W świecie wielkich gwiazd trudno docenić tych, którzy na najwyższym poziomie raz radzą sobie zaskakująco dobrze, a za chwilę znikają. Odkrycia jednego sezonu często rozczarowują nas swoimi wahaniami formy, tak jakby utrzymanie się na szczycie po wspięciu się na niego miało być czymś oczywistym. W tym szaleństwie jednak także można znaleźć dużo frajdy.
Lucas Perez to odkrycie sezonu 2015/2016. Hiszpan, za którego Deportivo La Coruna zapłaciło PAOK’owi w 2015 roku 1,5 miliona euro, po 12 miesiącach odszedł do Arsenalu za 20 milionów. To mówi samo za siebie. Zawodnik, który w poszukiwaniu szczęścia grał m.in. w Karpatach Lwów, Dynamie Kijów czy wspomnianym PAOK’u, po powrocie do ojczyzny złapał formę życia.
Sezon, w którym napastnik zdobył w lidze 17 bramek i dołożył do nich 10 asyst, był wyjątkowy pod wieloma względami. Jednym z osiągnięć 27-letniego wówczas napastnika była m.in. seria siedmiu kolejnych spotkań w La Liga z bramką (w tym przeciwko Atletico, Sevilli czy Barcelonie). Od tamtego czasu wiele wody upłynęło, a Lucas Perez znów musiał szukać swojego miejsca na ziemi.
Nie wyglądało to dobrze ani w Arsenalu, ani po powrocie do La Corunii, ani w West Hamie. Wartość napastnika spadła do tego stopnia, że latem Deportivo Alaves zapłaciło za niego 2,3 miliona euro. Czy było warto? Lucas Perez co prawda w pierwszych sześciu kolejkach nie zdobył ani jednej bramki, ale kiedy zaczął, nie może przestać.
W sobotnim, wygranym 3:0 meczu z Realem Valladolid, Hiszpan może pochwalić się serią… siedmiu kolejnych spotkań z bramką. Brzmi znajomo? Dokładnie – Lucas Perez stał się pierwszym zawodnikiem w całej historii La Liga, któremu ta sztuka udała się w dwóch różnych klubach. 31-latek być może za jakiś czas znów zaliczy spadek formy i z pewnością nie zostanie zapamiętany jako wybitny gracz. Tego osiągnięcia nie odbierze mu jednak już nikt.