebezpieczny wydźwięk. Tak się nie stało, a wystarczył tylko dźwięk metalu uderzającego o ziemię.