Piłkarski hipster wybiera gitarę

Niezwykle kontrowersyjny, upodabniający się do Johnny’ego Deppa, ale niekoniecznie skuteczny na boisku. Bardziej niż z goli, zapamiętany zostanie z wybryków na boisku i poza nim, czerwonych kartek, częstych zmian klubów, czy uwielbienia dla The Rolling Stones i poezji. Ostatnio długi czas pozostawał na lodzie, niemal w ostatniej chwili otrzymał propozycję od włoskiego średniaka. Nie przystał na nią i postanowił porzucić futbol. Od dziś Dani Osvaldo to już tylko były piłkarz chcący zawojować rynek muzyczny. 

Argentyńczyk z włoskim paszportem pierwsze piłkarskie kroki stawiał w Lanus, gdzie rozpoczął treningi mając 9 lat. Niedługo potem przeniósł się do Banfield, a seniorskiej piłki zasmakował w Huracan. Był wtedy tylko spokojnym nastolatkiem marzącym o grze na największych stadionach obok wielkich piłkarzy.

pablo-daniel-osvaldo-huracan_a61akerj99u41wphw7iza37w1

Po obiecujących występach dekadę temu zgłosili się po niego włodarze Atalanty, ale po zaledwie kilku miesiącach na zasadzie współwłasności pozwolili mu przenieść się do występującego w Serie B Lecce. Mierząc się m.in. ze zdegradowanym karnie Juventusem (strzelił gola w przegranym 1:4 meczu na wyjeździe), Osvaldo ośmiokrotnie znajdował drogę do bramki. Już w tamtym sezonie zdarzało mu się tracić nerwy, efektem czego była czerwona kartka w spotkaniu z Frosinone i zawieszenie na 3 kolejki. Po sezonie do siedziby Atalanty zadzwonili z Florencji, oferowali 3 miliony euro. Klub z Bergamo przystał na takie warunki i dobito targu, a Osvaldo zaliczył spory awans. Wiodło mu się różnie, ale jego 5 minut przyszło w najważniejszym momencie. 2 marca 2008 Viola podejmowała na wyjeździe Juventus. Mecz należał do tych z kategorii „cios za cios” i w 90. minucie na zegarze widniało 2:2. Od 62. minuty na boisku był Dani, który w doliczonym czasie gry zapewnił swojej drużynie zwycięstwo. Cieszył się niesamowicie, gola celebrując niczym idol z młodzieńczych lat Gabriel Batistuta. Za „ostrzeliwanie” swoich kibiców obejrzał niestety drugą żółtą kartkę i wyleciał z boiska tuż przed końcowym gwizdkiem.

Niespełna rok później był już w Bolonii, gdzie zaprezentował się z numerem 99. Nie szło mu jednak najlepiej, mówiąc dość eufemistycznie. W styczniu 2010 wyjechał do Barcelony, aby spróbować sił w koszulce Espanyolu. 20 goli w 44 występach to wynik, który pozwolił mu odzyskać wizerunek zdolnego chłopaka z Lanus. W Hiszpanii Osvaldo znów zaczął cieszyć się grą w piłkę. Już wtedy nie krył swojego uwielbienia dla muzyki, dając gitarowy koncert na Plaça de Catalunya. W Katalonii pierwszy raz spotkał rodaka Mauricio Pochettino, który namówił działaczy do zapłacenia Włochom ok. 5 mln euro za kartę napastnika. Latem 2011 z 10-milionowym zyskiem dla klubu wrócił do Włoch, wkładając trykot AS Roma. Mający 25 lat Dani wszedł w końcu na wyższy poziom futbolowego świata, który był dla niego ucieczką do krainy dzieciństwa, co sam często przyznawał. Kiedy był na ustach wszystkich, opisywany w samych superlatywach, zdawał się odżywać. Kiedy się nie udawało, popadał w depresję. „Są dni, kiedy czuję się smutny, chciałbym być inna osoba, zagubić się w świecie” – mówił w wywiadzie dla La Repubblica. Wtedy posuwał się do różnych niezrozumiałych czynów. Kiedy Roma grała derbowy mecz z Lazio, on był w samolocie do Londynu, gdzie chciał się „wyłączyć” u boku partnerki. Władze klubu nie pozostały obojętne i szybko ukarały piłkarza zawieszeniem, oficjalnie uzasadniając to brakiem zaangażowania na treningach.

W tamtym momencie zadebiutował też w reprezentacji Włoch. Mający po pradziadku włoskie korzenie napastnik wielkiej kariery reprezentacyjnej jednak nie zrobił. Trwała ona 3 lata, 14 występów i 4 gole.

