Piast wykupił Jodłowca, a ten… nie może grać. Szczyt głupoty, czy zwykły zapis w umowie?

fot.: YouTube

Mistrz Polski po błyskawicznym odpadnięciu z rozgrywek europejskich może w spokoju skupić się na rozgrywkach ligowych. Idealna dla ekstraklasowych klubów sytuacja, w których grają mecze jedynie co tydzień, jest jednak „zachwiana” z powodu Pucharu Polski. W tych rozgrywkach Piast Gliwice jak na razie radzi sobie całkiem nieźle.

Po mękach z trzecioligową Unią Skierniewice, podopieczni Waldemara Fornalika kilka dni temu odprawili z kwitkiem Pogoń Siedlce. Losowanie było dla mistrza Polski łaskawe, gdyż 3 grudnia Piast zmierzy się z drugą drużyną Legii Warszawa, występującą na czwartym poziomie rozgrywkowym (III Liga). Czy to oznacza łatwą przeprawę bez żadnych „udziwnień”? Nie do końca…

Wszystko za sprawą osoby Tomasza Jodłowca. 33-latek latem został wykupiony z Legii, po sezonie, w którym był do Gliwic jedynie wypożyczony. Okazuje się, że obie strony przy podpisywaniu umowy zgodziły się na nietypowy zapis, przez który Jodłowiec nie może grać przeciwko byłemu klubowi. Druga drużyna Legii także podlega pod ten zapis.

Informację, że taki zapis obowiązuje w obecnym sezonie, potwierdził sam zainteresowany. Większość osób z miejsca zaczęła krytykować Legię, a dołączenie takiego punktu nazwano wprost „debilizmem”. Znamy takie zabiegi w przypadku wypożyczeń – w końcu zawodnik jest wtedy własnością danego klubu i ten może nie życzyć sobie, by rywal „użył” gracza przeciwko niemu. Tu mówimy jednak o transferze definitywnym. Zawiązała się dyskusja.

Fakty są takie, że tej sytuacji nie można ocenić w jeden dobry sposób. Jeśli to „debilizm”, to jak nazwać osoby, które się pod nim podpisały? Ok – jeśli klub kupuje gracza, ten powinien być do jego dyspozycji w pełnym wymiarze. Jednak to sprzedający dyktuje warunki i może zażyczyć sobie czegokolwiek, co jest zgodne z prawem. Nawet jeśli byłoby to dostarczanie powiększonego McZestawu co sobotę punktualnie o godzinie 14:00, albo przystrajanie stadionu w różowe kokardki podczas spotkań rozgrywanych w poniedziałki. Jeśli ktoś nie chce, nie musi przecież się na to zgadzać. Nikt nie miał przymusu, lufy przy skroni ani bata za plecami.

Piast Gliwice pozyskując Jodłowca targował się jak tylko mógł. Legia postanowiła więc to wykorzystać, a za każdy występ przeciwko niej (w obecnym sezonie) mistrz Polski musiałby dopłacić odpowiednią kwotę. Czy to idiotyzm? Nie, to zwykły warunek ustalony podczas negocjacji, na który przystały obie strony. Podobnym punktem mógłby być także zakaz gry bez uiszczenia odpowiedniej opłaty przeciwko drużynom, znajdującym się w danej chwili w top3. Jeśli to byłaby głupota, to wyłącznie ze strony klubu pozyskującego, który się na nią zgodził.