„Jeśli coś robisz, rób to na 100%” – wiele osób będących w czymś profesjonalistami wychodzi właśnie z takiego założenia. Mimo wszystko nie przeszkadza im to w zakładaniu rodzin i dzieleniu z nimi życia. Są jednak wyjątki, a jednym z nich jest Heung-min Son.
Koreański skrzydłowy/napastnik rozgrywa jeden z lepszych sezonów, odkąd trafił na Wyspy. W wielu meczach, w których Tottenham nie zachwycał, Son zdobywał kluczowe bramki dające drużynie trzy punkty. W ostatnich czterech kolejkach to się zmieniło (trzy porażki i remis, Son bez bramki lub asysty), ale i tak należy docenić to, co 26-latek zrobił do tej pory.
Wracając do sfery prywatnej, Son nie ma żony i… nie zamierza jej mieć. Przynajmniej na razie. Gdzie się nie rozejrzymy, widzimy zawodników chwalących się swoimi wybrankami, pokazujących z dziećmi i podkreślających, jak wielkie mają szczęście. Skąd więc takie odmienne podejście u podopiecznego Pochettino?
– Powiedział to mój ojciec i ja się z nim zgadzam. Kiedy jesteś żonaty, numerem jeden jest rodzina, żona i dzieci – dopiero potem futbol. Chcę mieć pewność, że podczas gry na najwyższym poziomie, piłka może być numerem jeden – wyjaśnił Son.
Pod pewnym względem rozumiemy jego podejście, bo jest ono spotykane choćby u niektórych kierowców wyścigowych. Według nich żona lub dzieci sprawiają, że zawsze masz je z tyłu głowy, przez co możesz być wolniejszy o dziesiąte/setne części sekundy. To jednak wielka adrenalina i często ogromne ryzyko, którego w piłce raczej nie ma.
Bardziej skłanialibyśmy się do podejścia większości, której ukochane osoby obok pomagają w utrzymaniu „normalności”. Futbol na najwyższym poziomie stawia wyzwania, nakłada presję i nie zawsze wszystko wychodzi tak, jakby się chciało. Wtedy samotność raczej nie jest najlepszym lekarstwem na pozbieranie się i zażegnanie problemów. Tu prawdopodobnie wychodzą różnice kulturowe – Son co prawda do Europy trafił mając 16 lat, ale wychował się w ojczyźnie, na Dalekim Wschodzie. Tam wiele rzeczy postrzega się inaczej.