Nie udawało się też w Anglii. Southampton trenowany przez Pochettino wydał na Argentyńczyka 15 mln euro, pobijając tym samym klubowy rekord transferowy. Dani okazał się jednak totalnym niewypałem. Nie dawał z siebie 100%, efektem czego tylko 13 spotkań, 3 gole i wypożyczenie po zaledwie połowie sezonu. Tyle wystarczyło, aby ten sprawiający wrażenie zagubionego w świecie piłkarz zniechęcił do siebie wszystkich w klubie. Najbardziej z powodu odejścia Osvaldo cieszył się Jose Fonte. Na jednym z treningów doszło między panami do spięcia, a że stało się to za sprawą Daniego – został przez klub ukarany.

danielosvaldo

Kariera Pablo Daniela Osvaldo to prawdziwy rollercoaster. Po momentach chwały, zjechał on niemal do piekła. Odkąd w styczniu 2014 zawitał do Juve, nie mógł zagrzać nigdzie miejsca na dłużej niż pół roku. W Turynie nie było go po kolejnych kilku miesiącach, a działacze Interu Mediolan zrobili podobnie. Dani przychodził, sprawiał wrażenie obiecującego poprawę, czasem coś strzelił, ale szybko dawał o sobie znać jego charakter. W Anglii poznali się na nim na tyle dobitnie, że znów wysłano go na wypożyczenie. Osvaldo wrócił do ojczyzny, by grać w barwach Boca. Pół roku i już go nie tam nie było. Właśnie wtedy, latem ubiegłego roku wygasł jego kontrakt z Southampton i skusiło się Porto. Znów to samo i w styczniu 30-latek znów był bez klubu. Raz jeszcze pomocną dłoń wyciągnęli w Buenos Aires, ale nie było szans na poprawę. Napastnik zagrał tylko sześć razy, ani razu nie zapisując się na liście strzelców. Sytuacja naprawdę patowa, ale podobno ktoś jeszcze w niego wierzył.

Ostatnie miesiące to poszukiwanie kolejnego naiwnego, który podłoży gotową umowę dla niemal już doszczętnie  zrujnowanego w środowisku piłkarza. Dni mijały, ale odważnego nie było. Agent starał się ze wszystkich sił i udało się. Ostatniego dnia okienka zadzwonili z Chievo, mówiąc, że w niego wierzą i są gotowi zaoferować zatrudnienie. Jednak on już wiedział, że z piłką koniec. Nie był w stanie odpowiednio się zmotywować, myśli skupiając na zupełnie innych kwestiach. Jak się okazało, to muzyka zaprzątała mu głowę.

Mający duszę prawdziwego artysty, nie wiedzący co to rygor i odpowiedzialność zawodnik, postanowił oddać się muzyce. Romansował z nią od zawsze, ale dopiero teraz odważył się na jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu. Kochający rocka Osvaldo już przed laty zdradził swą sympatię do twórczości The Rolling Stones. Potwierdzają to jego zachowania w mediach społecznościowych. Jego nick na twitterze (na instagramie podobnie) to @ danistone25, na którym pisze o sobie „EL LOCO OSVALDO”, czyli po prostu wariat. Swego czasu po sieci krążyło też coś takiego…

dani-osvaldo

Jeśli myślicie, że zapowiedzi piłkarza o karierze w branży muzycznej to puste słowa, koniecznie musicie zobaczyć poniższe video. Od jakiegoś czasu Dani ma bardzo dobre relacje z członkami rockowego zespołu z Buenos Aires La Beriso. Muzycy postanowili dać piłkarzowi szansę, a ten od czasu do czasu występuje razem z nimi.

Dani Osvaldo nie jest pierwszym, który oprócz miłości do boiska wyznaje podobne uczucia do muzyki. Już kilka lat temu o swoich pozaboiskowych talentach dał znać duet Ryan Babel&Royston Drenthe, kręcący się w klimatach rapu. Podobne hobby ma ich rodak Memphis Depay. Nieco luźniejszy styl, bardzo hiszpański, preferuje były bramkarz Barcelony Jose Manuel Pinto, podobnie jak nowy nabytek PSG Jese Rodriguez. W klimaty DJ-skie wkręcił się natomiast mr. Lenoir, czyli znany dziś pod takim pseudonimem Djibrill Cisse.

Muzyka jest doskonałym środkiem na odprężenie i zapomnienie o problemach. W tej branży można zrobić karierę nie mniejszą niż w futbolu, ale warto skupić się na czymś konkretnym. Dlaczego o tym wspominamy? Żaden z wymienionych wyżej piłkarzy nie zrobił/nie robi kariery na miarę oczekiwań. Dotyczy to też Osvaldo, któremu życzymy powodzenia na nowej drodze życia.

Odbierz darmowe 20 zł w nowym polskim bukmacherze forBET. Graj za darmo!